wtorek, 30 lipca 2013

Pieśń straconego pokolenia

Był Hugo, teraz jest Hemingway. Czas gigantów nadszedł.

Bałam się tej recenzji. Nazwisko autora zdążyło już obrosnąć w mit, stać się symbolem... sama nie nie wiem, czego. Pewnego stylu życia? Niepokorności? Literackiego, niewymuszonego geniuszu? Afer i kontrowersji? Pewnie wszystkiego po trochu. Tak, czy siak zawsze podziwiałam styl Hemingwaya i to pomimo tego, że czytałam tylko kilka jego tekstów. Pierwsza jego poważna publikacja, po którą sięgnęłam to ,,Słońce też wschodzi", które teraz mam przyjemność dla Was recenzować. 


Wydanie, które czytałam kupiłam na stoisku antykwarycznym podczas IV Warszawskich Targów Książki za całe cztery złote. Książka pochodzi z 1966 roku, została wydana przez Państwowy Instytut Wydawniczy z i wydrukowana przez Łódzką Drukarnię Działową z siedzibą przy ulicy Rewolucji 1905 roku. Ot, ponury znak czasów. Okładkę zdobi dziwaczne i na swój sposób piękne dzieło Pabla Picassa. Zawsze zazdrościłam artystom modernizmu specyficznej bohemy, w której się skupiali. Piękne czasy dla sztuki współczesnej.


O fabule tej książki można powiedzieć w skrócie, że jest to powieść o niczym. Są takie i dobrze wiecie, że nie zawsze stanowi to zarzut w stosunku do danego dzieła. Głównym bohaterem jest Jake (możemy podejrzewać, że pierwowzorem tej postaci był sam autor), który pije. Mężczyzna jest dziennikarzem, oraz ma kilkoro przyjaciół, którzy piją razem z nim. Dodatkowo z wzajemnością kocha się w Lady Brett Ashley, ale nie może związać się z nią na stałe ponieważ podczas wojny ,,poświęcił ojczyźnie coś więcej niż życie". W pewnym momencie wszyscy postanawiają wyjechać do hiszpańskiej Pampeluny by wziąć udział w tradycyjnej fieście, której nieodłączną częścią są gonitwy byków oraz... picie.

,,To dlatego, że (...) nigdy nie słyszałem z jego ust zdania, które wyróżniałoby go spośród innych ludzi"

Uprzedzałam, w książce brak jest jakiegokolwiek punktu kulminacyjnego lub zwrotu akcji. Nie oczekujcie na to. Hemingway jest głównym przedstawicielem tzw. straconego pokolenia, czyli ludzi urodzonych w ostatnich latach XIX wieku, którzy mają za sobą udział w I wojnie światowej. Wyrazem poczucia bezsensu autora jest właśnie ,,Słońce też wschodzi". Bohaterowie bawią się, a tak naprawdę ich życie, ich rozmowy są puste. Żaden z nich nie ma w życiu jakiegokolwiek celu. Trzydziestoczteroletnia Brett zachowuje się jak nastolatka, rozkochuje w sobie mężczyzn, których następnie bez słowa odrzuca.Samą siebie nazywa per dziwką, ale nie ma zamiaru zmienić swojego zachowania. Anglik Harris, który pojawia się w książce na dosłownie kilku stronach jest cieniem człowieka i zaledwie kilkudniowy kontakt z Jake'm i Billem traktuje jak wybawienie. Wszyscy bohaterowie tej książki muszą uczyć się żyć na nowo, tęsknią za czasami sprzed wojny, gdy wszystko było jeszcze zwyczajne i normalne.

Od razu zaznaczam, że książka nie spodoba się wszystkim. Zanim przystąpiłam do napisania tej recenzji przeczytałam mnóstwo negatywnych opinii na temat tej powieści. W ogóle mam wrażenie, że popularność Hemingwaya przechodzi ostatnio kryzys, a samego pisarza ocenia się głównie przez pryzmat jego zamiłowania do polowań i corridy. Myślę, że to błąd. Hemingway operuje językiem i stylem, obok  którego nie da się przemknąć obojętnie, przynajmniej mi się to nie udało. ,,Słońce też wschodzi" to oprócz ciągu zdarzeń składających się na fabułę niezwykle skrupulatny opis obyczajów oraz świadectwo epoki współczesnej autorowi. Warto sięgnąć po tę książkę, uwierzcie mi i zaryzykujcie.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach Z literą w tle oraz Czytam książki wydane przed 1990 rokiem.

piątek, 26 lipca 2013

,,To wyglądało - powiedziała wolno - jakby zabił go gabinet"

Nie przepadam za kryminałami. Rzadko kiedy interesuje mnie zbrodnia będąca osią akcji, a gdy już tak się stanie, zakończenie okazuje się być zupełnie odmienne od tego co sobie zaplanowałam. Przy żadnym innym gatunku nie wyłazi tak moja przywara, którą w skrócie można określić jako myśl: ,,ja bym to napisała inaczej". Wiktor Hagen również się tego nie ustrzegł, druga część cyklu o policjancie Nemhauserze (znacie mnie, to oczywiste, że pierwszej nie przeczytałam) zatytułowana ,,Długi weekend" pozytywnie mnie zaskoczyła, ale pod koniec, niestety, powiało chaosem. O tym jednak później, wróćmy do początku.

Komisarz Robert Namhauser z wykształcenia historyk pracuje jako policjant w komendzie stołecznej policji i dorabia sobie pracując w niewielkiej knajpce. Akcja książki rozgrywa się w opustoszałej Warszawie, właśnie zbliża się długi weekend majowy, a stolicą wstrząsa wiadomość o śmierci popularnego ekologa. Kilka dni później w dziwnych okolicznościach zostaje zamordowany profesor archeologii, mąż przyjaciółki komisarza. Jak się okazuje oba te morderstwa są w pewien sposób ze sobą powiązane. Co więcej, żadna z ofiar nie mogła poszczycić się czystym sumieniem. Co wspólnego z tymi zbrodniami ma Euro 2012 i budowa autostrady A2? I najważniejsze, kto jest mordercą?

Nigdy w życiu nie zwróciłabym uwagi na ten kryminał, gdyby nie wyjątkowo zachęcająca rekomendacja znajomej, którą poznałam na IV Warszawskich Targach Książki. Książka miała być świetna. Zaryzykowałam i... w gruncie rzeczy nie żałuję tego. ,,Długi weekend" nie sprawił, że zakochałam się w kryminałach, ale z pewnością pomógł mi się do nich przemóc. Największą jego zaletą jest realistyczny i pełen zaskakujących szczegółów opis Warszawy i samych warszawiaków. Łukasz Jasina z portalu kulturaliberalna.pl śmiało nazwał Hagena następcą Prusa (kto czytał ,,Lalkę", ten wie, dlaczego). Cóż, jak dla mnie jest to nieco za śmiałe stwierdzenie, ale przynajmniej w pewnej części uzasadnione. Autor zadbał o zróżnicowany język bohaterów, którzy dzięki temu zabiegowi są realistyczni, mamy wrażenie, że moglibyśmy ich spotkać w co drugim warszawskim mieszkaniu. Chwała za to pisarzowi.

W kryminałach najważniejszym jest aby do końca nie być pewnym, kto zabił. W ,,Długim weekendzie" morderca ujawnił się na dziesięć stron przed końcem książki gdy czytelnik już sam nie wie, kto w ogóle znajduje się w kręgu podejrzanych.  Oczywiście i wcześniej było kilka takich momentów, że czytelnik był pewien ,,to on/a zabił/a", a tu niespodzianka. Zakończenie jest naprawdę zaskakujące.

Polecam tę książkę osobom, które przepadają za kryminałami pełnymi wartkiej akcji, realistycznych bohaterów i oczywiście niecodziennych zbrodni. Szczerze mówiąc, już w połowie historii bardziej współczułam mordercy niż ofiarom. Sami sprawdźcie, dlaczego.

To wszystko na dziś, dzięuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach Polacy nie gęsi i Z literą w tle.

wtorek, 23 lipca 2013

Chiny widziane z okien samochodu

Co wiemy o Chinach? Jest to jeden z największych krajów świata i, od niedawna, jeden z najbogatszych. Nauka i technika stoją tam na wysokim poziomie, język jest kompletnie niezrozumiały dla tzw.reszty świata, a  kultura, w tym także kulinarna inspiruje ludzi na całym świecie. Co jeszcze? No tak, Chińczycy od lat przodują w produkcji różnego rodzaju badziewia, które koniec końców przyniosło krajowi miliardowe zyski. I do tego historia. Prastare dynastie Zhou, Qin, Han oraz te nowsze jak Ming czy Qing stworzyły wizerunek Chin jako uroczego ,,końca świata" gdzie żyją prawdziwi geniusze zdolni do wynalezienia papieru, prochu oraz wydania na świat chociażby Konfucjusza. Niestety (lub stety, nie bawmy się w politykę) po latach świetności i walk z Mongołami nadeszły czasy komunizmu, Mao Zedonga i polityki ,,wielkiego skoku", który przyniósł plagę głodu i śmierć milionów ludzi (trudno ustalić dokładną liczbę ofiar, zakłada się, że w latach 1958-1962 z głodu zmarło od 10 do 43 milionów ludzi).

Trochę tego jest. Konia z rzędem temu, kto to wszystko ogarnie. Mimo oczywistego trudu w poskładaniu tych wszystkich informacji wciąż zdarzają się straceńcy, ,,którzy próbują". Jednym z nich jest Peter Hessler, który relację ze swojej podróży po Chinach zawarł w książce ,,Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach".


Osią tego reportażu jest blisko ośmioletnia samochodowa podróż autora po Chinach. Słówko ,,samochodowa" ma tutaj kluczowe znaczenie bowiem autor nie poskąpił nam wielostronicowych opowieści o procedurze wyrobienia sobie chińskiego prawa jazdy, ceregieli niezbędnych przy wypożyczaniu auta, analizy rozwoju rynku samochodowego w ,,państwie środka" czy kulturze jazdy w Chinach. Przyznam, że dla osoby niezorientowanej w temacie (na przykład dla mnie) tego typu fragmenty były prawdziwą katorgą. Chwilami zastanawiałam się czy autor nie jest wielbicielem programu Top Gear.

Jeśli już wspominamy o minusach tej książki to nieco złośliwie bowiem nie jest jakieś szczególne utrudnienie przy lekturze tej książki chciałabym jeszcze nadmienić pewną nieścisłość, która w pewnym momencie zwróciła moją uwagę. Mianowicie Hessler w pewnym momencie wspomina, że na całym świecie nie ma ani jednego badacza, który zajmowałby się historią Chińskiego Muru po czym kilkadziesiąt stron dalej wspomina o Davidzie Spinderze, który poświęcił temu zagadnieniu kawał swojego życia.

Trochę się już wyżaliłam, czas na plusy tej publikacji. Reportaż podzielony jest na trzy części zatytułowane kolejno ,,Mur", ,,Wieś" i ,,Fabryka". W pierwszej części autor zdaje czytelnikowi relację ze swojej podróży śladem Wielkiego Muru, przybliża nam jego historię oraz opisuje to, jakie znaczenie ta budowla ma dla okolicznych mieszkańców. Jak się okazuje, dla części z nich jest to po prostu zbiór cegieł, które kiedyś można było bezkarnie kraść. Przy lekturze tej części dowiedziałam się, że w języku chińskim Wielki Mur to Chang cheng. Uwielbiam takie miejscowe ciekawostki, więc musiałam zwrócić uwagę na ten szczegół.

Druga część książki to opowieść o życiu współczesnej chińskiej wsi. Ten rozdział książki zaciekawił mnie najbardziej. Swego czasu autor wraz ze swoją przyjaciółką kupił dom w Sanchy, niewielkiej rolniczej wiosce i zaprzyjaźnił z jedną z okolicznych rodzin. W tej partii tekstu mamy okazję obserwować zwyczaje chińskich rolników, pojawienie się na wsi szeroko rozumianego biznesu oraz moment posłania dziecka do szkoły. Stara, wręcz mityczna chińska wieś jest tym, co tak ,,ciągnie mnie" do tego kraju.

Część trzecia to już panorama ,,przemysłowych" Chin. Wraz z autorem przenosimy się do strefy ekonomicznej Lioshi, gdzie dwóch biznesmenów pragnie zbić majątek produkując... kółka do biustonoszy. Zadziwiające jest to, w jaki sposób przedstawione jest robienie interesów w tym kraju. Kluczowe są łapówki oraz to, jakiego rodzaju papierosy palą okoliczni partnerzy biznesowi. Robotnicy fabryczni przypominają działające mechanicznie trybiki, które naturalnie pozbawione są jakiegokolwiek zabezpieczenia socjalnego. Co więcej, absolutnie im to nie przeszkadza.

Peter Hessler nakreślił spójny obraz nowych, przeobrażających się Chin. Pomimo kilku nieznacznych wpadek książka naprawdę warta jest przeczytania. Polecam wielbicielom podróży, socjologii jak i dobrej, prostej literatury podróżniczej.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Z literą w tle oraz Nie tylko literatura piękna.

sobota, 20 lipca 2013

Zabawy! Rewolucje! Nowości!

Czas na chwilę relaksu. Tak to już jest, że w momencie, gdy chwilowo nie mamy went twórczej lub nie wyrobiliśmy się z lekturą zaplanowanej książki zabieramy się za zabawy blogowe. Ja mam to szczęście, że w ostatnim czasie zostałam nominowana aż do czterech(!) takich gier i dzięki temu mam pretekst, by odetchnąć od pisania recenzji i ogłosić dobrą nowinę. Cóż, Strofki idą z duchem czasu i wyczuły zapotrzebowanie na założenie osobistego konta na facebook'u. Czy to dobrze, czy też źle zapraszam wszystkich tutaj i życzę miłej współpracy:). To tyle jeśli chodzi o moje blogowe rewolucje. Czas wrócić do sedna.

Pierwszą zabawą, do której zostałam nominowana jest Liebster Award. Serdecznie dziękuję za to Katarzynie K oraz KasikO. No to zaczynamy!

Pytania od Katarzyny K z blogu Recenzja pisana emocjami:

1. Jakie masz zainteresowania oprócz książek?
Trochę tego jest:). Nałogowo zbieram pocztówki (głównie dzięki portalowi postcrossing.com) oraz, od niedawna, zakładki do książek. Poza tym interesuję się piłką nożną oraz historią.
2. Czy jesteś szczęśliwa?
Myślę, że tak. Mam mnóstwo marzeń, z czego część najprawdopodobniej nigdy się nie spełni, ale nie sądzę żebym miała jakiekolwiek powody do narzekania. Poza tym całkiem niedawno dostałam się na studia!
3. Jakie jest Twoje największe marzenie?
O wilku mowa:). Sama nie wiem. Marzą mi się liczne podróże, domowa biblioteka, pełna, kochająca się rodzina, zdrowie... 
4. Jakie są Twoje plany na wakacje?
Właśnie wróciłam z Mazur, być może zahaczę jeszcze o góry lub Gdańsk.
5. Wygrywasz milion złotych. Co z nim robisz?
Część na pewno bym zainwestowała (ach, ten mój rozsądek:), a po latach za te pieniądze zbudowałabym szkołę w regionie świata, gdzie dostęp do edukacji jest niezwykle utrudniony. Resztę pieniędzy najprawdopodobniej przeznaczyłabym na książki i podróże oraz, oczywiście, na prezenty dla członków mojej rodziny.
6. Najpiękniejsza chwila Twojego życia to... 
Narodziny mojego brata oraz siostry. Co prawda są to AŻ dwa momenty, ale równie ważne.
7. Gdzie chciałabyś wybrać się w podróż?  
Do Chile, Peru, Chin, Kazachstanu, Rwandy, na Ukrainę...
8. Czy masz jakieś swoje odwzorowanie w postaci literackiej?
Trudno mi powiedzieć. Raczej nie.
9. Twoja ulubiona książka to...
Zapytać się moa książkowego o ulubioną książkę, to jak zapytać się matki, które ze swoich dzieci kocha najbardziej.
10. Jaki jest Twój ulubiony kwiat?
Moje ulubione kwiaty to tulipany, konwalie i... kaczeńce.
11. Co zmieniłabyś w swoim życiu?
Hmm... Myślę, że mogłabym być nieco szczuplejsza:)

Pytania od KasikO z blogu Książek świat:
1. Złota rybka spełni jedno Twoje życzenie. O co ją poprosisz?
O pokój na świecie. Wiem, że jest to pretensjonalne i niemożliwe do spełnienia życzenie, ale naprawdę bym tego chciała.
2. Książka, która odmieniła twoje życie?
Wiem, że to głupie, ale ,,Ania z Zielonego Wzgórza". Dzięki tej powieści pokochałam czytanie.
3. Książka, nigdy niedokończona?
,,Emma" Jane Austen.
4. Ulubiona lektura?
Ubóstwiam wszystkie lektury szkolne za wyjątkiem ,,Granicy" Zofii Nałkowskiej. Tę ,,powieść psychologiczną" uważam za pospolitego gniota.
5. Cytat z książki, który pamiętacie do tej pory?
6. Pierwsza książka opisana na blogu?
Oczywiście ,,Ania z Zielonego Wzgórza":)
7. Książka, do której chętnie wracasz?
Encyklopedia PWN;)
8. Trzy najfatalniejsze tytuły książek?
W tej chwili żaden nie przychodzi mi do głowy.
9. Kontynuacja serii/trylogii/cyklu, na którą czekacie z niecierpliwością?
W tej chwili nie mam takowej na oku.
10. Ulubiony gatunek literacki?
Mało którego nie lubię, ale jeśli miałabym koniecznie jakiś wskazać to zdecydowałabym się na reportaż, dramat romantyczny i powieść każdego rodzaju.
11. Jedno słowo, które Was opisuje? (Ha a żeby nie było za łatwo zaczynające się na tą samą literę co Wasze imię).
Mądra :-)


Agnieszka Perzka nominowała mnie do zabawy, która zwie się enigmatycznie - ,,55.
Z całego serca dziękuję za tę nominację i pozdrawiam:).


1. Dziesięć książek, które najbardziej mi się podobały?
1. ,,Katedra Marii Panny w Paryżu" Wiktor Hugo
2. ,,Lalka" Bolesław Prus
3. ,,Listy przeciwko wojnie" Tiziano Terzani
4. ,,Ja, Klaudiusz" Robert Graves
5. ,,Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku" Robert Robb Maciąg
6. ,,Dzisiaj narysujemy śmierć" Wojciech Tochman
7. ,,Dżuma" Albert Camus
8. ,,Ósmy dzień tygodnia. Cmentarze" Marek Hłasko
9. ,,Jądro ciemności" Joseph Conrad
10. ,,Modlitwa o deszcz" Wojciech Jagielski

2. Dziesięć książek, które mi się nie podobały:
1 ,,Granica" Zofia Nałkowska
2.,,Pięćdziesiąt twarzy Greya" Erika Leonard
3. ,,Diabeł ubiera się u Prady" Lauren Weisberger
4. Wszystko, co ,,zmierzchowe"
Na tym koniec:)

3. Osiem blogów, które najczęściej odwiedzam:
Mam kilku swoich faworytów, ale przez grzeczność żadnego nie wskażę. 
Nie znalazłam jeszcze blogu, na którym nie znalazłabym jakiejś doskonałej wręcz recenzji.
Podziwiam Was wszystkich:)

4. Siedem książek, które chcę przeczytać:
1. ,,Boże igrzysko. Historia Polski" Norman Davies
2. ,,Jakbyś kamień jadła" Wojciech Tochman
3. ,,Lot nad kukułczym gniazdem" Ken Kesey
4. ,,Dziennik Mistrza i Małgorzaty" Michaił Bułhakow, Helena Bułhakow
5. ,,Nędznicy" Wiktor Hugo
6. ,,Anna Karenina" Lew Tołstoj
7. ,,Zabić drozda" Nelle Harper Lee

5. Sześć powodów by sięgnąć po książkę:
1. Książki rozwijają wyobraźnię.
2. ,,Czytanie to najlepsza zabawa jaką sobie ludzkość wymyśliła"
3. W miarę przewracania kolejnych stron stajemy się coraz bardziej elokwentni i mamy szerszy zasób słownictwa.
4. Dzięki książkom mogę choć na chwilę przenieść się do innego świata.
5. Książki stanowią dziedzictwo kolejnych pokoleń, a ja interesuję się historią więc...
6. Czytanie to po prostu super zabawa:)


6. Pięć powodów by nie sięgać po książkę:
1. Beznadziejna okładka (wiem, że to płytkie, ale...)
2. Autor, na którym już raz się zawiodłam.
3.Kiepskie recenzje.
4. Obowiązki.
5. Beznadziejna fabuła.

Cztery miejsca, gdzie najlepiej się czyta:
1. Na fotelu bujanym.
2. W łóżku. 
3. Na ławce.
4. Na huśtawce.

Trzech autorów, na których książki czekasz zawsze za długo:
1. Wojciech Jagielski
2. Wojciech Tochman

Dwie dobre ekranizacje:
Trudno mi w te chwili jakieś wskazać, do ekranizacji zawsze podchodzę wyjątkowo nieufnie.


Zasady:
1.Podziękować nominującemu bloggerowi u niego na blogu.
2.Pokazać logo ,,Versatile Blogger" u siebie na blogu.
3.Ujawnić siedem faktów dotyczących samego siebie.
4.Nominować 15 blogów, które na to zasługują.
5.Poinformować autorów nominowanych blogów.

Siedem faktów dotyczących mojej osoby:
1. Interesuję się piłką nożną, oczywiście jedynie jako kibic:)
2. KOCHAM serial ,,Przyjaciele"!
3. Uwielbiam swoje młodsze rodzeństwo.
4. Jestem uzależniona od orzeszków ziemnych:)
5. Wczoraj zaadoptowałam kotka, którego ktoś postanowił się pozbyć i pozostawił go pod sklepem w mojej miejscowości. Pozdrawiam tę osobę jednocześnie współczując jej głupoty.

Musicie mi to wybaczyć, ale złamię dwa ostatnie punkty regulaminu ponieważ nie mam zamiaru wskazywać nikogo palcem, a poza tym sporo blogów już wcześniej nominowałam do Liebster Award. Wszystkie blogi, na których zaznaczam swoją obecność są naprawdę fantastyczne, a ich autorzy godni podziwu. Nie chcę nikogo wyróżniać, ponieważ nie chciałabym, aby ktokolwiek poczuł się pominięty.

Jeszcze raz dziękuję za wszystkie nominacje!

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

czwartek, 18 lipca 2013

Wśród kamienia i gargulców


W życiu każdego szanującego się czytelnika nadchodzi czas, gdy ten musi zmierzyć z klasyką. Ale czym właściwie jest klasyka? Czy zaliczają się do niej jedynie dzieła Sofoklesa, Arystotelesa, Homera i innych klasyków(!) greckich? A może klasyka to dzieła stworzone przez ludzi, którzy w swojej dziedzinie osiągnęli doskonałość i do dziś stanowią niedościgniony wzór dla innych twórców (znana ze szkoły para Horacy-Kochanowski)? Poniekąd tak. Prawdziwe arcydzieła bronią się same nawet wtedy, gdy wyniki sprzedaży nie potwierdzają osiągniętego sukcesu. Ja, kilka dni temu postanowiłam zmierzyć się z romantycznym gigantem spod pióra francuskiego pisarza Wiktora Hugo. Drodzy czytelnicy, przed Wami ,,Katedra Marii Panny w Paryżu"!


Głównym bohaterem książki jest archidiakon Frollo, pobożny człowiek nauki uważany przez współczesnych za czarownika. Rodzice mężczyzny zginęli podczas zarazy, z której ocalał jedynie młodszy brat ówczesnego kleryka, Jan. Frollo postanawia zadbać o dziecko najlepiej jak tylko potrafi, otacza go należytą troską i miłością. Pewnego dnia kobiety znajdują w katedrze podrzutka. Dziecko jest niezwykle brzydkie. Bogobojne paryżanki uznają je za potomka diabła i postanawiają spalić na stosie. W ostatniej chwili nielubiany i wzbudzający postrach ksiądz postanawia je adoptować a po kilku latach umieszcza go w dzwonnicy katedry Notre Damme i tytułuje dzwonnikiem. Przez tę pracę chłopiec traci słuch. Jedyną osobą z którą korzystając z licznych umownych znaków może się porozumiewać jest Frollo. W książce pojawia się również Esmeralda, szesnastoletnia uliczna tancerka, która nieświadomie wzbudza namiętność w wielu mężczyznach choć sama jest do nieprzytomności zakochana w dalekim od świętości kapitanie Febusie. W niezwykły, choć jak najbardziej prawdopodobny sposób losy tych bohaterów przeplatają się tworząc jedną z najlepszych powieści jakie widział świat (biorę pełną odpowiedzialność za te słowa).

Jeśli miałabym podsumować tę powieść w jednym zdaniu, napiszę: oto książka, która wygrywa fabułą. Zdaję sobie sprawę, że drugi akapit niniejszej recenzji będący streszczeniem tej pozycji nawet w ułamku procenta nie oddaje magii tej książki. Możecie czytać ją jako romans, powieść historyczną, obyczajową, a nawet kryminał.
Hugo stworzył świat, który zapada w pamięć i  inspiruje. Akcja książki nie rozwija się jednostajnie, momentami czytelnik aż drży z oczekiwania na następną stronę a czasami pojawia się chwila spokoju, która, jak to zwykle bywa, jest tylko ciszą przed burzą.

Żeby nie było tak cukierkowo (co absolutnie nie pasuje do tej książki, wierzcie mi, nie sądziłam, że jakakolwiek książka może skończyć się aż tak źle) wskażę jeden jej mankament. Mianowicie Hugo jest niezwykłym miłośnikiem architektury, szczególnie średniowiecznej. W powieści występują trzy wielostronicowe fragmenty, w których fabuła dosłownie zamiera i na pierwszy plan wysuwają się poglądy autora na współczesną mu architekturę oraz barbarzyństwo, którym nazywa niepotrzebne jego zdaniem a tragiczne w skutkach modyfikacje średniowiecznych budynków. Początkowo owe fragmenty wydały mi się całkiem interesujące lecz po kilkudziesięciu kolejnych stronach gdybania już nie mogłam doczekać się powrotu do głównego wątku książki, od którego doprawdy trudno jest się oderwać.


Na podstawie ,,Katedry Marii Panny..." powstał film animowany zatytułowany ,,Dzwonnik z Notre Damme". Gdy byłam dzieckiem, oglądałam go wielokrotnie i gdy tylko dowiedziałam się, że jest to ekranizacja, postanowiłam jak najszybciej przeczytać książkę, na postawie której powstała ta produkcja. Jak to zwykle ze mną bywa, od słów do czynów przeszłam kilkanaście lat później. Teraz już mogę przyznać, że film przejął od książki tylko główne wątki fabularne, sama akcja toczy się zupełnie inaczej. Ja nie zdecydowałbym się zekranizować tej książki jako filmu dla dzieci. Relacja Frollo-Esemralda jest zbyt skomplikowana i nie do przyjęcia dla przeciętnego, ,,nieuświadomionego" dziecka. Po prawej stronie zamieszczam fragment filmu, piosenkę śpiewaną przez sędziego. Powiem szczerze, nic tak dobrze nie oddaje ducha ,,Katedry Marii Panny w Paryżu" jak ta właśnie pieśń. Polecam.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach Z półki 2013Z literą w tleCzytamy książki historyczneCzytam książki wydane przed 1990 rokiem.




czwartek, 4 lipca 2013

O Umbrii i Toskanii słów kilka

Włochy a zwłaszcza południowa część tego kraju od zawsze wzbudzały pozytywne emocje wśród podróżników zwanych teraz turystami. Już w naszej rodzimej epopei narodowej jaką jest mickiewiczowski ,,Pan Tadeusz" tytułowy bohater, patriota sprzecza się z kosmopolitycznym Hrabią o wyższość polskiej ziemi nad ziemią włoską. Ostatnie lata pokazały, że ten region świata nic a nic nie stracił na popularności także wśród pisarzy różnej maści. Jak grzyby po deszczu w księgarniach pojawiają się powieści, których główni bohaterowie (zazwyczaj jednak bohaterki) uciekają z wielkich zachodnich metropolii do magicznej Toskanii, gdzie w końcu odnajdują spokój ducha oraz oczywiście miłość. Tego typu książki oraz sam region nigdy do mnie nie przemawiały, nie interesowałam się nimi. Do momentu gdy otrzymałam propozycję  zrecenzowania książki ,,Toskania i Umbria. Przewodnik subiektywny" autorstwa Anny Marii Goławskiej oraz Grzegorza Lindenberga.


Autorzy książki są wielkimi miłośnikami tych regionów. Ich pierwszym krokiem do podzielenia się ze światem swoją pasją było założenie strony toskania.org.pl, na którą serdecznie zapraszam. Znajdziecie na niej wiele przydatnych informacji na temat wakacji w Toskanii dotyczących chociażby noclegów, atrakcji turystycznych, czy restauracji. W 2007 roku po raz pierwszy ów informacje wydano w formie książki, której rozszerzone i zaktualizowane wydanie trafiło do księgarń w czerwcu tego roku. Pierwsze, co rzuca się w oczy gdy tylko dojrzymy tę książkę to naprawdę śliczna i dopracowana okładka projektu Grzegorza Kalisiaka. Dla wzrokowca, którym niechybnie jestem to już połowa sukcesu.


Już w tytule książki widnieje słowo ,,przewodnik". Jest to nieco mylące gdyż po otwarciu książki nie znajdziemy w niej masy zazwyczaj niepotrzebnych i suchych informacji na temat jakiegoś miejsca napisanych mikroskopijną, niemalże niemożliwą do odczytania czcionką. Wręcz przeciwnie. Książka dzieli się na dwie części zatytułowane odpowiednio ,,Dlaczego Toskania" i ,,Zwiedzanie Toskanii i okolic". W pierwszej z nich znajdziemy wiele praktycznych informacji dotyczących chociażby ruchu samochodowego, zakupów, klimatu, języka, noclegów itp. Bez wątpienia należy przeczytać te rozdziały niezwykle uważnie aby już na miejscu nie dać się zaskoczyć chociażby innym wejściem w gniazdku. Druga część to już gratka dla wielbicieli literatury podróżniczej, w tej części książki autorzy polecają miejsca, które warto odwiedzić. Poza turystycznymi gigantami takimi jak Florencja, Piza czy Siena znajdziemy tutaj ,,drogowskazy" do małomiasteczkowych perełek w stylu Buonconvento czy Monterchi. Niewątpliwie po tę książki powinni zabrać się miłośnicy sztuki gdyż autorzy przy okazji odwiedzania wielu miejsc nie zapominają o opisie arcydzieł klasy światowej autorstwa chociażby Piera della Francesca. Opis subiektywnych odczuć autorów sprawia, że nawet niezainteresowany tematyką laik ma nieodpartą ochotę zobaczyć freski, które na stałe weszły do historii kultury europejskiej.

Na koniec chciałabym jeszcze wspomnieć o tym, co sprawia, że nasze podróżnicze serca zaczynają szybciej bić. O zdjęciach. Gdy wpiszemy wyszukiwarkę google słowo ,,Toskania" wyskoczą nam tysiące nienaturalnych zdjęć przesyconych światłem i przypominających obrazy. W książce, którą mam przyjemność teraz recenzować nie znajdziemy takich ,,podrasowanych" w bajecznie drogich programach fotografii lecz naprawdę interesujące zdjęcia, które bez wątpienia mogłyby się znaleźć w naszym rodzinnym albumie.

Gorąco polecam Wam lekturę tej książki. Przyznaję się, że dzięki niej ja, przeciwniczka wszelkich rozkrzyczanych i rozreklamowanych miejsc zakochałam się w Toskanii i Umbrii oczywiście, a to chyba najlepsza rekomendacja.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi oraz Nie tylko literatura piękna.


Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję portalowi:


oraz wydawnictwu:


poniedziałek, 1 lipca 2013

Sparks i melodramat z nutką tajemnicy

Ostatnio miałam szansę się przekonać, że wieści szybko idą w świat. O moich czytelniczych zainteresowaniach wiedzą już chyba wszyscy (zwłaszcza wśród krewnych i znajomych oraz krewnych i znajomych moich krewnych i znajomych) i co i rusz pożyczają mi jakieś książki. Kilka dni temu zostałam obdarowana dwiema powieściami, które ze względu na tego samego autora postanowiłam zrecenzować w jednym poście.

Te książki to ,,Prawdziwy cud"  oraz ,,Dla ciebie wszystko", obie wyszły spod pióra Nicholasa Sparksa, jednego z najbardziej znanych ,,babskich" pisarzy naszych czasów. Jego książki charakteryzują się niezbyt porywającą fabułą oraz zaskakującym zakończeniem. Przez dwieście stron zazwyczaj nie dzieje się nic, a na sam koniec autor serwuje nam bombę, której wcześniej naprawdę nie daje się przewidzieć.

W ,,Dla ciebie wszystko" było podobnie. Książka opowiada historię Amandy i Dawsona, którzy za młodych lat byli parą, ale nie mogli być razem ze względu na swoje rodziny. Oboje pochodzą bowiem z zupełnie przeciwnych biegunów społecznych. Teraz, po latach spotykają się na pogrzebie ich wspólnego przyjaciela i próbują poradzić sobie z przeszłością. Cytując napis na okładce: ,,Dwoje ludzi, których życie naznaczyła tragedia. Czy potrafią wymazać przeszłość i odnaleźć dawną miłość?". Opis mnie nie zachwycił, ale zauroczył mnie zielonkawy, niezwykle nastrojowy kolor okładki (ci, którzy śledzą mój blog od dłuższego czasu wiedzą, że jestem typowym wzrokowcem) więc postanowiłam zacząć od tej właśnie książki i już po pierwszych kilkudziesięciu stronach miałam ochotę zrezygnować.

      Przeszkodą niemalże nie do pokonania okazały się być sztuczne dialogi i to, co zauważyłam już na początku mojej ,,przygody" ze Sparksem. Pisarz nie umie wiarygodnie kreować czarnych charakterów. Nagromadzenie wulgaryzmów, które nijak nie pasują do reszty wypowiedzi,  pozorny luz, a tak naprawdę głupota postaci i... rozkładający się trup jelenia przy rozmyślającym przestępcy? Nie, wbrew pozorom zdecydowanie nie tworzy to atmosfery strachu. Za to zakończenie, znowu wszystko wywróciło się do góry nogami i na pierwszy plan wskoczyła postać, która wcześniej pojawiała się tylko w rozmowach oraz rozmyślaniach głównych bohaterów. Książka dla wytrwałych wielbicieli melodramatów i niespełnionych miłości.


,,Prawdziwy cud" zadziwił mnie nieco zaskakującą jak na tego autora fabułą. Dziennikarz śledczy z Nowego Jorku, Jeremy Marsh przyjeżdża do sennego, zapomnianego miasteczka Bone Creek by wyjaśnić tajemnicę niezwykłych świateł pojawiających się co jakiś czas  na opuszczonym cmentarzu. Znaczna część mieszkańców wierzy, że są to duchy nawiedzające okolicę w związku z klątwą rzuconą na to miasto przez niejaką Hattie. Wydawałoby się typowa dla jego pracy sprawa wydaje się Jeremiemu banalna do rozwiązania. Sprawę komplikuje jednak pojawienie się uroczej bibliotekarki, która również interesuje się sprawą świateł i zamierza pomóc Jeremiemu w wyjaśnieniu tej sprawy. Dlaczego komplikuje?Oczywiście, bohaterowie zakochują się w sobie, lecz żadne nie chce się do tego przyznać.


,,Prawdziwy cud" jest książką napisaną o wiele lepiej niż jego poprzedniczka. Jedynym co w niej razi to nachalne powtarzanie słowa ,,toteż". Nie wiem, czy jest to błąd autora, czy może tłumaczki, ale utrudnia to lekturę powieści, a zwłaszcza dialogów, które stają się przez tę skazę odrealnione i przesadnie grzeczne. Mimo to, książkę czyta się o wiele lepiej i szybciej niż ,,Dla ciebie wszystko" z tym, że znowu przez dwieście stron nie dzieje się właściwie nic. Autor ukrył to całkiem zgrabnie zarysowanymi bohaterami (zwłaszcza zapadającą w pamięć postacią burmistrza), ale po pewnym czasie nie możemy doczekać się jakiegoś zwrotu akcji. Sparks wydaje się prowadzić główny wątek tylko po to, by nagle wyciągnąć jakiś epizod, o którym czytelnik zdążył już zapomnieć i niespodziewanie uczynić go kanwą książki. W tym wypadku w miarę zaskakująca końcówka wyjaśnia tytuł książki, który z duchami niewiele ma wspólnego.

W twórczości Nicholasa Sparksa trudno szukać arcydzieł, które na stałe wejdą do kanonu literatury światowej. To pisarz specjalizujący się w lekkich powieściach z niespodziewanym, zazwyczaj tragicznym zakończeniem, które wymaga od bohaterów ułożenia swojego życia na nowo. Tego typu literatura ma swoje plusy i minusy, ja nie jestem jej fanką, ale polecam książki, które dzisiaj zrecenzowałam osobą, które potrzebują wytchnienia po ciężkim dniu/tygodniu lub nie najłatwiejszej lekturze. W tego typu momentach Sparks jest niezastąpiony.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca