czwartek, 28 marca 2013

Druga szansa

Przed Państwem jedna z najładniejszych okładek jakie kiedykolwiek widziałam na oczy. To właśnie dzięki niej postanowiłam sięgnąć po ,,Villę Mirabellę" Petera Pezzelliego. Co prawda zapowiedź fabuły nie zrobiła na mnie większego wrażenia, jednak zdecydowałam się kupić tę publikację. Czy jestem zawiedziona? Hm...

Głównym bohaterem książki jest młody i ambitny Jason Mirabella, który po skończeniu studiów decyduje się wyrwać z rodzinnego miasteczka i wyruszyć do Los Angeles. Tam wszystko idzie mu jak z płatka. Świetna praca, duże mieszkanie, piękna narzeczona. Jak to zwykle bywa w takich powieściach Jason nagle traci wszystko to, co było dla niego ważne i chcąc nie chcąc musi wrócić do Rhond Island. Rodzina, a zwłaszcza ojciec przyjmują go z otwartymi ramionami i zapraszają do prowadzenia rodzinnego hoteliku, który nie przynosi większych zysków. Jak myślicie, co wydarzy się później?

Pytam o to po to, by zapoznać Was z największym minusem tej powieści, którym jest (pewnie już się domyślacie)... rażąca do bólu przewidywalność. W książce pojawia się kilka wątków, które najprawdopodobniej miały być ,,nagłymi zwrotami akcji", a okazały się banalne, podobnie jak ich rozwiązania i skutki. Cała historia toczy się według znanego wszystkim schematu, którego zalążek stanowi streszczenie fabuły książki zawarte w tym poście.

Nie chciałabym jednak, żebyście myśleli, że ,,Villa Mirabella" to absolutny gniot, po którego nie warto sięgać. Na jej korzyść można powiedzieć, że książka aż bije po oczach sielską, rodzinną atmosferą, a postacie są zbudowane w ten sposób, że po prostu nie da się ich nie lubić. Peter Pezzelli jest autorem bestsellerowej (podobno -  nie wiem, nie czytałam) ,,Kuchni Franceski", która również przesiąknięta jest swojskością i ciepłem rodzinnego domu.

,,Villa Mirabella" należy do tego typu książek, które się albo kocha, albo nienawidzi. Nic poza tym. Dla mnie jest to jedna z książek, które zdarza mi się czytać ,,ku poprawie humoru". Myślę, że najlepiej by było gdyby każdy osobiście przekonał się o wartości tej publikacji.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

niedziela, 24 marca 2013

Czy odnalazłeś już swojego Boga?


,,Wejrzyj na moją potrzebę, której nie znam nawet ja sam"
                   ~François Fénelon


Jakiś czas temu zainteresowałam się serią Bieguny (wydawnictwo Carta Blanca). Jedną z książek, które wpadły mi dzięki niej w ręce jest druga publikacje Erica Weinera (autora ,,Geografii szczęścia") pt. ,,Poznam sympatycznego Boga. Moje flirty z istotami wyższymi".

Jednym  z czynników, dzięki którym zdecydowałam się sięgnąć po tę książkę była jej fantastyczna, niezwykle inspirująca i zapowiadająca ciekawą zawartość okładka. Sympatyczny pan z ciekawą fryzurą i, zaryzykujmy, makijażem oraz okularami przeciwsłonecznymi przywołuje mi na myśl zjawisko zderzania się oraz przenikania dwóch obcych sobie kultur. Eric Weiner postawił sobie na cel swobodne poruszanie się wśród tych, których głównym wyznacznikiem jest religia. Autor pewnego dnia z dość błahych powodów trafił do szpitala, gdzie jedna z  pielęgniarek zadała mu jedno dające do myślenia pytanie, które stanowi tytuł tego posta.

Wtedy właśnie Weiner postanowił ,,przebadać" kilka religii i wybrać z nich tę, która będzie dla niego najodpowiedniejsza. Tymi religiami okazały się: sufizm, buddyzm, franciszkanizm, raelianizm, taoizm, wicca, szamanizm i kabała. Czytelnik po kolei poznaje każdą z nich wprowadzając się razem z autorem do sufickich komun, odwiedzając taoistyczne pustelnie czy bawiąc się na raelianistycznych imprezach (inaczej nie da  ich nazwać, jak przeczytacie, zrozumiecie dlaczego).

O kilku opisanych w książce religiach nigdy w życiu nie słyszałam, inne są mi znane już od dawna. Weiner nie skupia się jednak jedynie na przedstawieniu tych wyznań, między wierszami prowadzi również pewną dyskusję między wierzącymi a ateistami, do których, jak mu się wydawało, swego czasu należał.

Niech nie zwiedzie Was jednak lekki styl autora (brak -izmów i tym podobnych), książką naprawdę ma sporo do zaoferowania. Dla wytrwałych przeznaczona jest całkiem bogata bibliografia zamieszczona na końcu publikacji.

Z ,,Poznam..." wiąże się dla mnie kilka miłych spojrzeń. Książkę tę dostałam w prezencie na Gwiazdkę, a skończyłam ją czytać tuż przed Sylwestrem.
Polecam ją wszystkim tym, którzy chociaż w małym stopniu interesują się teologią lub po prostu chcą troszkę poszerzyć swoje horyzonty. Czeka Was mnóstwo świetnej zabawy, gwarantuję:)

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
                                   Franca

piątek, 22 marca 2013

Muzeum marzeń niemożliwych

Nie oceniaj książki po okładce. Niby wszyscy znają to powiedzenie, ja również je znam i do niedawna wydawało mi się, że nawet je rozumiem. Niestety, przy pierwsze nadarzającej się okazji okazało się, że jest dokładnie inaczej. Po ,,Przedostatnie marzenie" Angeli Becerry nigdy bym sama z siebie nie sięgnęła. Po pierwsze dlatego, że tytuł wydał mi dość kiczowaty i po drugie dlatego, że okładka przypominała mi tandetne Harlequiny, za którymi zdecydowanie nie przepadam. Koniec końców książkę dostałam w prezencie od znajomej i siłą rzeczy musiałam ją przeczytać. Nie żałuję.


Pewnego dnia katalońska policja znajduje w jednym z mieszkań ubrane w ślubne stroje, zastygłe w wiecznym uścisku zwłoki dwójki staruszków, Juana i Soledad. Dlaczego nikt nic nie wiedział o miłości tej pary? Dlaczego i czy w ogóle zakochani popełnili samobójstwo? Ich historia sięga roku 1936...

Tę niezwykłą zagadkę próbują rozwiązać dzieci denatów -  egoistyczny i skupiony tylko na pieniądzach Andreu i wrażliwa nauczycielka gry na fortepianie Aurora. W miarę czytania równolegle obserwujemy ich śledztwo jak i cofamy się w czasie, by poznać Juana i Soledad oraz ich historię. W międzyczasie podróżujemy od Barcelony, przez Cannes aż po Kolumbię poznając niezwykłą atmosferę tych miejsc w ciężkich czasach dyktatury generała Franco oraz II wojny światowej.


Cechą charakterystyczną stylu Beccery są liczne, doskonale wpasowane w tekst metafory. Chwilami przypomina to styl Paolo Coehlo, z tym, że Beccera nie pisze tak drażniąco. Sugerując się tym, że prawdziwa literatura obroni się sama chciałabym zamieścić tutaj kilka cytatów pochodzących z ,,Przedostatniego marzenia:


,,Teraz już wiem, że świat dzieli się na tych, którzy mają, i tych, którzy umierają z pragnienia, żeby mieć"

,,Nie było żywej duszy wśród tylu dusz śpiących"
Angela Beccera

,,Zmarszczki istnieją tylko w umyśle młodych, bo oni się ich boją. A wiesz dlaczego? Bo ich nie rozumieją"

,,Miłość bez pocałunków jest jak czekolada bez sera... A miłość bez rozsądku to jak jajko bez soli"

,,Ona pierze bieliznę zabrudzoną przez bogaczy, a ja kręcę się tu, po wnętrznościach tego hotelu, karmiąc ludzi, którzy nie wiedzą, co to jest głód."


Nie wszystkim pasuje taki styl pisania, stąd te cytaty -  gwoli ostrzeżenia. Ja ze swojej strony powtórzę, że byłam bardzo uprzedzona do tej książki, a po jej lekturze poczułam się mile zaskoczona. Polecam.


To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

wtorek, 19 marca 2013

,,Obyś była matką tysiąca synów"

O Indiach napisano i powiedziano już wiele. Jest to kraj wielokulturowy, do którego tuż po 1950 roku zaczęły ściągać tłumy Europejczyków w poszukiwaniu ,,spokoju i wewnętrznej równowagi". Mahatma Gandhi stał się międzynarodowym autorytetem, obok Luthera Kinga najdoskonalszym przykładem obywatelskiego nieposłuszeństwa. Mnóstwo osób marzy o podróży do Indii. Niestety, często zamiast Tadż Mahal dane jest im zobaczyć tłumy żebraków, także dzieci oraz brud jakiego nie spotkali nigdzie indziej. Wiele ludzi, którzy odwiedzili ten kraj postanowili nigdy do niego nie powrócić, nie byli w stanie znieść tyle cierpienia na raz (jak to nazwali). Ale czy dla Hindusów również jest to cierpienie? Czy Indie może jednak są rajem na ziemi? Na to pytanie postanowiła odpowiedzieć Paulina Wilk w swojej książce pt. ,,Lalki w ogniu. Opowieści z Indii"

Paulina Wilk przez wiele lat związana była z ,,Rzeczpospolitą", teraz publikuje między innymi w ,,Kontynentach" (gorąco polecam!) oraz ,,Tygodniku Powszechnym". ,,Lalki.." są jej książkowym debiutem   z resztą bardzo udanym. Za ten reportaż otrzymała w 2012 roku nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera oraz była nominowana do wielu innych nagród (w tym do Nagrody Nike). 



Książka przedstawia bardzo gorzki obraz Indii. Zdziera z tego kraju kolorowe sari, zmazuje czerwone bindi i pokazuje jego los takim, jaki on jest. Obdarte z pozorów i stereotypów Indie wydają się wybrakowane, smutne i... przeludnione. Pierwszy rozdział skupia się na tym, aby pokazać czytelnikowi jak w opisywanym kraju wygląda ,,proces" narodzin i rytuałów związanych z tym wydarzeniem. 

,,Urodził się kilka dni temu, a już golą mu głowę"
Wydaje się, że życie w Indiach płynie spokojnie, a ludzie mogą żyć, jak im się tylko podoba. Niestety, tradycja, obyczaje stanowią inaczej. Każdy element życia codziennego Hindusów jest ,,procesem", który musi odbyć się zgodnie z instrukcją. Wybór stroju, kąpiel, śmierć.Wszystko musi odbyć się zgodnie z powszechnie znanym, a nigdzie nie spisanym prawem. Tiziano Terzani w swoich ,,Listach przeciwko wojnie" pisze, że Indie są jedynym krajem, który nie dał odebrać sobie duchowości, nawet jeśli niekiedy utrudnia ona życie (patrz system kastowy). Nawet demokratycznie wybranym władzom Indii nie udało się zmienić zwyczajów panujących w hinduskim społeczeństwie, nawet wśród tzw. klasy wyższej. 

Jedyne, co nieco razi mnie się w tej książce to jej język. Absolutnie nie chcę przez to powiedzieć, że Wilk jest kiepsko warsztatowo, nic w tym rodzaju. ,,Lalki.." napisane są bardzo prostym, dosadnym językiem, chwilami miałam wrażenie, że nie czytam reportażu, a sprawozdanie. Mimo to gorąco zachęcam wszystkich do przeczytania tej książki. Zaręczam, że dowiecie się z niej o Indiach więcej, niż w jakiejkolwiek innej publikacji, nawet profesjonalnym przewodniku. Atmosferę tego kraju wprowadzają do tekstu nieliczne (niestety) zdjęcia oraz klimatyczna okładka, która już sama w sobie zawiera jakieś przesłanie i w pewien sposób oddaje ducha Indii. Pamiętajmy jednak, że ,,nic się jeszcze nie wydarzyło, indyjska opowieść dopiero się zacznie".


To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Notka bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę i Reporterskim okiem.

poniedziałek, 18 marca 2013

Niegrzeczne fantazje E.L.James

Niewinna, nierozgarnięta ONA, przystojny, tajemniczy, a przy okazji bajecznie bogaty ON. ONA jest niczym niewyróżniającą się studentką, ON w wieku dwudziestu kilku lat dorobił się fortuny. ONA, dziewczyna jakich wiele, ON, elektryzujący mężczyzna o niebanalnej przeszłości. W większości książek skończyłoby się to pospolitym romansem. Jednak dzięki chwytliwemu tytułowi, interesującej okładce i zachęcających opiniach miała nadzieję, że w tej jednej jedynej skończy się to inaczej. Cóż, pomyliłam się.

,,Pięćdziesiąt twarzy Greya" E.L. James reklamowane było jako ,,hipnotyczna, uzależniająca, iskrząca seksem i erotyką powieść, której nie sposób odłożyć.". Ja walczyłam ze sobą, żeby nie odłożyć tej książki po pierwszym rozdziale.         
                                                          Słówko o fabule.
Amanda Steele jest studentką filologii angielskiej i mieszka ze swoją charyzmatyczną, udzielającą się społecznie przyjaciółką, Kate. Pewnego dnia,  Ana zostaje poproszona przez współlokatorkę o przeprowadzenie wywiadu z Christianem Greyem, przystojnym biznesmenem, a przy okazji filantropem. Dziewczyna, nie bez oporów, zgadza się.  Wywiad idzie jej koszmarnie i Ana ma nadzieję, że już nigdy w życiu Greya nie spotka. Niestety, mężczyzna rozpoznaje ją w sklepie, w którym dziewczyna pracuje po czym zaprasza ją na herbatę. Potem akcja rozwija się bardzo szybko. Anastazja i Christian zaczynają się spotykać, a ich związek zostaje oparty na relacji ,,mistrz-uległa". Ana ma wątpliwości, czy taki układ jej pasuje, ale w końcu ulega i tak zaczyna się ta ,,hipnotyzująca" powieść.


Trudno nie zauważyć, jak banalna i nieskomplikowana jest ta historia ideału mężczyzny i szarej myszki. Jedynym jej urozmaiceniem jest zagadka pochodzenia Greya oraz jego wcześniejszych doświadczeń z kobietami, zarówno ,,uległymi", jak i jedną, mającą na niego olbrzymi wpływ, dominą. Gdyby autorka zdecydowała się rozbudować ten wątek być może wyszedł by jej całkiem ciekawy thriller psychologiczny. Niestety, pani James wolała skupić się na zabawach pejczem i podwiązywaniu.

Kolejnym, poza niezbyt ciekawą fabułą, minusem tej książki jest jej język. Spotkałam się już z głosami, że jest to raczej ,,zasługa" tłumacza, Moniki Wiśniewskiej niźli samej autorki. Niestety, mój angielski nie jest na tyle dobry, żebym mogła to ocenić. Tak, czy inaczej fakt, że w momentach, gdy z ust Any mogło wyrwać się jakieś siarczyste przekleństwo ta wzywała świętego Barnabę był co najmniej hmm... dziwny. Podobnie pojawiająca się co kilka linijek tańcząca, śpiewająca i fikająca koziołki ,,wewnętrzna bogini" bohaterki była naprawdę męcząca, a już na pewno nie wprowadzała pomiędzy Aną, a Christianem jakiegokolwiek napięcia seksualnego. 

Kończąc już, chciałabym tylko napisać, że fakt pojawiania się tego typu zagranicznych książek na polskich listach bestsellerów świadczy o tym, że powinniśmy raczej znów zacząć doceniać naszą rodzimą literaturę. Pamiętajcie, że Polacy nie gęsi...:).

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

niedziela, 17 marca 2013

,,Pamiętajcie o człowieczeństwie..."

,,Ale taki właśnie stał się nasz świat: reklama zajęła miejsce literatury, slogany poruszają nas bardziej niż wersy poezji. Jedynym sposobem, żeby się temu nie dać, jest obstawanie przy samodzielnym myśleniu i, przede wszystkim, własnym sumieniu"

~ ,,Listy przeciwko wojnie" Tiziano Terzani 


Tiziano Terzani był (zmarł w 2004 roku) znanym włoskim dziennikarzem i pacyfistą. A może raczej znanym włoskim pacyfistą i przy okazji dziennikarzem. Zdecydowanie przeciwstawiał się wszelkim formom amerykanizacji i był głównym ideologicznym przeciwnikiem Oriany Fallaci. Studiował prawo i sinologię, był jednym z pierwszych zagranicznym korespondentów w Pekinie (później został z niego wydalony). Pod koniec życia podróżował po Azji Wschodniej (szczególnie upodobał sobie Indie) w poszukiwaniu spokoju ducha oraz alternatywnych metod leczenia raka, na którego cierpiał. Terzani stał się ikoną współczesnych pacyfistów, których inspirował swoimi sentencjami. Oto krótki filmik dotyczący jego i jego poglądów:



Omawiana książka składa się z ośmiu listów traktujących o stopniu zmanipulowania współczesnego społeczeństwa przez ,,opinię" czy też ,,sprawę międzynarodową", co praktyce oznacza tańczenie tak, jak Stany sobie tego zażyczą. Terzani dużo pisze o islamskim fundamentalizmie tłumacząc czytelnikowi mechanizmy jego powstawania oraz czynniki, które mają wpływ na jego rozwój. Po przeczytaniu tej książki przeciętny Kowalski zaczyna rozumieć Talibów, a przy zagłębianiu się w historię Afganistanu, niemalże zaczyna im współczuć.

Nie chciałabym jednak, żeby ktokolwiek uznał tę książkę za pseudointelektualne, propagandowe barachło bo pokrótce tak zaczęłam ten tytuł opisywać. Przeczytałam tylko jedną jego książkę, ale z pełną odpowiedzialnością mogę przyznać, że Terzani jest moim autorytetem. Mądrość życiowa, pokora i wewnętrzny spokój człowieka, który wiele już w życiu widział wypływający z tej książki naprawdę czyni ją wartą przeczytania i, to ważne, przemyślenia. Autor posługuje się swoimi doświadczeniami przy okazji wytykając mediom zakłamanie i protekcjonalność w stosunku do innych.

,,Jak długo będziemy sądzić, że mamy monopol na ,,dobro", i mówić o sobie jako o ,,świecie cywilizowanym", ignorując resztę, tak długo nie będziemy na właściwej drodze"

Pierwszy list opisuje odczucia autora z dnia 11 września 2001 roku, kiedy to miała miejsce tragedia, która siłą rzeczy doprowadziła do eskalacji wszystkich negatywnych uczuć i postaw Zachodu. Terzani bezwzględnie punktuje George'a Busha i jego politykę walki z terroryzmem, która przed przeczytaniem tej książki wydawała mi się jakoś wewnętrznie spójna. Jeden z najbardziej znanych włoskich korespondentów narzeka również na poziom współczesnych dziennikarzy i ich artykułów, w których ,,historie się powtarzają i mam zawsze wrażenie, że czytałem je lata wcześniej, kiedy były lepiej napisane".

Gorąco polecam Wam tę książkę. Wbrew tak poważnej tematyce jest napisana lekkim piórem i pomimo dość radykalnych poglądów autora, nie narzuca czytelnikowi swojego zdania. Prosi jedynie:

,,Pamiętajcie o swoim człowieczeństwie, zapomnijcie o wszystkich innym".

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

sobota, 16 marca 2013

Napijmy się herbaty

,,Dla kogoś, kto nie podróżuje, świat wydaje się obcy i groźny. Pełen zbrodni. Nic w tym dziwnego, skoro telewizja i prasa karmią nas codziennie obrazami krwi i cierpienia. Skoro opowiadają jedynie o tragediach i przestępstwach. Media wychowały nas tak, że potrafimy zainteresować się tylko złymi informacjami i mało kto interesuje się czymś, co się udało, czymś dobrym, konstruktywnym. Nauczono nas, że dobre wiadomości są nudne i nie warto się nimi interesować. Nie robi się nam od nich gęsia skórka i nie można o nich dyskutować w pracy"

             ~,,Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku" Robert Robb Maciąg



Dlaczego warto podróżować? Odpowiedzi jest kilka. W końcu fajnie jest się pochwalić znajomym zdjęciami z Egiptu, z pięciogwiazdkowego hotelu, z klimatyzowanego samochodu czy eleganckiego samolotu. Super. Zawsze to kawałek świata (gwoli ścisłości, nie ma w takim stylu podróżowania nic złego). Jest tylko jeden problem. Co po takim wypoczynku all-inclusive rzeczywiście jesteśmy w stanie powiedzieć o kraju, w którym wypoczywaliśmy? Powtórzmy wiec: pięciogwiazdkowy hotel, elegancki samolot i dodajmy - palące słońce i świetne drinki.  Uszczypnijcie mnie jeśli się mylę, ale chyba nie na tym rzecz polega. Ludzi myślących podobnie jak ja, jest całkiem sporo. Oni po wylądowaniu w nieznanym kraju idą do zarezerwowanego wcześniej hotelu, rozpakowują się i zaraz po szybkim prysznicu rozpoczynają swój rajd po muzeach, zabytkach czy innych pomnikach. Już lepiej. Istnieje jednak jeszcze jedna grupa podróżników (chciałabym być na tyle odważna, by do niej należeć) - są to ludzie, którzy nie boją świata. Do tej grupy należy m.in. Robert i Ania Maciąg (więcej informacji o autorach możecie znaleźć tu i tu).

,,Tysiąc szklanek..." jest reportażem z ośmiomiesięcznej podróży po krajach Jedwabnego Szlaku (Syrii, Turcji, Iranie, Turkmenistanie, Uzbekistanie, Tadżykistanie i Chinach). Walorem tej książki jest to, że czytając ją, wiemy, że nie mamy w rękach dzieła przyszłego noblisty, ale tekst człowieka, który przede wszystkim jest podróżnikiem, a dopiero potem pisarzem. Niby dlaczego miałoby to być walorem? Ano dlatego, że Maciąg doskonale zdaje sobie z tego sprawę i nie próbuje na siłę udowodnić czytelnikowi, że jest inaczej. Oto dlaczego tę książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie.

Jedynym minusem tej publikacji są dość monotonne zdjęcia - same portrety. Nie powiem, żeby mi się nie spodobały, wręcz przeciwnie, są całkiem ładne. Sęk w tym, że są one właśnie... monotonne. Nawet kompozycja jest identyczna. Postać jest ukazana od piersi w górę, a za nią widzimy jednolite bądź rozmazane tło. 

Z racji tego, że autor podróżował po ,,krajach zapalnych", z których jeden (Syria) wybuchł z pełną mocą, książka mogła trącić wymuszonym patosem i nieśmiałą propagandą. Nic takiego jednak w niej nie znajdziemy. Wspomniałam o Syrii z racji tego, że opis tego kraju urzekł mnie najbardziej, podobnie jak ludzie opisani w tym rozdziale. Wspomniany wyżej patos nie był potrzebny ponieważ sama myśl o tym, co dzieje się teraz w tym kraju skłania wszystkich do przemyśleń.  Robert Maciąg wolał nam opowiedzieć o pięknie tego kraju z czasów (bardzo nam przecież bliskich), gdy wielka polityka nie wtrącała się jeszcze w jego sprawy, a ludzie mogli swobodnie i bez nerwów parzyć swoją herbatę słuchając dobiegającej z przejeżdżających samochodów ,,Lambady". 

,,Czasem jesteś kimś więcej niż tylko sobą. Czasem reprezentujesz jakąś grupę ludzi, jakieś idee, wartości. Czasem jesteś całym swoim krajem. Inni odbierają Cię tak, jakbyś był uosobieniem swojego kraju i całej jego historii"

Podróżujcie. I to teraz bo ,,później może się okazać, że nic się Wam już nie będzie chciało, a najmniejszą ochotę będziecie mieć, by podróżować po obcych krajach. Później może oznaczać ogródek i telewizor, a przecież szkoda by było Waszych umarłych marzeń i wiecznie żywych wspomnień."

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Notka bierze udział w wyzwaniu: Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę.

czwartek, 14 marca 2013

Czy jesteś moją bratnią duszą?

              Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po tę książkę, ale nigdy nie zapomnę, że tuż po przeczytaniu ostatniej jej strony z mojego słownika zniknęło słowo przyjaciel. Od tej chwili wszystkich bliskich mi ludzi nazywałam ,,bratnimi duszami". Moją prywatną Aleją Zakochanych była Olszyna (krótka piaszczysta droga prowadząca od zabudowań aż do lasu, gdzie, ciekawostka, żadnych olszyn nigdy nie było), a Doliną Fiołków - Dolina Kaczeńców. Wiecie już o jaką książkę chodzi? To proste. Czas na  ,,Anię z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montogmery. 


           Na początku chciałabym Wam pokazać moją kolekcję powieści o Ani, którą dostałam od mojej ukochanej babci ładnych parę lat temu. To od niej zaczęła się moja przygoda z Anią i muszę się przyznać, że nie potrafię czytać jakiejkolwiek części tego cyklu jeśli trzymam w rękach inne jej wydanie.
          Streszczając krótko fabułę: Ania Shirley jest sierotą, która przez pomyłkę zostaje zaadoptowana przez starsze już rodzeństwo: Marylę i Mateusza. Maryla jest dobrą, ale niezwykle surową i zdroworozsądkową kobietą, więc chce odesłać Anię z powrotem do sierocińca. Z Mateuszem zaś dziewczynka od razu ,,łapie kontakt" i zaprzyjaźnia się z nim. Dzięki Mateuszowi Ania zostaje na Zielonym Wzgórzu. W międzyczasie udaje jej się rozgniewać wścibską panią Linde, która ośmieliła się skomentować jej rudy kolor włosów. Jak wiedzą wszyscy, którzy czytali tę powieść, dzięki niechęci do swoich rudych włosów Ania przeżyje wiele ciekawych przygód oraz pozna swojego przyszłego męża.

Montgomery w wieku 10 lat
Źródło


Ale dość już o fabule, nie zdradzajmy najciekawszego. Wspomnijmy teraz o autorce tego niesamowitego cyklu. Lucy Maud Montgomery urodziła się w 1874 roku w Kanadzie. Gdy w wieku niespełna 2 lat zachorowała na gruźlicę ojciec oddał ją na wychowanie do dziadków, których zawsze wspominała jako surowych i poważnych. Jedyną jej pociechą były częste wizyty u ukochanej ciotki, Annie Macneill Campbell.
Źródło
         W 1887 roku jej ojciec ożenił się z Mary Ann McRae. Z tego związku na świat przyszło przyrodnie rodzeństwo Maud (na co dzień pisarka posługiwała się swoim drugim imieniem). Jednak ani z macochą, ani z rodzeństwem Montgomery nie utrzymywała bliskich kontaktów. We wrześniu 1891 roku pisarka ukończyła naukę w szkole powszechnej, a w roku 1894 skończyła dwuletni kurs nauczycielski w Prince of Wales College i została nauczycielką. W międzyczasie zaręczyła się z  Edwinem Simpsonem i romansowała z Hermanem Leardem. Żadnego z nich jednak nie kochała. W 1911 roku Maud wyszła za pastora  Evana MacDonalda, którego zdaje się, nigdy nie kochała. Niedługo po ślubie pisarka urodziła trzech synów, z których jeden zmarł tuż po porodzie. Sama Maud zmarła w 1942 roku, a jej mąż nieco ponad rok później. ,,Ania z Zielonego Wzgórza" zaczęła się ukazywać w 1908 roku jako powieść odcinkowa i niemalże od razu zaskarbiła sobie sympatię młodych ludzi. Do tej pory książkę przetłumaczono na 17 języków, polskie wydanie ukazało się w 1911 roku nakładem wydawnictwa M.Arcta. W historii Ani można znaleźć wiele nawiązań do biografii samej autorki (zawód nauczyciela, pisarstwo, śmierć pierworodnego dziecka). Być może nie powinnam poświęcać aż tak dużo miejsca samej autorce, ale proszę, zrozumcie, dzięki tej kobiecie moje dzieciństwo było naprawdę niezwykłe.

Źródło
           W 1985 roku na postawie książki nakręcono film o tym samym tytule w którym Anię zagrała Megan Follows, która, moim zdaniem, pasowała do tej roli jak nikt inny. Pierwszą część filmu możecie obejrzeć pod adresem: http://www.youtube.com/watch?v=jwHTijCwsMw. Następne znajdują się w panelu bocznym pod tym samym adresem.
           ,,Ania..." ma tylu zwolenników, co przeciwników. Ci drudzy zarzucają opowieści długie i nużące opisy, brak jakiejkolwiek akcji (zdanie mojego brata) i rozwlekłość. Ja uważam, że bez tych opisów książka straciłaby olbrzymią część swojego uroku. Zazwyczaj też jestem ich przeciwniczką (drażnią mnie, więc często po prostu ,,przelatuję je wzrokiem"), ale w tym jednym przypadku po wsze czasy będę ich zaciekłą obrończynią. 

Ania trochę utrudniła mi życie z tego względu, że przez nią wciąż jestem (i pewnie już zawsze będę) niepoprawną marzycielką i idealistką, a to, przyznajcie sami, trochę utrudnia życie. Co prawda nigdy nie zafarbowałam sobie włosów na zielono, ale sama lektura książki dała mi tyle wrażeń, że wystarczyło mi ich na całe dzieciństwo.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

środa, 13 marca 2013

Papież z końca świata


          W planach miałam napisanie posta o ,,Innym świecie" Herlinga-Grudzińskiego, ale sami wiecie, sytuacja jest nietypowa i grzechem byłoby o niej nie wspomnieć. Habemus papam. Mamy papieża. Dla osób wierzących (do których nota bene się zaliczam) jest to wydarzenie szczególne. Po nietypowo zakończonym pontyfikacie Benedykta XVI kolejne konklawe zapowiadało się niezwykle emocjonująco chociażby z uwagi na ,,przepowiednię", której treść wszyscy znamy, i która już raczej się nie spełni.
Nowo wybrany papież wśród kardynałów.

Dziś o 19.06 nad Kaplicą Sykstyńską pojawił się się biały dym. Papież ukazał się wiernym nieco ponad godzinę później. Okazał się nim być Jorge Mario Bergoglio, który przyjął imię Franciszek. Nowy papież ma 76 lat i pochodzi z Argentyny, przed nominacją był kardynałem Buenos Aires. Już na samym  początku wzbudził w wiernych sympatię  we mnie także. Bardzo szanuję biskupa Ratzingera, ale zawsze wydawał mi się dość chłodny i, mówiąc kolokwialnie, sztywny. Bergoglio już jest nazywany ,,uśmiechniętym papieżem" i moim zdaniem jest to tytuł jak najbardziej zasłużony. Wyrazem jego poczucia humoru niech będzie fakt nazwania siebie ,,papieżem z końca świata".
           Przed nowym papieżem wiele wyzwań. W swojej rodzinnej Argentynie dał się w znaki pani prezydent Cristinie Fernández de Kirchner gdy otwarcie przeciwstawił się legalizacji związków homoseksualnych, a jak wiemy jest to jedna z wielu kwestii trapiących bardzo konserwatywny i pewny swoich poglądów Kościół. Inne problemy, z jakimi będzie musiał zmierzyć się nowo wybrany papież to mi.in.: aborcja, eutanazja, uregulowanie spraw związanych z konfliktami wewnątrz Stolicy Apostolskiej i przede wszystkim bardzo szybko postępująca laicyzacja Europy.
Oto kilka komentarzy, które tuż po nominacji Bergoglia pojawiły się na jednym z popularnych portali internetowych (pisownia oryginalna):
~Tomeck [11 minut temu]
Powiem szczerze że z wiara jestem na bakier i zwykle sobie robię jaja z kleszków, ale ten nowy papież wygląda mi naprawdę na wporządku człowieka , pogodnie nastawiony i OK . Pewnych rzeczy nie da się zagrać . Wygląda na dobry wybór
~AUTOMIX3343 [przed kwadransem]
BOŻE PANIE MÓJ DZIĘKUJE ZA TAKIEGO DOBREGO PAPIEŻA , TO ŚWIĘTOŚĆ
~FRANCISZEK [pół godziny temu]
POSTRAVIAM FSZYSTKICH KIBICUF MESSIEGO F POLSCE
~szmidtka [godzinę temu]
Bedziemy się wspólnie modlić ,wygląda na wspaniałego człowieka
~katoliczka [przed kwadransem]
w tym wieku już nie powinien być wybrany. 76 lat to już staruszek nie do rządzenia. Za dwa lata może trzy będzie miał kłopoty z chodzeniem. Umysł też z wiekiem szwankuje. Papież winien być wybierany do 65 roku życia. Może wyjadaczom z Kurii pASUJE STARY człowiek bo długo nie porządzi. Za 5 lub 6 lat następny Papież będzie abdykował. Za statry.
~olo [pół godziny temu]
bardzo skromny i ciepły człowiek - papież! radość ogromna, uważam że będzie lepszy niż Razinger, który sprawiał wrażenie: zimnego, niedostępnego z dystansem - nie oceniam czy potępiam go ale tak odczuwałem jego posługę - 8 lat i nic nie wniósł - niech odpoczywa i Gloria Franciszek I

Opinie są różne, ale jak widzicie, raczej pozytywne. Nowemu papieżowi życzę wielu lat udanego pontyfikatu.
Teraz to już naprawdę wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Papież Franciszek podczas swojego pierwszego przemówienia.



Zaczynamy!

Kurczę, chciałabym zacząć jakoś z przytupem, ale, niestety, nie mam pomysłu na wstęp  Jak powszechnie wiadomo, początki są zawsze najtrudniejsze. Pewnie wypadałoby napisać o tym, co, moi drodzy Czytelnicy, będziecie mogli na Strofkach znaleźć. Gdyby tylko byłoby to takie proste...
Nic to, spróbujmy. Ten blog powstał z nudów. Ot, tak pewnego dnia (znaczy się dzisiaj) wróciłam dość wcześnie ze szkoły, doczytałam ,,Inny świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i przypomniałam sobie czasy, gdy wraz z koleżanką prowadziłam blog o znanym piłkarzu. Nie było w tej stronie nic ambitnego. Do tej pory jak wchodzę na x.blog.x.pl i widzę perełki typu ,,pszepraszamy'' czy ,,wziaść" to mam ochotę zapaść się pod ziemię (oczywiście dopiero po tym jak przestanę się śmiać). Niemniej ten dreszczyk publikowania swoich wypocin i oczekiwania na komentarze był naprawdę przyjemny. Postanowiłam spróbować jeszcze raz i tak oto powstały Strofki. Koniec pierwszej części wstępu.

Część druga. Słowo ,,strofki" czy też po prosty ,,strofy" jednoznacznie kojarzą się z literaturą. To dobry trop. Literatura to coś, co naprawdę lubię i coś, na czym bardzo chciałabym się znać. To pragnienie pomogło mi wybrać profil szkoły średniej i mam nadzieję, w najbliższym czasie pomoże mi wybrać odpowiedni kierunek studiów. Obecnie cały mój wolny czas poświęcam przygotowaniom do matury, a w tzw. międzyczasie mam zamiar prowadzić ten blog.

Nie jestem jeszcze pewna, co do jego tematyki, ale możecie być pewni, że będzie w nim sporo o książkach, filmach i, ewentualnie, moich ulubionych serialach komediowych. Czasami postaram się o jakiś komentarz dotyczący aktualnych wydarzeń w Polsce i na świecie. Czasami pojawi się tu jakiś przepis, często jakieś osobiste przemyślenia, tudzież wynurzenia. Pochwalę tu również moje ulubione portale internetowe, napiszę coś o inspirujących mnie ludziach, postaram się również od czasu do czasu napisać coś o muzyce, jakiej? To się okaże. Powtórzę jednak, całość ma się obracać głównie wokół książek i szeroko rozumianej kultury.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca