tag:blogger.com,1999:blog-72380346615178051772024-03-14T10:30:27.185+01:00Czytajmy wszyscy!strofki.blogspot.comFrancahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.comBlogger188125tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-30593712590555079892016-03-02T13:05:00.000+01:002016-03-04T10:37:47.574+01:00Ja jestem czytadło! [Jeremi Przybora „Dzieła (niemal) wszystkie” t.1]<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/274000/274280/438256-352x500.jpg?_ga=1.196664044.1539245861.1446817867" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/274000/274280/438256-352x500.jpg?_ga=1.196664044.1539245861.1446817867" height="200" width="140" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jeremi Przybora,<br />
„Dzieła (niemal) wszystkie”,t.1,<br />
Wydawnictwo Znak,,<br />
stron 1104.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Wykwity twórczości Jeremiego Przybory przez lata tułały się
po wielu rozproszonych zbiorach i dopiero w 2015 roku postanowiono stworzyć
summę zawierającą wszystkie utwory Autora. Tym samym z konieczności zepchnięto
na dalszy plan Kompozytora, który dodawał tekstom przyjaciela jeszcze więcej
uroku, jeszcze więcej eleganckiego szelmostwa. Ten eksperyment ostatecznie
dowiódł prawdziwości twierdzenia, że Przyborę można czytać bez otoczki snującej
się wokół Kabaretu Starszych Panów.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
W pierwszym tomie „Dzieł (niemal) wszystkich” znajdują się
teksty pisane głównie „pod radio” lub „na antenę”: Teatr „Eterek”, Kabaret
Starszych Panów, Kabaret jeszcze Starszych Panów, „Listy z podróży” i
słuchowiska, w tym wcześniej niepublikowane. Niejeremiowska część tejże
publikacji jest reprezentowana przez wstęp autorstwa Konstantego Przybory,
posłowie Arnolda Mostowicza, głos redaktora <span style="background: white;">—</span>
Teresy Drozdy<span class="apple-converted-space"> </span><span style="font-family: inherit , serif;">i, jako cr</span>è<span style="font-family: inherit , serif;">me de la cr</span>è<span style="font-family: inherit , serif;">me, doskonałą </span>„Jeremiadę Przyborową, anagram onomastyczny rymowany”
Stanisława Barańczyka.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Na początku muszę zwrócić uwagę na pewien minus tego
wydania <span style="background: white;">—</span> ilustracje. Twórczość Autora
jest bardzo charakterystyczna, silnie powiązana z rzeczywistością, ale też
absurdalna i momentami groteskowa. Zgadzam się z wydawcą, że w zbiorze tekstów
Autora nie mogło zabraknąć ilustracji. I teraz <span style="background: white;">—</span>
czy ilustracje zawarte w tej książce są złe? Nie. W większości są po prostu
zwyczajne, przez co znacząco odstają od niecodziennych tekstów Przybory,
które...<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
jak powszechnie wiadomo, są wspaniałe. Dość łatwo wskazać,
dlaczego lubią je niemalże wszyscy, bez względu na zdobyte wykształcenie czy
intelektualne upodobania wyniesione z domu lub samodzielnie wypracowywane przez
lata. Po pierwsze <span style="background: white; font-family: "arial" , sans-serif; font-size: 10pt;">—</span> Humor. Humor
Przybory nie polega na tym, że każe nam śmiać się do rozpuku lecz jest jak
niesygnalizowane porozumiewawcze mrugnięcie. Poprawia nam nastrój, zwiększa
nasze mniemanie o sobie (w końcu nie śmiejemy się z prymitywnych żartów, lecz z czegoś,
co wymaga od nas umysłowego wysiłku) i domaga się nieustającej uwagi. Po drugie
<span style="background: white;">—</span> Język/Styl. Z jednej strony Język/Styl
Przybory jest elegancki, czuć w nim przedwojenny sznyt, a drugiej strony jest łatwy w
odbiorze dla każdego z nas. Poza tym jest też wspaniałą zabawą - słowem,
stylem, fonetyką. Jedną z głównych cech twórczości Autora jest zdolność
balansowania na granicy pomiędzy kilkoma rejestrami języka. Po trzecie i
ostatnie <span style="background: white;">—</span> tematyka. Uniwersalna, więc
zawsze aktualna. Mało obdarzonej możliwością dzielenia polityki ludzi, która,
jeśli się już pojawia, to pod przykrywką codziennych problemów czy różnego rodzaju
społecznych niewydolności. I oczywiście półsłówek.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Podsumowując, „Dzieła (niemal) wszystkie” to lektura dla
(niemal) każdego. <o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
*Tytuł tej recenzji (Ja jestem czytadło!) to cytat uroczego
dwulatka, bohatera dzisiejszej audycji Polskiego Radia poświęconej, a jakże,
książkom. Myślę, że śmiałego okrzyku malucha nie powstydziłby się i Jeremi
Przybora.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Za egzemplarz recenzencki tej książki dziękuję Wydawnictwu
Znak.</div>
</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-5678129318603751572016-02-27T16:22:00.000+01:002016-02-27T16:22:18.320+01:00Rasa to sposób życia [Charlie LeDuff „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki”]<div style="text-align: justify;">
Według Charliego LeDuffa Detroit jest miastem, które wytyczyło szlak, którym powoli podąża reszta Ameryki. Mityczne już pięć dolarów za godzinę pracy, które oferował Henry Ford, pociągnęło za sobą lawinę wydarzeń, które doprowadziły miasto do zagłady. LeDuff nie chce określać stanu Detroit inaczej. Opisuje go tak, jakby miasto miało było w stanie agonalnym - miasto, którego mieszkańcy przyznają, że ich życie przypomina wegetację. Wyrwać się z niej można tylko w jeden sposób - umrzeć i czekać, aż ktoś znajdzie wystające spod pokrywy lodowej obute stopy. </div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://czarne.com.pl/uploads/catalog/product/cover/800/large_detroit.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://czarne.com.pl/uploads/catalog/product/cover/800/large_detroit.jpg" height="200" width="123" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Charlie LeDuff,<br />
„Detroit. Sekcja zwłok Ameryki”,<br />
tłum. Iga Noszczyk,<br />
Wołowiec 2015,<br />
stron 296. </td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
LeDuff wychował się w Detroit w typowej dla tego miasta rodzinie - kochająca matka była uzależniona od kolejnych mężów, bracia nie mieli na siebie pomysłu lub zajmowali się tym, co i tak nie miało przyszłości, a siostra... siostra szybko zrujnowała życie sobie i pośrednio swojej córce. Charlie jest „jedynym, któremu się udało”, wyjechał i zdobył pracę w „The New York Timesie”. Po latach zdecydował się wrócić do korzeni i przekazać światu prawdę o Detroit. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Biografia autora jest istotną częścią tego reportażu. Jest on specyficznym reprezentantem swojego gatunku, ponieważ nie można jednoznacznie stwierdzić, co jest jgo głównym tematem: upadek Detroit czy obecność LeDuffa w Detroit w ostatecznej fazie jego upadku i to jaki wpływ miejsce jego urodzenia miało wpływ na jego życie. Reporter wyrusza wgłąb Detroit i wgłąb siebie i historii swojej rodziny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiele rozdziałów rozdziałów tej książki przypomina pamiętnik reportera, a nie efekt jego pracy. Styl jest bardzo potoczny, momentami wulgarny i bardzo amerykański. Nie mam nic do zarzucenia tłumaczce, bo to nie jej wina, ale uważam, że „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki” jest na tyle obliczona na amerykańskiego odbiorcę, że w innych kulturach wypada sztucznie. Szczególnie widoczne jest to, jak już wspomniałam, w języku, jakim posługuje się autor - wiele z powiedzonek jego i jego bohaterów brzmi naturalnie w hollywoodzkich filmach, ale w naszej rzeczywistości już nie (vide: liczba i miejsce występowania przekleństw). Reporter cały czas balansuje na granicy między dosłownością i kiczem. <br />
<br />
Praca LeDuffa jest bardzo upolitycznionym reportażem, jednymi z jego najważniejszych bohaterów są różnej maści politycy, którzy potwierdzają wszystko, co powszechnie sądzi się o ich profesji. Reporter daje im gorzką, także dla siebie, lekcję lokalnego patriotyzmu. Jego książka jest też ciekawym studium tego, jak bardzo zaangażowanie dziennikarza wzrasta wraz z czasem przebywania poza (korpo)redakcją i poza światem białych kołnierzyków.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
\Franca</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-41822315608712106232016-02-02T14:25:00.000+01:002016-02-02T14:30:36.339+01:00Czego nie robi się kotu? <div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;">
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://bi.gazeta.pl/im/8/11276/z11276018Q,Wislawa-Szymborska.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://bi.gazeta.pl/im/8/11276/z11276018Q,Wislawa-Szymborska.jpg" height="212" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="http://wyborcza.pl/1,75475,11360798,Szymborska_na_bransoletce_ministerki.html">Portret</a></td></tr>
</tbody></table>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Wczoraj minęły cztery lata od śmierci Ichny, czyli Marii (Marychny) Wisławy Anny Szymborskiej, laureatki Literackiej Nagrody Nobla z 1996 roku. Szymborska była bardzo niejednoznaczną osobowością (lub osobliwością, jak chciał gawędzący z nią onegdaj taksówkarz), ale nie robiła nic, co kazałoby ją w ten sposób klasyfikować - jako niezwykłą poetkę, która jest ponad zjadaczami chleba i pisze ładne wiersze. Jej życiorys był wystarczająco fascynujący, by nie musiała go ubarwiać chwytami innymi niż literackie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Debiutowała w 1945 roku w magazynie <i>Dziennik Polski</i> wierszem <i>Szukam słowa</i>.<br />
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><img src="http://d.polskatimes.pl/k/r/1/19/3b/52d99e8fba491_o.jpg" height="131" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="200" /></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="http://www.dziennikpolski24.pl/artykul/3113790,debiut-literacki-wislawy-szymborskiej-w-dzienniku-polskim,id,t.html">Wydanie „Dziennika Polskiego” z 14.03.1945 </a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Następnie w 1952 i 1954 roku wydała dwa tomiki poezji: <i>Dlatego żyjemy </i>i <i>Pytania zadawane sobie</i>, do których nie lubiła wracać, ponieważ pisała je zgodnie z czerwonym duchem epoki, czego potem żałowała i co z wyrzutem do samej siebie tłumaczyła młodzieńczą naiwnością.<br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://culture.pl/sites/default/files/images/imported/literatura/_portrety/szymborska%20wislawa/full_szymborska_wislawa_east_news__770.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://culture.pl/sites/default/files/images/imported/literatura/_portrety/szymborska%20wislawa/full_szymborska_wislawa_east_news__770.jpg" height="147" width="200" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="http://culture.pl/pl/tworca/wislawa-szymborska">Rozkosz palenia</a></td></tr>
</tbody></table>
Kolejny jej tomik uważany jest obecnie za drugi, właściwy, debiut poetki - <i>Wołanie Yeti</i>. Od tego czasu Szymborska wydała wiele tomików wierszy, które zdaniem komisji noblowskiej z 1996 roku zasłużyły na nagrodę.<span style="font-family: inherit;"> Uzasadnienie brzmiało: za </span><span style="background-color: #f9f9f9;">„</span><span style="font-family: inherit;">poezję, która z ironiczną precyzją pozwala hisorycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości</span><span style="background-color: white; color: #0c0606; line-height: 115%;"><span style="font-size: 10.5pt;">”. </span><span style="font-family: inherit;">Podczas uroczystości wręczenia nagrody poetka rozkosznie paliła papierosy. </span></span><span style="font-family: inherit;"> </span><span style="background-color: #f9f9f9; font-family: inherit; line-height: 22.4px;"> </span><br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://s.znak.com.pl/files/covers/product/b3/Szymborska_Lekturynadobowiazkowe_500pcx.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://s.znak.com.pl/files/covers/product/b3/Szymborska_Lekturynadobowiazkowe_500pcx.jpg" height="200" width="136" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="http://strofki.blogspot.com/2015/11/sztuka-piekna-to-za-mao-wisawa.html">Polecam!</a></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: #f9f9f9; line-height: 22.4px; text-align: start;"><br /></span></span>
Interesującą częścią jej twórczości jest cykl felietonów zatytułowany <i>Lektury nadobowiązkowe</i>, które publikowała w kilku czasopismach. W felietonach poetka pisała o książkach z nie najwyższych półek, po które każdy czasami sięga, ale nie zawsze się do tego przyznaje. Są one wyrazem obycia kulturalno-literackiego Szymborskiej i jej niepospolitego poczucia humoru.<br />
<br />
Twórczość oraz życiorys Szymborskiej nie pozostały obojętne wielbicielom poezji na całym świecie. Wydania jej wierszy osiągnęły rekordowe nakłady, zwłaszcza w kategorii tomików poetyckich, m.in. w Stanach Zjednoczonych, Szwecji, Włoszech.<br />
<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://polkawszwecji.files.wordpress.com/2014/11/img_1741.jpg?w=500&h=341" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="136" src="https://polkawszwecji.files.wordpress.com/2014/11/img_1741.jpg?w=500&h=341" width="200" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="https://polkawszwecji.wordpress.com/tag/muzeum-nobla/">Pocztówka stworzona przez poetkę.Eksponat w Muzeum Nobla.</a></td></tr>
</tbody></table>
Wisławie Szymborskiej poświęcono kilka filmów dokumentalnym m.in. <i>Radość pisania</i> (2005) i <i>Chwilami życie bywa znośnie</i> (2009) - oba są ogólnodostępne w Internecie. Polecam je oraz, jak zwykle, Polskie Radio i jego <a href="http://www.polskieradio.pl/Wislawa-Szymborska/Tag34702">podstronę poświęconą Szymborskiej</a>.<br />
<br />
Pokusiłam się o napisanie tego posta w celu wyprowadzenia pytania, na które, mam nadzieję, odpowiecie. <span style="color: #351c75; font-weight: bold;">Co kojarzy Wam się z Wisławą Szymborską i z jej twórczością? </span>Czy jest to jakiś jej wiersz, a może fragment wiersza? A może jakiś element jej życiorysu? <b>Jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi</b>.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca<br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">Podlinkowane podpisy pod ilustracjami i zdjęciami odsyłają do stron, z których zaczerpnęłam zamieszczone w poście grafiki i fotografie. </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-5602054836028004062016-01-24T11:57:00.002+01:002016-01-24T11:57:22.668+01:00Nie oceniaj książki po okładce [R.J. Palacio „Cud chłopak”]<div style="text-align: justify;">
„Gdybym znalazł czarodziejską lampę i mógł
wypowiedzieć jedno życzenie, chciałbym mieć normalną
twarz, na którą nikt nigdy nie rzuci okiem. Kiedy idę
ulicą, wolałbym, żeby przechodnie nie spoglądali na mnie
i nie odwracali głów. Moim zdaniem sprawa przedstawia
się tak: nie jestem zwykłym dzieckiem tylko dlatego, że
nikt nie patrzy na mnie jak na zwykłe dziecko.”*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://www.wydawnictwoalbatros.com/ksiazki/1380/d_2152.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://www.wydawnictwoalbatros.com/ksiazki/1380/d_2152.jpg" height="200" width="125" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">R.J. Palacio,<br />
„Cud chłopak”,<br />
Wydawnictwo Albatros,<br />
2014,<br />
stron 411.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Dziesięcioletni August urodził się z wadą, która zdeterminowała całe jego życie. August jest bowiem odrażający. Biologia postanowiła zdeformować jego twarz w potworny sposób, co sprawiło, że chłopiec nie miał szans na normalne życie. Nadszedł jednak moment, gdy mama Augusta postanowiła przewrócić życie syna do góry nogami i posłać go do szkoły, w której chłopiec miał się uczyć wraz z rówieśnikami, „normalnymi”dziećmi, które, jak wiadomo, zazwyczaj są brutalnie szczere. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na okładce tej książki widnieje zarys twarzy chłopca oraz dokładniej narysowane jedno jego oko. Jest to rewelacyjna zapowiedź fabuły powieści, która opiera się na mechanizmie zagadki. Przez kilkadziesiąt pierwszych stron nie wiadomo, jak wygląda August, wiadomo tylko, że jego twarz jest odrażająca. Ciekawość czytelnika jest podsycana ciągłym wspominaniem o brzydocie Augusta. Jest bardzo ważny element tej książki, ponieważ jest ona skierowana do dzieci. Zanim dowiedzą się, jak w rzeczywistości wygląda bohater, będą już na tyle zafascynowani jego historią, że nie będą chcieli przerwać lektury.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Powieść napisana jest w pierwszej osobie, choć ma kilku narratorów: Augusta, znajomych chłopca, jego siostrę oraz jej chłopaka i przyjaciółkę.. Brakuje mi narracji jednego z rodziców Augusta, choć biorąc pod uwagę wymowę tej książki, przyznaję, że nie jest ona konieczna. R.J. Palacio ukazuje życie chłopca, którego życie naznaczone jest piętnem wyjątkowej brzydoty, ukazuje je z kilku perspektyw i czyni to po to, by młodzi czytelnicy mogli sami ocenić postępowanie każdego z bohaterów i na tej podstawie zdecydować, jak oni zachowywaliby się, gdyby w ich szkole pojawił się August. Narracja rodziców nie jest konieczna z tego powodu, że nie jest to książka dla dorosłych, a dzieci mogłyby nie zrozumieć, z czym borykają się rodzice tak niezwykłego dziecka.<br />
<br />
Wbrew dość poważnej tematyce, jest to zabawna i bardzo życiowa książka, przedstawiająca życie i problemy, przed którymi stoją współczesne dzieci. August interesuje się uniwersum „Gwiezdnych wojen”, jest bystrym chłopcem pozbawionym naiwnie przypisywanej tak skrzywdzonym dzieciom aniołkowatej dobroci. Jest to dzieciak z padawańskim warkoczykiem, który chce znaleźć przyjaciół i, ponieważ jest bardzo amerykańska powieść, oczywiście mu się to...<br />
<br />
Na marginesie. Jest to pierwsza od lat przeczytana przeze mnie powieść przeznaczona dla dzieci i młodzieży. Po jej lekturze wiem, że w przyszłości chętnie będę sięgała po powieści dziecięce i młodzieżowe, nie tylko te klasyczne. Przekonałam się do tego gatunku i za to R.J. Palacio serdecznie dziękuję. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">*R.J. Palacio, „Cud chłopak”, 2014, s. 11. </span>Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-48528385125541979342016-01-05T12:22:00.000+01:002016-01-05T12:22:30.553+01:00Chłop a sprawa polska [Bolesław Prus „Placówka”]<div style="text-align: justify;">
Tygodnik „Wędrowiec” powstał w 1863 roku i początkowo funkcjonował jako ambitne czasopismo zajmujące się tematyką geograficzno-etnograficzną. Dwadzieścia lat później, po zakupieniu przez Artura Gruszeckiego, stał się jednym z najważniejszych filarów polskiego dziennikarstwa kulturalnego, a to dzięki tekstom między innymi Antoniego Sygietyńskiego, Stanisława Witkiewicza, Adolfa Dygasińskiego. Program tego czasopisma, wyrastający z inspiracji francuskim naturalizmem i sztuką realistyczną, wywarł znaczny wpływ na ówczesny rozwój polskiej sztuki i krytyki sztuki. W swoim czasie z „Wędrowcem” związał się również <b>Bolesław Prus</b>, który na jego łamach wydał swoją pierwszą istotną powieść - <b>„Placówkę”</b>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/171000/171667/123551-352x500.jpg?_ga=1.181173860.275158411.1435428718" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/171000/171667/123551-352x500.jpg?_ga=1.181173860.275158411.1435428718" height="320" width="225" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Bolesław Prus,<br /><span style="font-size: small; text-align: justify;">„</span>Placówka<span style="font-size: small; text-align: justify;">”</span><span style="font-size: 12.8px;">,</span><br />stron 224.</td></tr>
</tbody></table>
Za głównego bohatera tej powieści można uznać albo Józefa Ślimaka, albo Józefa Ślimaka z rodziną (jako bohatera zbiorowego). Józef jest pokornym chłopem, który wraz z żoną, dwoma synami, parobkiem Maćkiem i małą znajdą żyje na kawałku ziemi, którą od wieków uprawiali jego przodkowie. Teraz, dwadzieścia lat po uwłaszczeniu, ta ziemia oraz przypisany do niej inwentarz należą do niego wraz ze wszystkimi tego dobrodziejstwami i niekoniecznie dobrodziejstwami. Czasy nie są łaskawe, sąsiedzi nie są wyrozumiali i zawzięcie tępią tych, którym się powodzi, pan jest zapatrzony w panią, która z kolei niemiłosiernie się na wsi nudzi i czym prędzej chce przeprowadzić się do miasta. Państwo po otrzymaniu intratnej propozycji decydują się w końcu sprzedać majątek i zostawić chłopów samopas. Na dodatek we wsi pojawiają się niemieccy kolonizatorzy, którzy pod względem cywilizacyjnym wyraźnie górują nad mieszkańcami folwarku i czyhają na ich ziemie, chcąc rozbudować swoją osadę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
„Placówka” była kiedyś lekturą szkolną, co zostawiło swój ślad w jej licznych interpretacjach. Według wielu podręczników jest to powieść o bohaterskiej walce chłopa, prawdziwego patrioty, o polską ziemię. Jestem w stanie zaakceptować tę interpretację, ale po kilku jej poprawkach. Po pierwsze, Ślimak nie jest patriotą, z jego ust ani raz nie pada słowo „Polska” - jest chłopem, „tutejszym”. Po drugie, nie walczy o polską ziemię, a o swoją ziemię. Ślimaka można uznać co najwyżej za nieświadomego i nieco przypadkowego bojownika o polskość. Patrzenie na tę książkę przez pryzmat walki z zaborcą, zaciemnia jej rzeczywistą wymowę. O tym, jaka ona miała być najlepiej świadczą powiązania Prusa z „Wędrowcem”.<br />
<br />
Późniejszy autor „Lalki” związał się z tym czasopismem dzięki przyjaźni ze Stanisławem Witkiewiczem i na miarę możliwości czerpał z jego programu. „Placówka” jest tego najlepszym dowodem, ponieważ jest to powieść na wskroś naturalistyczna. Bohaterowie reprezentują określone typy ludzkie, które spodziewalibyśmy się spotkać na XIX-wiecznej wsi i jednocześnie są obdarzeni indywidualnymi cechami i psychologiczną głębią (vide Maciej Owczarz - kulawy pachołek przerzucany z miejsca na miejsce, który po odnalezieniu azylu w domu Ślimaka, odwdzięcza mu się pracując na gospodarstwie ponad siły). Jest to jedna z pierwszych polskich powieści, w których chłopski bohater jest bohaterem z krwi i kości, a nie romantyczną kreacją chłopa.<br />
<br />
Na dość jednolitym wizerunku tej książki pojawia się rysa w postaci dynamicznego i nieprawdopodobnego zakończenia. Ono też ma swoją funkcję, ale żeby ją opisać, musiałabym zdradzić wiele wątków fabularnych, a to mogłoby zepsuć przyjemność płynącą z lektury tej książki. Ważną cechą tej książki jest brak patosu. Prus wystrzegał się górnolotności (za co bardzo go lubię) i swoją „Placówkę” uczynił kroniką życia chłopskiej rodziny, na którą spadają kolejne nieszczęścia, także te z wątkiem ojczyźnianym w tle. Jest to książka zupełnie inna niż „Lalka”, z którą ten pisarz jest kojarzony i nie odważyłabym się ich porównywać, choć mają one jedną cechę wspólną - na ich temat można pisać kolejne książki, zwykła recenzja nie odda ich bogactwa.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-75390038047692279262015-12-31T16:54:00.000+01:002015-12-31T16:58:36.702+01:00A.D. 2015 - podsumowanie<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Rok 2015 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Rok 2015 jeszcze trwa, ale niedługo przejdzie do historii i ustąpi miejsca następnemu rokowi - 2016, który, miejmy nadzieję, będzie lepszy od swojego poprzednika. </span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><b>Rok klęsk prezentuje się bowiem tak:</b></span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">- opublikowane recenzje - 23,</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">- wspomnienia o... - 1,</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">- podsumowania - 2 (łącznie z niniejszym)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">- stosiki - 1,</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">- reportaże z imprez literackich - 0,</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">- teksty kulturalne (nie dotyczące literatury) - 0.</span></div>
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Łatwo zauważyć, że nie było dobrze. Mogłabym tak się kajać przez cały dzisiejszy dzień, ale to nie ma sensu. Lepiej skupić się na tym, co było dobre, czyli na książkach. Oto najlepsze książki, jakie przeczytałam w 2015 roku i których recenzje pojawiły się na blogu. </span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-TWS2QVfv6-s/VoUgofmGZnI/AAAAAAAABc8/zyk9Ilx0PYk/s1600/Untitled%2Bdesign.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://2.bp.blogspot.com/-TWS2QVfv6-s/VoUgofmGZnI/AAAAAAAABc8/zyk9Ilx0PYk/s320/Untitled%2Bdesign.jpg" width="213" /></a></span></div>
<a href="http://strofki.blogspot.com/2015/11/sztuka-piekna-to-za-mao-wisawa.html" style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif; line-height: 21.56px;"><b>Wisława Szymborska „Wszystkie lektury nadobowiązkowe”</b></a><br />
Polecam całym sercem. Każdy wie dlaczego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><b><a href="http://strofki.blogspot.com/2015/09/japonia-autorska-joanna-bator-rekin-z.html">Joanna Bator <span style="background-color: white; line-height: 21.56px;">„Rekin z parku Yoyogi”</span></a></b></span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Przeczytałam gdzieś, że wszystko co napisze Bator jest przynajmniej interesujące. Zgadzam się z tym,</span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><a href="http://strofki.blogspot.com/2015/09/niech-spadnie-gwiazda-ida-fink-podroz.html"><b>Ida Fink <span style="background-color: white; line-height: 21.56px;">„Podróż”</span></b></a></span><br />
Niestety nie udało mi się zainteresować Was tą książką i cały czas to sobie wyrzucam. Sposób prowadzenia narracji przez Idę Fink zasługuje na najwyższe wyróżnienie, a pisarka przynajmniej na pamięć.<br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><a href="http://strofki.blogspot.com/2015/05/niepodobna-byo-tego-dnia-wyjsc-na.html"><b><span style="color: black;"><span style="background-color: white; line-height: 21.56px;">Charlotte Brontë </span><span style="background-color: white; line-height: 21.56px;">„Dziwne losy Jane Eyr</span></span><span style="background-color: white; color: #0c0606; line-height: 21.56px;">e”</span></b></a></span><br />
Jeśli książki można kochać, to ja tę książkę kocham.<br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><a href="http://strofki.blogspot.com/2015/04/czyli-taka-z-pozoru-historia-o-niczym.html"><b>Agnieszka Wójcińska <span style="background-color: white; line-height: 21.56px;">„Reporterzy bez fikcji”</span></b></a></span><br />
Nie przypominam sobie, żebym z jakiejkolwiek innej książki wypisała więcej interesujących tytułów i nazwisk co z tej. Oczywiście nie jest to publikacja noblowska, ale nie zmienia to faktu, że serdecznie Wam ją polecam.<br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><a href="http://strofki.blogspot.com/2015/02/jak-daleko-sie-posuniesz-aby-stworzyc.html"><b>Jeffrey Eugenides <span style="background-color: white; line-height: 21.56px;">„Intryga małżeńska”</span></b></a></span><br />
Eugenides jest jednym z tych pisarzy współczesnych, którzy nie boją się grać z konwencjami literackimi i którzy są w tych gierkach nieźli. Nie mogę się doczekać lektury kolejnej jego powieści - <i>Middlesex</i>.<br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><b><a href="http://strofki.blogspot.com/2015/02/najlepsza-jest-noc-w-obcym-kraju.html">Andrzej Stasiuk <span style="background-color: white; color: #0c0606; text-align: start;">,,Fado"</span></a></b></span><br />
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;">Podobnie jak Bator. </span><span style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif;"><span style="background-color: white; color: #0c0606; text-align: start;"><i>Fado </i>jest przynajmniej interesujące. </span></span><br />
<span style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif;"><span style="background-color: white; color: #0c0606; text-align: start;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif;"><span style="background-color: white; color: #0c0606; text-align: start;">To wszystko. Nie tworzyłam powyższej listy z myślą o wymieniu arcydzieł, a książek przynajmniej dobrych i przede wszystkim, co już kilkakrotnie powtarzałam, interesujących. Mam nadzieję, że przynajmniej część z nich przypadnie Wam do gustu. </span></span><br />
<span style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif;"><span style="background-color: white; color: #0c0606; text-align: start;"><br /></span></span>
<span style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif;"><span style="background-color: white; color: #0c0606; text-align: start;">Prawdziwym tegorocznym fenomenem jest dla mnie liczba osób, które lubią profil Strofek na facebooku. Zaniedbałam go bardziej niż blog, a jego fanów przybywało i przybywało. Podobno wszyscy oni istnieją, nie są ludźmi-krzakami. To miłe, ale też dziwne. Mam nadzieję, że w przyszłym roku udowodnię, że zasługuję na te </span></span><span style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif;">,,lajki</span><span style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif;">". </span><br />
<span style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif;"><span style="background-color: white; color: #0c0606; text-align: start;">Szczęśliwego Nowego Roku!</span></span><br />
<span style="font-family: Times, 'Times New Roman', serif;"><span style="background-color: white; color: #0c0606; text-align: start;">Franca</span></span></div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-28220378427261497452015-12-29T12:52:00.000+01:002015-12-29T12:52:49.193+01:00A.D. 2016 - zapowiedzi<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Zaczęłam pisać tego
posta z myślą o ponarzekaniu na swoją kondycję blogową i czytelniczą. Nie ma sensu ukrywać, że przez ostatni rok bardzo zaniedbałam zarówno Strofki, jak i ich profil na facebooku.
Na szczęście nadchodzi nowy rok, a z nim kolejny już początek. Mam nadzieję,
że czegoś dobrego. Tym wpisem chciałabym się zmotywować do systematycznej pracy
i zaprezentować Wam moje plany na 2016 rok. Przedstawię je w formie stosika zawierającego książki, których recenzje prędzej czy później pojawią się na blogu. Oczywiście są to plany nakreślone
dość grubą krechą, ale myślę, że mogą one dać przybliżone wyobrażenie o tym,
czego możecie spodziewać się po Strofkach w nadchodzącym roku.<o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-1XX5FlYUIAQ/VoJsBvnklNI/AAAAAAAABcs/OSTTJWqNy_E/s1600/DSC_0560.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="265" src="http://3.bp.blogspot.com/-1XX5FlYUIAQ/VoJsBvnklNI/AAAAAAAABcs/OSTTJWqNy_E/s400/DSC_0560.JPG" width="400" /></a></div>
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Jeremi
Przybora <i>Dzieła (niemal) wszystkie<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Oto
książka, która będzie mi towarzyszyła przez wiele zimowych wieczorów. Przybory
lubię słuchać, lubię go czytać i oglądać. Teraz skupię się na jednej z tych
czynności, ale na pewno nie przestanę słuchać archiwalnych audycji Polskiego
Radia poświęconym temu twórcy, o których wspominałam w poście <a href="http://strofki.blogspot.com/2015/12/zimny-dran-spod-znaku-szronu-na-gowie.html"><i>Zimny drań spod znaku szronu na głowie</i></a>. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Jeffrey
Eugenides <i>Middlesex<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Przywiązałam
się do Eugenidesa dzięki <a href="http://strofki.blogspot.com/2015/02/jak-daleko-sie-posuniesz-aby-stworzyc.html"><i>Intrydze małżeńskiej</i></a>, którą polecam wszystkim tym,
którzy kochają typowe fabuły zrealizowane w niezwykły sposób, liczne
nawiązania do literatury światowej, znanych literaturoznawców i literackich
trendów, aktualnych i nie. Wciąż interpretuję w głowie tę książkę i wiem, że
wielokrotnie będę do niej wracała. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Jürgen
Thorwald <i>Stulecie detektywów</i> i <i>Stulecie chirurgów<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Te
książki kupiłam dzięki Wam i Waszym recenzjom oraz dzięki Wisławie
Szymborskiej, która poświęciła <i>Stuleciu
detektywów </i>jeden z felietonów z cyklu <i>Lektury
nadobowiązkowe</i>. Na razie odłożę je na później, ponieważ bliżej mi do dwóch
reportaży, które prezentuję Wam poniżej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Swietłana
Aleksijewicz <i>Wojna nie ma w sobie nic z
kobiety<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Poszłam
do księgarni chcąc kupić <i>Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka</i>
(kocham ten tytuł!), ale gdy przekartkowałam <i>Wojnę...</i>, wiedziałam, że muszę kupić i przeczytać właśnie tę
książkę. Z pewnością będzie to jeden z najbardziej wstrząsających reportaży w
moim życiu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Charlie
Leduff <i>Detroit. Sekcja zwłok Ameryki<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Książka
na swój sposób legendarna. Przeczytałam mnóstwo jej pozytywnych recenzji, ale i
niemało mniej entuzjastycznych. Ja dałam się skusić nie tylko pracy Leduffa,
ale i pięknemu wydaniu Wydawnictwa Czarne. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Orhan
Pamuk <i>Inne kolory. Eseje i opowiadania<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Pamiętam,
gdy pierwszy raz znalazłam w księgarni <i>Muzeum
niewinności</i> Pamuka. Nie wiem czemu tak bardzo zainteresowałam się tą
książką, ale od lat jest ona na szczycie listy <i>Koniecznie przeczytaj!</i>.
Niestety, jak to ja, jeszcze nie kupiłam i nie przeczytałam tej książki, ale
zwróciłam uwagę na <i>Inne kolory</i>. Mam
nadzieję, że moje zainteresowanie prozą Pamuka nie okaże się pospolitym
pompowaniem balonika z rozczarowującym bum!, a ponadzmysłowym trafnym
przeczuciem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Isaac
Bashevis Singer <i>Miłość i wygnanie<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Singer
będzie pisarzem mojego życia. Czuję z nim niezwykłą więź, między innymi przez
to, że łączy nas miejscowość, w której spędziliśmy dzieciństwo. <i>Miłość i wygnanie </i>została napisana
dziesięć lat przed moimi narodzinami i przeczytam ją dwadzieścia dwa lata
po moich narodzinach. Chyba właśnie pompuję balonik. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">A
teraz kilka anglojęzycznych perełek. <o:p></o:p></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Charlotte
Brontë <i>Jane Eyre</i><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Kupiłam
tę książkę podczas targów książki w Edynburgu. Mam lekką obsesję na punkcie tej
powieści i do końca przyszłego roku chciałabym przeczytać ją w oryginale. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Virginia
Woolf <i>Mrs Dalloway</i>, <i>To the lighthouse</i>, <i>Orlando</i>, <i>A room of one's own<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Kolekcjonerskie
wydanie najważniejszych powieści Virginni Woolf i odrobina prywaty - kupiłam je
za zawrotną cenę pięciu funtów. Wszystkie je, podobnie jak <i>Jane Eyre, </i> chcę przeczytać w
oryginale. Co więcej, przynajmniej jedną z nich chciałabym na własny użytek
przetłumaczyć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Oto
czego możecie się spodziewać po Strofkach i po mnie w nadchodzącym roku. Muszę
nadmienić, że pewnikiem, który na pewno pojawi się na blogu, poza wymienionymi
książkami, są klasyki polskiego, i nie tylko polskiego, pozytywizmu. Mam
nadzieję, że uda mi się wynieść z lamusa wiele powieści, które nie zasługują na
zapomnienie (najlepszy przykład - <i>Placówka
</i>Bolesława Prusa) oraz że mój cykl przypadnie Wam do gustu. Samowolnie ustaliłam nad nim literacki patronat, który będzie sprawować <i>Trylogia</i> Henryka Sienkiewicza, którą właśnie odkrywam na nowo.<o:p></o:p></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-FHbnQfCkPvI/VoJqTXN1bUI/AAAAAAAABcg/udCwirvj0z0/s1600/DSC_0629.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="212" src="http://4.bp.blogspot.com/-FHbnQfCkPvI/VoJqTXN1bUI/AAAAAAAABcg/udCwirvj0z0/s320/DSC_0629.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Moje wydanie <i>Trylogii.</i> Niestety brakuje drugiej części <i>Ogniem i mieczem. </i>Na potrzeby zdjęcia i lektury wypożyczyłam brakującą część z biblioteki.</td></tr>
</tbody></table>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">31
grudnia opublikuję podsumowanie 2015 roku. To dość dziwna kolejność, bo według
wszelkich reguł najpierw powinno się publikować podsumowania, a dopiero potem jakkolwiek
rozumiane plany, ale co tam. <o:p></o:p></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Czytaliście jakąkolwiek z wymienianych w tym poście książek? Polecacie którąś z nich? A może chcielibyście polecić mi inne publikacje? Będę wdzięczna za wszelkie rekomendacje.</span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Franca</span></div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-70819405892356768832015-12-12T23:56:00.000+01:002015-12-12T23:58:23.654+01:00Zimny drań spod znaku szronu na głowie <i style="text-align: justify;">Przybora. Mistrzowskie połączenie piosenki lirycznej z żartobliwą. Mistrzostwo polega na tym, że szwów nie widać. Druga rzadkość - słowa tych piosenek mogą istnieć samodzielnie, nawet bez ślicznych melodii Wasowskiego, a i tak rozrzewniają i śmieszą. </i><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak o Jeremim Przyborze pisała Wisława Szymborska. Powyższa opinia pochodzi z recenzji jego <i>Piosenek prawie wszystkich</i>, którymi nasza noblistka była szczerze zachwycona, czego dowodem może być to, że poświęcony im felieton zakończyła słowami <i>Przybora to przecież klasyk</i>. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Starsi panowie, starsi panowie dwaj, już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://egminy.eu/uploads/ckeditor/images/Jeremi%20Przybora%20(8).jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://egminy.eu/uploads/ckeditor/images/Jeremi%20Przybora%20(8).jpg" height="320" width="212" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="http://egminy.eu/newsy,czytaj/711/jeremi-przybora-niezapomniany-starszy-pan.html">Jeremi Przybora</a></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Jeremi Przybora to rzeczywiście klasyk - poezji, literatury w ogóle, słowa, polszczyzny, telewizji, kabaretu. Dla nas, jako jego wielbicieli, kluczowy powinien być rok 1948, w którym to roku najwspanialszy z Jeremich rozpoczął cykl audycji zatytułowanych Eterek. Bardzo ważnym składnikiem tej audycji była muzyka, którą ktoś musiał napisać. Ktosiem, którego Przybora zaprosił do współpracy (bo tak jakoś na oko wyglądał, że może on by i napisał muzykę) był jego przyjaciel, który zresztą wtedy nie był jeszcze przyjacielem, pana Wasowskiego. Tak zaczęła się współpraca legendarnego duetu, który do historii przeszedł pod nazwą Kabaretu Starszych Panów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś obchodzimy setną rocznicę narodzin Jeremiego Przybory, literackiego trzonu Kabaretu. Z tej okazji, za Polskim Radiem, chciałabym zaprezentować postać wybitnego poety jako człowieka urodzonego, by pracować w radio. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przybora pochodził ze szlachecko-inteligenckiej rodziny - dziadek był posiadaczem kolekcji dzieł Stefana Żeromskiego z autografami autora, a babcia... babcia była praktykiem polszczyzny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>W moich wspomnieniach nie milczy babka. Ta wytworna i ładna dama była mistrzynią swoistego słowotwórstwa i jej powiedzonka sprawiły, że żyła tak długo w powiedzonkach rodzinnych. Na widok osowiałej miny kogoś z bliskich, mawiała: Co ci dolega, kochanie, jesteś dzisiaj straszliwie zdupiesiały. </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Pracę w radio rozpoczął niejako przez przypadek - stanął do konkursu, w którym nagrodą była posada. Konkursu nie wygrał, ale został zapamiętany i niedługo, gdy inni się wykruszyli, zaczął pracę jako koń - zajmował się papierkową robotą i wieczorami - jako człowiek, spiker. Choć od dziecka związany był ze sztuką, z zwłaszcza z muzyką - jego edukacja piosenkowa, wraz z życiową, zaczynała się od pogodnych obrazków żołnierskiej śmierci - nie spodziewał się, że zwiąże swoje życie właśnie z tą dziedziną kultury. I...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I wiecie co? Sami dowiedzcie się, co było później i wcześniej i w międzyczasie. Gorąco zachęcam Was do wysłuchania archiwalnej audycji pt <i>Głosy przeszłości</i>, w której Jeremi Przybora opowiada o swoim życiu tak pięknie, jak nikt inny. Link do audycji znajduje się poniżej tego wpisu. Aby jeszcze bardziej Was nią zainteresować, zdradzę, choć pewnie się tego domyślacie, że wielokrotnie użyłam w tym poście ciekawostek i powiedzonek, które zdradził mi, jako swojemu słuchaczowi, sam Przybora. Nigdy nie uwierzę, że nie zechcenie ich wysłuchać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/999876,Jeremiego-Przybory-gawedy-o-sobie</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,</div>
<div style="text-align: justify;">
Franca</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-89764868895893771732015-12-07T21:06:00.000+01:002015-12-07T21:06:23.798+01:00Indycze skrzydła a sprawa wiktoriańska [Magda Heydel Virginia Woolf, Maria Poprzęcka „Fakt, fikcja i fotografia albo co się zdarzyło we Freshwater”]<span style="text-align: justify;"><b>„Fakt, fikcja i fotografia albo co się zdarzyło we Freshwater”</b> to książka, który powstała dzięki zaangażowaniu <b>Magdy Heydel</b>, miłośniczki i tłumaczki twórczości <b>Virginii Woolf</b>. Heydel skomponowała tę publikację, przetłumaczyła (z nerwem!) wchodzące w jej skład anglojęzyczne teksty Woolf i poprzedziła je wstępem. Na nietypową kompozycję tego tomu, a właściwie tomiku, składają się: jedyny dramat autorstwa Woolf - </span>„Freshwater. Komedia”, wstęp autorstwa Heydel zatytułowany „<span style="background-color: white; font-family: "open sans" , "arial" , sans-serif; font-size: 15px; line-height: 21.4286px; text-align: justify;">»</span>Daleko wam do niej<span style="background-color: white; font-family: "open sans" , "arial" , sans-serif; font-size: 15px; line-height: 21.4286px; text-align: justify;">«</span>. Virginia Woolf, Julia Margaret Cameron i kobiece biografie niekonwencjonalne”, esej Woolf „Julia Margaret Cameron” oraz tekst przybliżający nam postać Cameron oraz tajniki jej warsztatu autorstwa <b>Marii Poprzęckiej</b>. <br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: justify;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://s.znak.com.pl/files/covers/card/b3/Woolf_Faktfikcjaifotografia_500pcx.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://s.znak.com.pl/files/covers/card/b3/Woolf_Faktfikcjaifotografia_500pcx.jpg" height="320" width="204" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Magda Heydel Virginia Woolf, <br />Maria Poprzęcka,<br />„Fakt, fikcja i fotografia albo co się zdarzyło <br />we Freshwater”,<br />Wydawnictwo Znak,<br />Kraków 2013,<br /><br /></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
Tym, co spaja wszystkie te teksty, oprócz przewijającej się tu i ówdzie Virginii Woolf, jest postać Julii Margaret Cameron - kobiety niebanalnej, ekscentryczki akceptującej konwenanse tylko wtedy, gdy były one zgodne z jej poglądami i zachciankami, fotografki, pionierki na tym polu z okresu epoki wiktoriańskiej, prywatnie babci przyszłej autorki „Do latarni morskiej”. Jest ona główną bohaterką wszystkich tekstów wliczających się do omawianej publikacji, przez co mamy okazją przyjrzeć się jej z każdej strony, także, a może przede wszystkim, od wewnątrz. Ona sama przedstawia nam się za pomocą swoich fotografii, których część zamieszczam pod recenzją. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<span style="text-align: justify;">„Sztuka jest raczej bzdurna, ale nie mam zamiaru przejmować się, czy zrobię dobre wrażenie jako dramatopisarka</span><span style="text-align: justify;">”. Virginia Woolf zanotowała to zdanie, gdy przygotowania do wystawienia jej jedynej sztuki trwały już w najlepsze. </span>„Freshwater. Komedia” to trzyaktówka napisana i wystawiona w 1935 roku. Woolf nie stworzyła jej z zamiarem zachwycenia swojej dotychczasowej publiczności (o czym najdobitniej świadczy zacytowany fragment dziennika), była to jedna z wielu artystycznych zabaw, za którymi przepadało towarzystwo z grupy <a href="http://therem.net/bloom.htm">Bloomsbury</a>. W jej skład wchodziło wielu intelektualistów, wśród których pozytywnie wyróżniali się członkowie rodziny Woolf i naturalnie ona sama. „Freshwater. Komedia” wydaje się kolejnym z ich, jakbyśmy to dziś nazwali, happeningów. Jest to komedyjka, w której artystyczna wartość schodzi na dalszy plan, ustępując miejsca humorowi, satyrze i ironii. Oraz oczywiście Julii Margaret Cameron.<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pomimo tego, że ani dramat, ani esej Woolf nie są najwyższych lotów (zwłaszcza jak na możliwości tej pisarki) to łatwo z nich wyczytać, że ich główna bohaterka, babcia pisarki, nie została zaszczycona dwoma tekstami na swój temat za ładne oczy i zdjęcia. Jest ona wytrychem ułatwiającym ukazanie krytyki wiktoriańskich modeli życia i sztuki, oczywiście przez odpowiedniego rodzaju szkiełko. O ciekawą interpretację tego tekstu pokusiła się we wstępie Magda Heydel i do niego Was odsyłam, jednocześnie dziękując tłumaczce za pomysł stworzenia tego tomiku.</div>
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.metmuseum.org/toah/images/h2/h2_1996.99.2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://www.metmuseum.org/toah/images/h2/h2_1996.99.2.jpg" width="150" /></a><a href="http://www.metmuseum.org/toah/images/h2/h2_41.21.15.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: left;"><img border="0" height="200" src="http://www.metmuseum.org/toah/images/h2/h2_41.21.15.jpg" width="160" /></a><a href="https://www.szerokikadr.pl/public/repozytorium/poradnik/201403/2/02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img alt="Portret Karola Darwina, 1881 r., fot. Julia Margaret Cameron, © Bridgeman Art Library/FotoChannels" border="0" height="200" src="https://www.szerokikadr.pl/public/repozytorium/poradnik/201403/2/02.jpg" width="158" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Zdjęcia autorstwa Julii Margaret Cameron. Trzecia fotografia przedstawia Charlesa Darwina. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-size: xx-small;">Źródła zdjęć: </span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-size: xx-small;">-https://www.szerokikadr.pl/poradnik/pionierzy-fotografii-julia-margaret-cameron-jak-byc-prawdziwa-lady-i-nie-dbac-o-ostre-zdjecia</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
<span style="font-size: xx-small;">-http://www.metmuseum.org/toah/hd/camr/hd_camr.htm#slideshow6</span></div>
<div style="text-align: left;">
</div>
<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
FrancaFrancahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-54475667616853043282015-11-23T21:12:00.000+01:002015-11-23T21:12:52.815+01:00Bo pani jest kobietą! [Eliza Orzeszkowa „Marta”]<div style="text-align: justify;">
Marta Świcka miała szczęście urodzić się w stosunkowo zamożnej rodzinie. Odpowiednie urodzenie zagwarantowało jej pobieranie lekcji z języka francuskiego, gry na instrumentach, historii, historii literatury. W stosownym czasie Marta jako piękna, młoda, niegłupia dziewczyna wyszła za mąż za zakochanego w niej mężczyznę i urodziła mu piękną córeczkę. Jej życie przypominało bajkę, której wszystkie mieszczańskie matrony życzą swoim córkom. Niestety, każda bajka ma swój koniec. Bajka Marty zakończyła się, gdy jej mąż zmarł, nie zostawiając jej majątku. </div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://www.antykwariat.calinotheca.pl/foto_cov/1896.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://www.antykwariat.calinotheca.pl/foto_cov/1896.jpg" height="320" width="205" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Eliza Orzeszkowa,<br />
„Marta”</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Problemy finansowe młodych zdrowych kobiet nie spędzają snu z powiek reszcie świata. Ich rozwiązanie wydaje się proste - praca. Marta również chciała iść do pracy, ale okazało się, że znalezienie stałej nie urągającej jej godności posady było praktycznie niemożliwie, a ewentualne jej utrzymanie wydawało się senną mrzonką. Na początku Marta była pełna optymizmu i szykowała się do pracy jako guwernantka. Umiała mówić po francusku, trochę. Rysować, trochę. Grać, trochę. Znała historię Polski, trochę. Na salony nadawała się w sam raz. Niestety, niespodziewane kłopoty finansowe wykluczyły ją z elitarnego grona kobiet, którym wystarczyło być „trochę”. Marta musiała pracować, ale nigdzie nie mogła znaleźć posady, bo na niczym się nie znała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Postać pani Świckiej wykreowała <b>Eliza Orzeszkowa</b> i powołała ją do życia w książce, początkowo wydawanej w odcinkach, zatytułowanej po prostu - <b>„Marta”</b>. Każdy absolwent szkoły średniej umie pokrótce scharakteryzować twórczość tej pisarki: wie, że Orzeszkowa była piewczynią powieści tendencyjnej, że lubowała się w opisach, że nie lubiła niejasności i w wielce kwiecistym stylu zdradzała czytelnikowi wszystkie zawiłości nakreślonego przez siebie świata, który to świat był łudząco podobny do tego, który jej publiczność znała jak własną kieszeń i do którego była przywiązana na tyle, by kruszyć pióra przeciwko tym, którzy chcieli coś w nim zmienić. Orzeszkowa miała wyraźny program społeczny, który głosiła w swoich powieściach oraz artykułach. W „Marcie” wzięła na warsztat laleczki salonowe, które po stracie majątku, były skazane na poniewierkę. Laleczki salonowe to kobiety, które znamy także z powieści i którymi często zachwycamy się podczas lektury - ach! jakie to kiedyś były wspaniałe czasy! jak ja bym chciała przenieść się w czasie do XIX wieku, do tych dżentelmenów, do tych pięknych sukni! kiedyś to każda kobieta umiała grać na fortepianie, mówić w językach obcych, kochała czytać książki... ech! to były czasy! Tja....</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Orzeszkowa dobitnie podkreśla, dlaczego historia Marty musi skończyć się tragicznie: wraca do tych samych wątków, prezentuje plejadę postaw i typów ludzkich, które kobieta w trudnej sytuacji mogła spotkać na swojej drodze w II połowie XIX wieku, wielokrotnie używa tych samych stwierdzeń i powraca do tych samych wątków. Nie waha się też podkreślać chwil szczęścia, nadziei i optymizmu Marty, gdy udaje się dostać jakiś prezent od losu. Robi to jednak tylko po to, by podkreślić, że są to chwile złudne i jednostkowe. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
„Marta” jest powieścią tendencyjną, jedną z najlepszych i najbardziej wyrazistych powieści tendencyjnych w polskiej literaturze. Orzeszkowa dostrzegła problem oraz opisała go w całej jego złożoności, a wszystko co poboczne zepchnęła na drugi plan. Wszystko to między innymi topografia, która jest nakreślona w takim stopniu, jaki był pisarce potrzebny do oddania nadrzędnej idei jej książki, podobnie rzecz ma się z postaciami pobocznymi, które są raczej typami, szablonami postaci niż bohaterami z krwi i kości. Marta również jest typem, ale jest o wiele dokładniej zarysowana, niż inni bohaterowie - przechodzi przemianę od znającej swą wartość dumnej kobiety do osoby roszczeniowej, pazernej. Polecam tę książkę czytelnikom, którzy są w stanie zrozumieć hierarchię treści i formy w tego typu literaturze, a w szczególności tym z nich, którym nieobce są kwestie emancypacyjne i feministyczne.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-79306670030118437252015-11-10T13:49:00.002+01:002015-11-10T13:49:53.511+01:00Sztuka piękna to za mało [Wisława Szymborska „Wszystkie lektury nadobowiązkowe”]<div style="text-align: justify;">
Seria „Lektury nadobowiązkowe” powstawała z potrzeby docenienia literatury, która nie mieściła się na półkach z etykietkami „beletrystyka” i „najnowsza publicystyka”. <b>Wisława Szymborska</b> jako koneserka literatury wszelakiej przez ponad trzydzieści lat pisała felietony na temat książek, których nieznajomość nie groziła popełnieniem faux pas w rozmowie z obytymi kulturalnie znajomymi. Felietony ukazywały się w „Życiu literackim”, „Piśmie”, „Odrze” i w „Gazecie Wyborczej” i doczekały się kilku wydań książkowych, z których każde kolejne było rozszerzane o nowe teksty. W tym roku ukazały się <b>„Wszystkie lektury nadobowiązkowe”</b>. </div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://s.znak.com.pl/files/covers/product/b3/Szymborska_Lekturynadobowiazkowe_500pcx.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://s.znak.com.pl/files/covers/product/b3/Szymborska_Lekturynadobowiazkowe_500pcx.jpg" height="320" width="218" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wisława Szymborska,<br /><span style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">„Wszystkie lektury nadobowiązkowe”.<br />Wydawnictwo Znak,<br />Kraków 2015,<br />846 stron.</span></span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Szymborska nie nazywała swoich tekstów recenzjami. O swoich umiejętnościach tworzenia takowych pisała: „Szybko połapałam się jednak, że recenzji pisać nie potrafię, a nawet nie mam na to chęci. Ze w gruncie rzeczy jestem i chcę pozostać czytelniczką amatorką, na której nie ciąży przymus bezustannego wartościowania”<span style="font-size: xx-small;">[1]</span>. Szymborska miała jednak solidne przygotowanie polonistyczno-kulturalno-historyczne i mogła pozwolić sobie na te słowa. Jej felietony mają luźną strukturę, są zróżnicowane, nie mają w sobie zbyt wiele z recenzji, za to sporo z intelektualnego pamiętnika. Od notatnika przeciętnego czytelnika dzieli je to, że skrzą się humorem, ujmują ironią, zmuszają do zakochania się w ich autorce — są genialne. Na ich urodę składa się wiele czynników. Poniżej scharakteryzuję pokrótce część z nich, bo nie mogę sobie tego darować.<br />
<br />
Bardzo ważny jest dobry początek. Szymborska miała niezwykły dar do układania pierwszych zdań, zarówno w przypadku poezji („Umrzeć - tego się nie robi kotu”), jak i mowy wiązanej. Oto przykład z felietonu na temat książki Marii Szypowskiej „Jan Matejko wszystkim znany”: „Układają mi się w myśli same tylko zdania początkowe — każde z perspektywą innego felietonu. [...] To, co powyżej napisałam, proszę traktować jako początek pierwszy. A oto początki inne: 2. Również Matejko był kiedyś malarzem młodym. To dziwne, ale w szkole nigdy mi o tym o nie mówiono. 3. Pewnego razu podpisał się w liście do przyjaciela: >>Jan, nadworny malarz króla polskiego<<. Zasłużył również na tytuły nadwornego strażnika zabytków i ministra propagandy”<span style="font-size: xx-small;">[2]</span>.<br />
<br />
Jeszcze ważniejsze jest rozwinięcie tematu — nieoczywiste, ironiczne, w wielu przypadkach odbiegające od meritum. Tym razem nie podam przykładu, bo każdy felieton zasługuje przynajmniej na kilka linijek tekstu. W związku z tym chciałabym przejść do omówienia stylu felietonów. Niestety, ktoś zrobił to już przede mną, więc pozwolę sobie oddać w tej sprawie głos pewnemu autorytetowi: „Styl Szymborskiej zasługuje na uwagę przede wszystkim na wyrazy, jakich unika. >>Kontrowersyjny<< to dla niej ciągle sporny czy wątpliwy, >>finalny<< — końcowy albo ostateczny, a >>spektakl<< to po prostu przedstawienie oraz widowisko. Nie żeby miała jakiegoś fioła na punkcie wyrazów obcego pochodzenia. Uważa tylko, że należałoby się zastanowić, które z tych wyrazów są naprawdę potrzebne”<span style="font-size: xx-small;">[3]</span>. Jako ciekawostkę dodam, że wspomnianym autorytetem jest osoba, z którą W.S. przebywała dzień za dniem od urodzenia, jadała z jednego talerza i nosiła wspólną parę butów, a w sprawie stylu zaznaczę, że zasługuje na osobny naukowy artykuł, a nie recenzję (sic!) na blogu.<br />
<br />
Podsumowując, „Wszystkie lektury nadobowiązkowe” to książka wspaniała (ups, jej autorka nie lubiła tego słowa), nieszablonowa, pouczająca, zabawna, powtórzę — genialna. Serdecznie zachęcam do lektury i posiadania tego świetnie wydanego tomiszcza na własność. Amatorów śledzenia przyzwyczajeń Szymborskiej powinien zainteresować również niezwykle skrupulatny indeks omówionych tekstów oraz ich autorów, tłumaczy — taki, który na pewno zdobyłby uznanie piewczyni tego typu kategoryzacji. Żeby nie było nudno, do tej pochwały dodam łyżkę dziegciu, mianowicie od felietonu poświęconego „Kalendarzowi przeznaczeń”, Szymborska zaczęła tytułować swoje teksty, niestety i rozczarowująco zaskakująco — niezbyt oryginalnie. Ale „jest to jedyna nieprzyzwoitość na tej Planecie Krasomówców”<span style="font-size: xx-small;">[4]</span>.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">[1] Szymborska W., Wszystkie lektury nadobowiązkowe, Kraków 2015, s. 5.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">[2] Szymborska W., Wszystkie lektury nadobowiązkowe, Kraków 2015, s. 483.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">[3] Szymborska W., Wszystkie lektury nadobowiązkowe, Kraków 2015, s. 571. </span><br />
<span style="font-size: x-small;">[4] Szymborska W., Wszystkie lektury nadobowiązkowe, Kraków 2015, s. 578. </span></div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-64538773630992208802015-10-24T15:27:00.002+02:002015-10-24T15:31:28.045+02:00Chciała dobrze [Wojciech Jagielski „Wszystkie wojny Lary”]<div style="text-align: justify;">
Lara — była aktorka z Groznego wychowana w zapomnianej gruzińskiej dolinie Pankisi, matka dwóch mudżahedinów, spotkała się w McDonaldzie z<b> Wojciechem Jagielskim</b>, by opowiedzieć mu historię swojego życia. Jej zapis został uwieczniony w książce <b>„Wszystkie wojny Lary”</b>, która niedawno ukazała się na rynku, idealnie wstrzeliwując się w okres, kiedy jest najbardziej aktualna, bynajmniej nie ze względu na datę wydania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-hL5VoqkowGo/Vec4YXyVsCI/AAAAAAAAAwU/VszyuKRdsvo/s320/wszystkie%2Bwojny%2Blary.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-hL5VoqkowGo/Vec4YXyVsCI/AAAAAAAAAwU/VszyuKRdsvo/s320/wszystkie%2Bwojny%2Blary.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wojciech Jagielski,<br />
„Wszystkie wojny Lary”,<br />
Wydawnictwo Znak,<br />
240 stron.<br />
<br /></td></tr>
</tbody></table>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Lara jest bowiem pretekstem do opowieści o tym, jak rodzi się fanatyzm, o konflikcie islamu ze światem, islamu z islamem i o nas samych. Lara — kobieta, której nie udało się uciec przeznaczeniu, czy dokładniej — fatum. Odkąd została matką, robiła wszystko, by uchronić swoje dzieci przed koszmarem wojny, przez którą zmuszona była uciekać z Groznego do Pankisi, swojej rodzinnej doliny, spokojnej, jakby zapomnianej przez świat. Tam wojna w swej najbardziej oczywistej postaci nie dotarła, dotarły za to pojedyncze oddziały partyzantów, którzy szybko zaczęli imponować chowanym pod mamusinymi spódnicami chłopcom i nadawać rytmowi życia w dolinie swój własny, jedyny słuszny, porządek. W dolinie udało im się go wprowadzić połowicznie, w głowach chłopców zaprowadzili za to prawdziwe spustoszenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Nad Larą i jej rodziną wisi fatum, którego ona nie dostrzega. Czytelnik wręcz przeciwnie - obserwuje zmiany, jakie zachodzą w jej synach, a Lara dostrzega je dopiero po czasie i puka się w czoło, niejako tłumacząc się Jagielskiemu ze swojej naiwności. Nieuchronność zdarzeń przytłacza odbiorcę tego tekstu i każe zastanowić się nad swoim życiem i szczęściem narodzin w odpowiednim miejscu i momencie dziejowym. Synów Lary wojna goniła od Czeczenii, przez Gruzję aż do zachodniej Europy. Jak łatwo się domyślić, w końcu ich dopadła i wysłała do Syrii. Bracia Lary również nie ustrzegli się pokusy wojaczki — gdy tylko spadło z nich brzemię opieki nad rodzicami, wyruszyli walczyć z Rosją. Lara została sama. Swietłana Aleksijewicz ma rację - wojna nie ma w sobie nic z kobiety.<br />
<i><br /></i>
„Wszystkie wojny Lary” to książka nie tylko o tytułowej bohaterce i jej synach, nie o wojnach rosyjsko-czeczeńskich i wojnie w Syrii, ale też o Europie i o miejscu, które zajmują w niej imigranci i uchodźcy. Ojciec Szamila i Raszida robił wszystko, by chłopcy zaaklimatyzowali się w nowym kraju, pracował dniami i nocami, by niczego im nie zabrakło — chciał zrobić z nich pełnoprawnych Europejczyków. Oni wybrali jednak inną drogę. Wojciechowi Jagielskiemu udało się stworzyć reportaż, który może być czytany na wiele sposobów i świetnie nadaje się do tłuczenia po łbach tych, którzy widzą świat w czarno-białych barwach, nie dostrzegając setek jego odcieni.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca<br />
<br />
<span style="font-size: xx-small;">Za egzemplarz recenzencki tej książki dziękuję Wydawnictwu Znak, </span></div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-55466450516219431642015-10-06T18:56:00.000+02:002015-10-06T18:56:24.267+02:00Ile szczurów złapałeś? [Marek Krajewski „Arena szczurów”]<div style="text-align: justify;">
Po wojnie Edward Popielski ukrywa się w rządzonym przez Armię Czerwoną i Urząd Bezpieczeństwa Darłowie. Niespodziewanie w mieście pojawia się zwyrodnialec, który gwałci i gryzie kobiety, zarażając je przy tym śmiertelną chorobą. Popielski, chcąc nie chcąc, musi odnaleźć sprawcę tych zbrodni. Nie spodziewa się jednak tego, że budzący grozę morderca jest tylko trybikiem w machinie zła, które przyczaiło się w pozornie spokojnym nadmorskim miasteczku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://s.znak.com.pl/files/covers/card/b3/Krajewski_Arena-szczurow_popr.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://s.znak.com.pl/files/covers/card/b3/Krajewski_Arena-szczurow_popr.jpg" height="320" width="211" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;">Marek Krajewski,<br /><span style="text-align: justify;">„Arena szczurów”,<br />Wydawnictwo Znak,<br />300 stron.</span></span></td></tr>
</tbody></table>
<b>„Arena szczurów”</b> to ostatni kryminał autorstwa <b>Marka Krajewskiego</b>, którego głównym bohaterem jest Edward Popielski i zarazem pierwszy, który przeczytałam (czytanie części cykli literackich w odpowiedniej kolejności zawsze sprawiało mi nieopisany trud), przez co nie mam możliwości porównania tej książki z jej poprzedniczkami. Tych, którzy planują pójść moim śladem i zapoznać się najpierw z finałem przygód „Łysego” uprzedzam, że znajomość poprzednich powieści o lwowskim policjancie nie jest konieczna, by móc bez przeszkód czytać o jego ostatnich doświadczeniach, ale przy tym ostrzegam, że zasadnicze wątki poprzednich części tego cyklu, zostały w jego zwieńczeniu skrupulatnie wyjaśnione.<br />
<br />
Wbrew pozorom „Arena szczurów” nie jest typowym kryminałem. Zbrodnia kryminalna to drugo-, może nawet trzeciorzędny wątek, który został stworzony po to, by doprowadzić Popielskiego do tytułowej areny szczurów i wyprowadzić kluczowe dla tej powieści zagadnienie: czy można dla ocalenia własnego życia zabić niewinnych ludzi? Z odpowiedzią na to pytanie mierzył się nie tylko główny bohater, ale też, wiele lat po swoim ojcu, jego syn — Wacław Remus. Współczesność, przez którą prowadzi nas Remus jest drugorzędnym planem fabularnym w stosunku do przeszłości, a konkretnie roku 1948. Mimo to zagadka, którą próbuje rozwikłać syn detektywa, jest nie mniej ważna niż to, co dzieje się z Popielskim.<br />
<br />
Krajewski zaznaczył, że dołożył wszelkich starań, by wiernie odwzorować powojenną darłowską rzeczywistość. Nietrudno jest dostrzec efekty jego wysiłków, ale nie są one wystarczające. Co prawda w lasach ukrywają się konkretne ugrupowania Żołnierzy Wyklętych, a Popielski spaceruje po rzeczywistych ulicach Darłowa, lecz są to jedynie przejawy poprawności faktograficznej. To za mało, by poczuć atmosferę powojennego nadmorskiego miasta. Kiepsko wypadają próby stylizowania wypowiedzi postaci na język przedwojennych inteligentów lub wręcz przeciwnie — chłopów ledwie oderwanych od pługa, którzy dostali od czerwonoarmistów trochę władzy. Stylizacja powinna być albo dokładna i skończona, albo wcale nie powinno jej być. W „Arenie szczurów” raz jest, a raz jej nie ma: tylko wybrane postacie posługują się jakąkolwiek gwarą lub odmianą języka, która zdradza ich pochodzenie lub stan społeczny, przez co ten zabieg wydaje się zbędny, a już na pewno niedopracowany.<br />
<br />
Po lekturze tej książki wnioskuję, że Krajewski lubuje się w soczystych opisach przejawów okrucieństwa. W „Arenie szczurów” jest ich pod dostatkiem, a pewnym momencie jest ich tak dużo, że stają się one groteskowe, a nie przerażające. Pożegnanie Popielskiego przypomina raczej thriller, a nie klasyczny kryminał. Jest to typowy przykład literatury rozrywkowej bez drugiego dna, ale stosunkowo przyjemnej w odbiorze.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Za egzemplarz recenzencki tej książki dziękuję Wydawnictwu Znak. </span></div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-79215830990385397242015-09-22T14:42:00.000+02:002015-09-22T14:42:20.318+02:00Japonia autorska [Joanna Bator „Rekin z parku Yoyogi”]<div style="text-align: justify;">
„Japoński wachlarz” (którego nie miałam przyjemności czytać) był pierwszym wydanym jako książka przejawem oczarowania <b>Joanny Bator</b> Japonią. <b>„Rekin z parku Yoyogi” </b>jest „efektem zagęszczenia opisu” <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 12pt; line-height: 115%;">— naturalnego stanu rzeczy po czteroletnim pobycie w miejscu, które niezmiennie fascynuje i zadziwia. Dodatkowym impulsem do powstania tej książki było również tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi oraz wywołane przez nie tsunami, które w 2011 roku nawiedziły Japonię i pozostały głęboko w podświadomości Japończyków oraz Joanny Bator, by stać jednym z głównych motywów kolejnej jej książki. </span></span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://i1.wp.com/szczere-recenzje.pl/wp-content/uploads/2014/04/216801_rekin-z-parku-yoyogi_561.jpg?fit=624%2C9999" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://i1.wp.com/szczere-recenzje.pl/wp-content/uploads/2014/04/216801_rekin-z-parku-yoyogi_561.jpg?fit=624%2C9999" height="320" width="224" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Joanna Bator,<br />
„Rekin z parku Yoyogi”,<br />
Wydawnictwo W.A.B.,<br />
238 stron. </td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 12pt; line-height: 115%;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 12pt; line-height: 115%;">Tytułowy rekin pewnego dnia pojawił się w parku Yoyogi w dzielnicy Harajuku, budząc konsternację opinii publicznej i przez pewien czas burząc spokój psychiczny okolicznych mieszkańców. Wiadomo było, że ktoś tego rekina przyniósł i zostawił. Ale dlaczego to zrobił? Dlaczego przyniósł akurat rekina? Dlaczego do tego parku? Te zagwozdki skłoniły Joannę Bator do rozmyślań o literaturze, a konkretnie o realizmie magicznym i prozie Harukiego Murakamiego. Podobny schemat (japońskie </span></span>„coś” jest pretekstem do rozważań o czymś głębszym niż spostrzeżenia podróżnika, nawet podróżnika-absolwenta kulturoznawstwa)<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: 12pt; line-height: 115%;"> występuje w esejach zaliczających się do dwóch </span><span style="line-height: 18.4px;">pierwszych</span><span style="font-size: 12pt; line-height: 115%;"> ścieżek, którymi Bator podąża ku oswojeniu Japonii zatytułowanymi kolejno </span></span>„<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 12pt; line-height: 115%;">Niesamowitości</span>”<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 12pt; line-height: 115%;"> i </span>„<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 12pt; line-height: 115%;">Alegorie</span>”<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 12pt; line-height: 115%;">. Trzecia ścieżka </span>„<span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Heterotopie</span>”jest inna, bardziej skupiona na sobie, a konkretnie na subkulturze otaku, miłośników mangi i anime. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozrzut tematyczny „Rekina z parku Yoyogi” jest niemały. Bator pisze zarówno o okresie Edo, podczas trwania którego Japonia była odcięta od świata, jak i o kosplejerkach czy panu, który porusza się po Tokio w stroju lolity. Wątki, które powtarzają się przynajmniej w kilku esejach to trzęsienie ziemi z 2011 roku, prostota powieści Murakamiego, kultura otaku. Inspirują one Bator, ponieważ nie pozwalają jej stworzyć pełnego obrazu Japonii. Przeszkadza jej w tym stara ciotka przyczepiona do pleców bohatera jednego z opowiadań autorstwa etatowego japońskiego kandydata do literackiej Nagrody Nobla czy nagłe zburzenie perfekcyjnego porządku społecznego przez fale tsunami. Bator przyznaje, że Japonia wciąż ją zadziwia, wymyka się wszelkim znanym jej klasyfikacjom, a jej opis wciąż nie jest wystarczająco zagęszczony. W książce czytamy więc o jej autorskim pomyśle na Japonię, a raczej o jej interpretacji japońskiej kultury, w której tworzeniu pomagają jej wielkie nazwiska, których nie trzeba znać przed lekturą tego tekstu, ale które dobrze jest znać w ogóle. Bator nie popisuje się swoim wykształceniem, elokwencją, obyciem, lecz co i raz wtrąca do tekstu zdania, które pozwalają przypuszczać, że niejedną dobrą książką w życiu przeczytała.<br />
<br />
Niejednokrotnie porównuje się w tym tekście kultury polską i japońską. Zazwyczaj te porównania wypadają na niekorzyść kraju znad Wisły. Trudno stwierdzić, czy zawsze słusznie, w wielu przypadkach tak. Bator nazywa samą siebie „nabuzowaną emocjami Słowianką” i chyba dobrze jej z tym określeniem, lubi i nie wstydzi się go używać, choć przyznaje, że jak na japońskie standardy jej emocjonalność jest czymś prawdziwie niezwykłym. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
„Rekin z parku Yoyogi” to zbiór esejów, z których część była wcześniej publikowana w „Gazecie Wyborczej” i w „Bluszczu”. Stąd pewnie wynika ich nieco gazetowo-felietonowy charakter: pobieżne ujęcie tematu i wyraźna puenta na końcu tekstu. Fakt ten nie zaważył jednak na poziomie literackim tej książki, który jest na tyle wysoki, że pozwala przypuszczać, że jej autorka dostała kiedyś jakąś nagrodę z dziedziny literatury i niejedną jeszcze dostanie.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-81548067541207030332015-09-16T18:37:00.000+02:002015-09-16T18:37:30.185+02:00La Divina [Anne Edwards „Maria Callas. Primadonna stulecia”] <div style="text-align: justify;">
<b>Anne Edwards</b> tytułuje Marię Callas primadonną zaledwie stulecia, choć nie ma wątpliwości, że była ona jedną z największych diw operowych wszech czasów. We wstępie do swojej książki Edwards wspomina: „Po raz pierwszy zobaczyłam ją [Callas] na własne oczy w 1964 roku na scenie Royal Opera House w londyńskiej Covent Garden w roli Toski. Byłam oszołomiona. Oto śpiewaczka, która głęboko rozumiała nie tylko wykonywaną przez siebie muzykę, lecz również słowa i osobę, którą portretowała. (...) Na zawsze odmieniła oblicze opery”. Na śpiew Marii podobnie reagują słuchacze jej nagrań, choć Głos był tylko jednym z jej atutów, które pozwalały jej budować niezapomniane role. Pozostałe to gra aktorska, ogromne oczy (zawsze odpowiednio podkreślone) i wrodzony talent do odczuwania i interpretowania muzyki. Na scenie Maria była Toscą, Madame Butterfly, Normą. Kim była poza nią? Edwards w książce zatytułowanej <b>„Maria Callas. Primadonna stulecia”</b> próbuje odpowiedzieć na to pytanie, ale przyznaje, że Callas, jak przystało na damę, pozostawiła po sobie wiele niedomówień i niejasności. </div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-kFqBIYa9TVM/VfAp_cP452I/AAAAAAAAj6g/iDMbAZG86pQ/s1600/Maria-Callas-Primadonna-stulecia_Anne-Edwards%252Cimages_product%252C23%252C978-83-240-3876-3.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://1.bp.blogspot.com/-kFqBIYa9TVM/VfAp_cP452I/AAAAAAAAj6g/iDMbAZG86pQ/s1600/Maria-Callas-Primadonna-stulecia_Anne-Edwards%252Cimages_product%252C23%252C978-83-240-3876-3.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Anne Edwards,<br />„Maria Callas. Primadonna stulecia<span style="text-align: justify;"><span style="font-size: xx-small;">”</span></span><span style="font-size: 12.8px;">,</span><br />Wydawnictwo Znak,<br />400 stron,<br />tłumaczenie - Mieczysław Godyń.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszy rozdział tej biografii wprowadza nas w świat, na którym Maria miała się dopiero pojawić. W 1916 roku jej rodzice wzięli ślub. Dziewięć miesięcy później na świecie pojawiła się Hiakinta (Jackie), potem Vassilios, który zmarł w niemowlęctwie. Najmłodsza z nich, Anna Cecylia Zofia Maria w przeciwieństwie do swojego rodzeństwa nie urodziła się Grecji, lecz już w Ameryce, dokąd jej rodzice Litza i Georgios wyemigrowali za pieniędzmi. W tym i w kilku kolejnych rozdziałach zapoznajemy się z tym, co ukształtowało młodszą z sióstr Kalogeropoulou, przede wszystkim z postępowaniem jej matki, która początkowo wyrastała na główną bohaterkę tej książki. Trudno stwierdzić, czy Edwards celowo wysunęła ją na piedestał, czy był to przypadek, ale ostatecznie wyszło to jej książce na dobre. Usunięcie Marii w cień podkreśliło to, jak wielką rolę odgrywała w jej życiu despotyczna i toksyczna Litza, drugi i ostatni raz podobny zabieg został zastosowany (lub „tak wyszło”) w rozdziałach opisujących życie Marii, gdy ta pozostawała w związku z charyzmatycznym i bajecznie bogatym Arystotelesem Onassisem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Edwards duży nacisk położyła na to, jak wielki wpływ na Callas mieli inni ludzie. Nawet po osiągnięciu oszałamiających sukcesów Maria szukała akceptacji w oczach partnerów i wybranych współpracowników, co miało wielki wpływ na większość jej życiowych wyborów. Edwards starała się też jak najdokładniej opisać to, co w danym momencie musiało dziać się w głowie Marii i tu w dużej mierze postawiła na swoją intuicję, ponieważ nawet w przypadku braku dowodów na to, co powodowało danymi poczynaniami Marii, Edwards bez zahamowań pisała, że Maria zdecydowała się na ten, a nie inny krok ponieważ wciąż rozmyślała o tym, jak to kiedyś zrobiła coś, co nie pozwalało jej teraz zachować się inaczej. Każdy biograf skazany jest na podobne domysły, ale w tej biografii są one podawane z taką pewnością, że zaczynają one wzbudzać podejrzenia. Szczęśliwie dotyczą one tylko psychiki Marii, a nie faktów z jej życia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Fakty Edwards starała się podawać jak najrzetelniej, swoją pracę oparła w dużej mierze na książce Johna Ardoina (o czym wspomniała już na wstępie), ale też przeprowadziła wiele dodatkowych wywiadów, które potem kilkakrotnie przytaczała. Jak każdy biograf-miłośnik danej osoby, nie ustrzegła się ona przed gloryfikowaniem i usprawiedliwianiem swojej bohaterki, ale też nie wahała się kilka razy skrytykować jej zachowania. Co najważniejsze, starała się utrzymać swój tekst na pewnym poziomie, nie zniżając się do standardów, do których przyzwyczajają nas brukowce (jedyną jej wpadką na tym polu było kilkukrotne wspomnienie o seksualnych przyzwyczajeniach Marii i Arystotelesa, w tym o czysto łóżkowych preferencjach Onassisa z czasów, gdy nie znał on jeszcze Marii!). Polecam tę książkę wielbicielom talentu La Diviny, ale też proszę <b><span style="font-family: 'Times New Roman', serif; font-size: 13.5pt;">— </span></b>nawet jeśli nie macie ochoty na lekturę tej biografii, wysłuchajcie kilku arii w wykonaniu Callas.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,</div>
<div style="text-align: justify;">
Franca</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Za egzemplarz recenzencki tej książki dziękuję Wydawnictwu Znak.</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-91749155714263918752015-09-12T20:42:00.000+02:002015-09-16T18:14:57.736+02:00Niech spadnie gwiazda [Ida Fink „Podróż”]<div style="text-align: justify;">
„Stojąc w oknie, pomyślała: niech spadnie gwiazda. Była przesądna, wszyscy wtedy byli przesądni, każdy na swój własny, sobie tylko znany sposób”. <b>Ida Fink</b> nie zobaczyła spadającej gwiazdy, ale znalazła połówkę podkowy. Podobno tylko cała podkowa przynosi szczęście, ale Ida nie przejęła się tym, że jej znalezisko najprawdopodobniej straciło nie tylko część swojego fizycznego jestestwa, ale i nadnaturalną moc uszczęśliwiania innych. Wtedy jak nigdy potrzebowała znaków świadczących o tym, że będzie dobrze, bo gorzej już być nie mogło. W 1942 roku Ida i jej siostra Maria były jedynymi przedstawicielkami młodego pokolenia swojej rodziny. Reszta rozstała się z życiem jak większość żydowskich mieszkańców prowincjonalnego polskiego miasteczka, ocalałych czekał podobny los, jednak ani Ida, ani Maria, ani ich ojciec nie chcieli umierać. Ociec postanowił się ukryć, a córki zdecydował się wyprawić w podróż do najbezpieczniejszego miejsca dla dwóch młodych żydówek — do hitlerowskich Niemiec. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wbrew pozorom nie był to straceńczy pomysł. Ówcześnie wiele Żydówek po wywalczeniu polskich papierów wyjeżdżało do Niemiec jako polskie wieśniaczki. Taki plan miały też Ida i Maria, panienki z dobrego żydowskiego domu. Maria była śniada, miała ciemne włosy i oczy, obie miały zadbane ręce, mówiły staranną polszczyzną. Nie wyglądały jak proste dziewczęta ze wsi. Musiały zabawić się w makabryczny teatr (tak swoje wojenne poczynania po latach wspominała Ida), obie zmieniały tożsamości, udawały, że uczą się języka niemieckiego, który miały perfekcyjnie opanowany, wiedziały, że ich tłumacze, zmieniają znaczenie ich słów, ale nie mogły oponować, a co najgorsze musiały zmierzyć z murem ludzkiej obojętności i nienawiści. Na raz. </div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://www.taniaksiazka.pl/images/popups/554/55408001262KS.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://www.taniaksiazka.pl/images/popups/554/55408001262KS.jpg" height="320" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;"><span style="font-family: inherit;">Ida Fink,</span><br /><span style="font-family: inherit; text-align: justify;">„Podróż</span><span style="font-family: inherit;">”,</span><br />Wydawnictwo<span style="font-family: inherit;"> W.A.B.,</span><br /><span style="font-family: inherit;">200 stron.</span></span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Historia Idy i Marii jest przerażająca, wyciska łzy, uświadamia bezradność — jest dokładnie taka, jaka powinna być standardowa autobiografia z Holocaustem w tle. Przykro mi to pisać, ale jedynym plusem wielu wojennych powieści jest to, że są one rozdzierająco smutne. Ida Fink swoją „Podróżą” udowodniła, że o wojnie można pisać inaczej: bez emfazy, bez patosu, ale też nie czysto naturalistycznie i nie bohatersko. Fink była przede wszystkim pisarką, a dopiero potem ofiarą Holocaustu, była też niekwestionowaną mistrzynią narracji. To, w jaki sposób panowała nad każdym czasownikiem użytym w tej książce zasługuje na najwyższe uznanie, podobnie jak elegancki, zdystansowany styl pisarki. Przy jego pomocy całe napięcie, które towarzyszyło siostrom w najtragiczniejszych momentach przenosi się na czytelnika, czyniąc lekturę książki czynnością intymno-ekstremalną. Sama nazywała tę książkę fikcją autobiograficzną. Myślę, że każdy, kto przeczyta „Podróż” na swój sposób zrozumie, jaką rolę pełni w tym określeniu słowo „fikcja”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Fink nie zastosowała w swej książce konwencji doskonałej pamięci, wiele razy pyta samej siebie pamiętasz?”, przyznaje się do luk w pamięci, ale podaje przy tym szczegóły, które budują rzeczywisty klimat tej książki („Pierwsze szepty — Żydówki, Żydówki złapali...”). Pisze w kilku osobach, żadnej nie używa przypadkowo. Jej „Podróż” jest jakby utkana z żelaznej koronki. Fink rozrywa ją dopiero w ostatnim rozdziale, w którym opisuje drugą podróż, którą, już po wojnie, odbyła z mężem. Razem z nim odwiedzała miejsca, w których kiedyś ważyły się jej losy. Dopiero wtedy wyzbyła się opiekuńczej maniery starszej siostry i przyznała „mam dość”. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
„Wybitna książka, bardzo osobista w szczegółach, a jednocześnie uniwersalna w swej wymowie”</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="text-align: right;"> </span><span style="font-size: x-small; text-align: right;">The New York Times</span></div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-2996722093247113642015-07-25T00:16:00.001+02:002015-07-25T00:21:42.849+02:00Jedziesz na własną odpowiedzialność [Anna Wojtacha ,,Zabijemy albo pokochamy. Opowieści z Rosji"]<div style="text-align: justify;">
Rosja jest wielką miłością wielu dziennikarzy, reporterów, miłośników literatury i podróży. <b>Annę Wojtachę</b> można śmiało zaliczyć do każdej z tych grup. Wyrazem szczególnego uczucia, jakim darzy ona ten kraj jest jej druga książka <i><b>Zabijemy albo pokochamy. Opowieści z Rosji</b></i>. Opowieści z Rosji to w zasadzie opowieści o ludziach, których dziennikarka spotkała na swojej drodze: o moskiewskiej prostytutce, bezdomnym, kobiecie skazanej na życie bez perspektyw, żołnierzu Specnazu. Wojtacha wielokrotnie przyznaje, że, jako reporterka, jest zainteresowana przede wszystkim tzw. zwykłymi ludźmi, którzy rzadko zwracają na siebie uwagę osób innych niż członkowie ich rodzin i przyjaciele. Oprócz pospolitości łączy ich także swego rodzaju alienacja od reszty społeczeństwa. Czasami obyczajowa, czasami geograficzna, czasami materialna lub kulturowa. W wielu przypadkach jest ona tym, co skłoniło Wojtachę do kontaktu z wybranymi osobowościami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><img height="320" src="webkit-fake-url://aed39879-a773-405d-81c0-607e3d1bd7c0/imagejpeg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="224" /></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Anna Wojtacha,<br />
Zabijemy albo pokochamy. Opowieści z Rosji,<br />
Wydawnictwo Znak,<br />
Stron 304.</td></tr>
</tbody></table>
Trudno stwierdzić, czy bohaterowie tej książki w jakikolwiek sposób wyróżnają się od sobie podobnych mieszkańców Rosji, ale Wojtacha traktuje i opisuje ich tak, że nie waham się nazwać ich osobowościami. Dziennikarka analizuje zachowania swoich towarzyszy, stara się wejść w ich psychikę, przedstawia ich jako jednostki zwykło-niezwykle. Na ich przykładach stara się w jakiś sposób przybliżyć czytelnikowi współczesną Rosję.<br />
<br />
Niestety najważniejsza w tym tekście jest sama Anna Wojtacha, przez co jej książce bliżej jest do pamiętnika, niż do reportażu. Całe strony poświęcone są raczej zwyczajom podróżniczym i towarzyskim autorki, a nie specyfice Rosji. Przez całą książkę przewija się wątek jej romansu z Ogim, wspomnianym żołnierzem Specnazu, który pojawił się już w poprzedniej książce dziennikarki - <i>Kruchym lodzie</i>. I o ile jego postać jest ważna nie tylko w poświęconym mu rozdziale, to liczba pocałunków, które wymienił ze swoją ukochaną, już niekoniecznie.<br />
<br />
Przeżycia i przemyślenia dziennikarki zostały wyrażone w stylu, który wyjątkowo do nich pasuje. Wojtacha pisze bez ogródek, używa niewybrednego słownictwa, nie stosuje przemilczeń. Często wtrąca uwagi o swoim zawodzie i jego wpływie na codzienne życie dziennikarzy, nierzadko wspomina o swojej miłości do poezji Josifa Brodkiego. Podsumowując, w <i>Zabijemy albo pokochamy </i>jest równie dużo Rosji, co Wojtachy. Po książkę śmiało mogą więc sięgnąć wielbiciele obu pań.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca<br />
<br />
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Przepraszam Was za wszelkie usterki związane z układem tekstu, wyświetlaniem zdjęć itp. Przez najbliższy miesiąc będę zmuszona pracować na bardzo podejrzanym sprzęcie, który lubi się buntować i robić nieprzyjemne niespodzianki. Obiecuję, że rozwiążę wszystkie wynikłe problemy, gdy tylko będę miała dostęp do w miarę dobrego komputera</span>. </div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-35391030762426125692015-07-12T13:55:00.000+02:002015-07-29T12:57:58.409+02:00„We wsi Budziejowice był kiedyś...” [Jaroslav Hašek „Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej”]<div style="text-align: justify;">
Czesi są przez nas uważani za zabawny, trochę nierozgarnięty naród. Pepiki mówią przecież śmiesznym językiem, są sympatyczni i... mają Szwejka! Tak głupiutki bohater raczej nie miałby szans przedrzeć się do panteonu polskich herosów literatury, ale literatura czeska bez wahania przyjęła na swoje łono idiotę z urzędu. Postać wykreowana przez <b>Jaroslava Haška</b> bawi i jednocześnie uczy na kartach powieści <b>„Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej”</b>, wcześniej znanej pod tytułem „Przygody dobrego wojaka Szwejka czasu wojny światowej”. Inicjatorem zmiany tytułu oraz autorem nowego przekładu tej książki jest Antoni Kroh, jak się okazało w czasie lektury - czechofil pełną gębą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://ecsmedia.pl/c/losy-dobrego-zolnierza-szwejka-czasu-wojny-swiatowej-b-iext28188436.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://ecsmedia.pl/c/losy-dobrego-zolnierza-szwejka-czasu-wojny-swiatowej-b-iext28188436.jpg" height="320" width="218" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Szwejk jest poczciwym sprzedawcą psów i wielbicielem opowiadania anegdot. Przed laty był także żołnierzem, ale został superarbitrowany z wojska z powodu wrodzonego idiotyzmu. Los chciał, że ponownie musiał zawitać w szeregi armii austro-węgierskiej, ponieważ wybuchła wojna światowa. Gdy już zorientował się, że zabito TEGO Ferdynanda, a nie Ferdynanda Kokoskę i nie drogistę Prusi, jako przykładny obywatel Szwejk postanawił bronić ojczyzny (czymkolwiek by ona nie była i jakich terenów nie obejmowała). Tak to zaczeła się jego (anty)wojenna przygoda.<br />
<br />
Szwejk jest bohaterem wyrazistym, nakreślonym grubą krechą. Wbrew pozorom (i zapewnieniom głównego zainteresowanego) nie jest skończonym idiotą. Przemawia przez niego przysłowiowa ludowa mądrość, nie można też odmówić mu bystrości. Wiele w nim samego Haška; autor najbardziej znanej czeskiej powieści był świetnym gawędziarzem, satyrykiem, niezbyt walecznym żołnierzem, ateistą, bolszewikiem. Niektóre jego cechy i przekonania zostały bezpośrednio przelane na Szwejka, inne są przez niego przekazywane pośrednio, najczęściej poprzez komizm. Hašek szczególną awersją darzył wojsko i tzw. obywatelskie obowiązki. Szwejk jest za to oddanym żołnierzem, który wytrwale próbował dotrzeć do swojej jednostki. Nie jest to przejawem hipokryzji pisarza, dlatego że wierne oddanie Szwejka przełożonym jest tylko okazją do ukazania absurdu ich rozkazów oraz w ogóle porządku panującego w wojsku. Podobnie rzecz ma się z innymi poglądami Haška. Uważa się, że jego alter ego w tej książce jest Jednoroczny Ochotnik - kolejna, po Szwejku, postać, dla której warto przeczytać tę powieść.<br />
<br />
Wspomniany już komizm oraz niewspominany pospolity humor zostały w tej książce użyte w dwojakim celu. Po pierwsze, dla ukazania czegoś ważniejszego i po drugie, jako cel sam w sobie. Trudno orzec, które użycie jest częstsze. Hašek robił wszystko, by wyśmiać pseudoheroizm i wojenne hasła, tak często rzucane w jego czasach. Najłatwiej było mu je atakować poprzez komizm. „Losy<b> </b>dobrego<b> </b>żołnierza<b> </b>Szwejka<b> </b>czasu wojny światowej<b>” </b>wciąż śmieszą, bo ich ludyczność jest oparta na schematach i ludowym humorze, który, odpowiednio użyty, jest wręcz ponadczasowy. Podobnie jak najsłynniejsza powieść czeskiego giganta literatury humorystycznej.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak.</span><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak na pewno zdążyliście zauważyć (mam nadzieję, że zdążyliście), nie dawalam znaku życia od ponad miesiąca. Oczywiście nie zapomniałam o Was. Na moją długą nieobecność złożyło się wiele czynników: sesja, praca i wakacje połączone z pracą. Aktualnie znajduję się w Edynburgu, w którym będę przebywać do końca sierpnia. Wspaniale się tu czyta, więc na pewno będę miała mnóstwo materiałów do recenzji. Będę się przy tym starała pisać i publikować recenzje tak często, jak tylko będę mogla. Z tego miejsca chciałabym przeprosić Was, czytelników, i Wydawnictwo Znak, które tyle czekało na publikację wpisu o „Losach dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej”, za<b> </b>zniknięcie<b> </b>i brak<b> </b>jakichkolwiek<b> </b>informacji na ten temat<b>.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,</div>
<div style="text-align: justify;">
Franca</div>
<br />
<br /></div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-38124885964644760972015-05-20T23:57:00.001+02:002015-05-21T00:27:56.596+02:00Anna Herbich „Dziewczyny z Syberii” <div style="text-align: justify;">
<b>„Dziewczyny z Syberii”</b> to piąta część bestsellerowej serii „Prawdziwe historie” i druga autorstwa <b>Anny Herbich</b>. Jej bohaterkami są kobiety, które przeżyły zesłanie na Syberię i mają siłę, by o tym opowiadać. Ich historie są do siebie dość podobne. Najpierw głuche uderzenia kolb karabinów radzieckich żołnierzy o drzwi, kilka godzin na spakowanie się, podróż w bydlęcych wagonach, wywózka w nieznane, odrobaczanie ubrań, przydział do kołchozów, katorga, układ Sikorski-Majski, powrót do kraju lub emigracja. Schemat działał doskonale, ale nie przewidywał najgorszego. Tego, co działo się już na miejscu zsyłki i tego, że człowiek kolejny raz okazał się dla drugiego człowieka wilkiem. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/249000/249682/377175-352x500.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/249000/249682/377175-352x500.jpg" height="320" width="225" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Opowieści Janiny, Stefanii, Danuty, Aliny, Natalii, Danuty, Weroniki, Grażyny, Barbary i Zdzisławy budzą w czytelniku sprzeciw i niedowierzanie. Powszechnie wiadomo, co działo się w sowieckich obozach pracy, ale łagrowa rzeczywistość staje się wyraźna dopiero wtedy, gdy mamy do czynienia z osobistym świadectwem osób, które przeżyły to piekło. Janinie z powodu szkorbutu na pewien czas zarosły usta, brat Natalii za próbę ucieczki został postrzelony w czoło, przeszyty salwą z broni maszynowej, a jego nagie zwłoki przez tydzień, ku przestrodze dla innych więźniów, leżały pod bramą obozu i służyły za pokarm dla wałęsających się wygłodniałych zwierząt. Stefania została przegrana, czy też wygrana (kąt widzenia zależy od punktu siedzenia) w karty, ale słabość jednego z urków do jednej z jej przyjaciółek sprawiła, że ów urka odegrał Stefanię i podarował ją w prezencie wybrance swego serca.To tylko kilka przykładów tego, co mogło spotkać na Syberii więźniów, którzy budowali tam nowy lepszy proletariacki świat.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W książkach takich jak ta, czyli hybrydach reportażu i biografii, ważne jest pytanie o znaczenie jakie na ukształtowanie tekstu i jego odbiór przez czytelnika ma autor. Wydaje się, że narratorkami kolejnych rozdziałów są ich bohaterki. Taki układ wykluczałby jednak jakikolwiek udział Herbich w organizowaniu tekstu i tym samym dyskredytował ją jako autorkę. Tak się jednak nie dzieje. Opowieści więźniarek są tylko materiałem, na którym pracowała reporterka i to ona odpowiada za sygnowany swoim nazwiskiem tekst. Historie dziewczyn z Syberii są wstrząsające i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Wydaje się jednak, że są one przerażające nie ze względu na sposób, w jaki zostały opowiedziane, a z powodu tego, że wiernie oddają obozową rzeczywistość. Każdy przyzwoity człowiek reaguje na nie wewnętrznym uniesieniem i chyba to jest ich największą siłą - sam przekaz, a nie jego forma.<br />
<br />
Największym minusem tej publikacji jest selekcja bohaterek. Wiem, że brzmi to okrutnie, ale należy wynotować to, że wszystkie pochodzą z bogatych ziemiańskich lub arystokratycznych rodzin i mają nieco wypaczone pojęcie o sytuacji społeczno-gospodarczej II RP. W większości relacji międzywojenna Polska jest opisywana jako kraina mlekiem i miodem płynąca, a wszyscy wiemy, że tak nie było. Dodatkowo fakt, że wszystkie bohaterki pochodzą z jednej warstwy społecznej sprawia, że perspektywa ich relacji została poważnie zawężona. Inaczej rzeczywistość odbiera osoba wychowana na dworze, do którego na polowania przyjeżdżał kiedyś car, a inaczej dziewczyna ze słomianej chatki. Ona, jako typ bohaterki, nie została w tej książce dopuszczona do głosu.<br />
<br />
Herbich trzeba oddać przy tym sprawiedliwość za to, że zdecydowała się poruszyć tematykę nieco pomijaną w polskim dyskursie politycznym. Ubranie jej w osłonkę popularnego wydawnictwa, po które sięgną wcale nie pejoratywne rozumiane masy pomoże syberyjskim więźniarkom wywalczyć to, o czym wspominają w swoich relacjach, a co najdobitniej sformułowała Weronika - „dopóki będę żyła, będę stawiała krzyże upamiętniające poległych Polaków”. Takie krzyże, chociaż niematerialnie, pomordowanym Polakom stawia każdy, kto stara się poszerzać swoją wiedzę na temat wojennych losów naszych rodaków, w tym wypadku zesłańców. Czytajmy więc i pamiętajmy o historii.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Znak. </span></div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-82876484192656967112015-05-18T15:23:00.000+02:002015-05-18T15:23:36.450+02:00Wszyscy jesteśmy Polakami [Adam Węgłowski „Bardzo polska historia wszystkiego”]<div style="text-align: justify;">
Polakami byli, uwaga, Matka Boska voodoo, Kolumb, Kuba Rozpruwacz, James Bond, Drakula, Stalin, Frankenstein, Golem, Indiana Jones i przedwojenny Ronaldo. Właściwie to nie byli, ale mogli nimi być. Prawdopodobnie. </div>
<div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://opetaniczytaniem.pl/files/file/covers/big/weglowskibardzo-polska-hist-popr500pcx.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: justify;"><img border="0" src="http://opetaniczytaniem.pl/files/file/covers/big/weglowskibardzo-polska-hist-popr500pcx.jpg" height="320" width="208" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Adam Węgłowski,<br />
„Bardzo polska historia wszystkiego”,<br />
Wydawnictwo Znak,<br />
stron 315.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<b>Adam Węgłowski</b>, dziennikarz znany przede wszystkim z łamów magazynu ,,Focus Historia", uważa, że tropienie śladów polskości tam, gdzie nikt się ich spodziewa, sprzyja odnalezieniu poczucia wspólnoty i odpowiedzialności za nasze historyczne dziedzictwo. Jego zdaniem warto dywagować, nawet jeśli nasze przypuszczenia nie raz. nie dwa prowadzą nas na manowce. Zdaje się, że wie to z własnego doświadczenia. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tytuły rozdziałów zaczynają się nazwiskiem/pseudonimem danej postaci, do którego dołączany jest sensacyjny dopisek „był Polakiem”. Jest on mylący, ponieważ wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że żadna z wymienionych w pierwszym akapicie osobistości albo nie była polskiego pochodzenia, ale miała jakieś związki z Polską, albo nigdy nie miała nic wspólnego z naszym krajem. Autor zazwyczaj sam obala tezę postawioną przez siebie w tytule, albo przynajmniej z nią dyskutuje. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Najmocniejszą stroną tej książki jest duża liczna przytaczanych teorii. Ma ona też swój minus, ponieważ wiele spośród wymienianych hipotez, którym autor poświęca dużo miejsca i czasu, jest fałszywa i, jak się wydaje, służy tylko zwiększeniu objętości tej publikacji. Zaletą jest dlatego, że dzięki niej zapoznajemy się z sylwetkami Polaków zapomnianych przez masy, a godnych pamięci nie tylko w pewnych kręgach. Szczególnie interesujący pod tym względem jest rozdział o Indianie Jonesie, który jest pełen nazwisk zasłużonych polskich archeologów i podróżników, którzy odkryli nawet więcej niż syn filmowego Henry'ego Jonesa Seniora (Malinowski, Michałowski, Ossendowski). Inna sprawa, że ten rozdział, podobnie jak rozdział o Jamesie Bondzie i Frankensteinie jest wybitnie naciągany. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Okazuje się, że „Bardzo polska historia wszystkiego” nie jest tak polska, jak byśmy sobie tego życzyli. Adam Węgłowski sam zastanawia się, czy jego książka „nie jest tylko zbiorem pobożnych życzeń i niesprawdzalnych hipotez mających leczyć nasze polskie kompleksy”. Trochę jest, ale nie całkiem. Znacznie lepiej niż jako sensacyjne opracowanie parahistoryczne sprawdza się, jako popularnonaukowa pozycja traktująca o Polakach, którzy dokonali czegoś wielkiego, ale nie istnieją w zbiorowej pamięci współczesnych rodaków.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca<br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak. </span></div>
</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-51447781879873844602015-05-11T00:13:00.001+02:002015-05-11T19:40:55.002+02:00Niepodobna było tego dnia wyjść na spacer [Charlotte Brontë „Dziwne losy Jane Eyre”]<div style="text-align: justify;">
Jane Eyre to narratorka powieści „Dziwne losy Jane Eyre” autorstwa Charlotte Brontë. Poznajemy ją, gdy zwierza się Czytelnikowi, że nie lubi spacerów, zwłaszcza z przewyższającymi ją zdolnościami fizycznymi kuzynami. Jane jest bowiem sierotą wychowywaną przez ciotkę panią Reed, która nie przepada za swoją podopieczną, ale za to świata nie widzi poza swoimi dziećmi: rozpuszczonym Johnem, upartą i samolubną Elizą oraz kapryśną Georgianą. Jane okazała się jednak najgorsza z nich wszystkich, ponieważ czytała książki z rodzinnej biblioteczki i raczyła porównać Johna do rozbójnika i rzymskich cesarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://www.vivarium.com.pl/www/pliki//produkty/cb1020deea672d5c5cfcf150ed0015b5.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://www.vivarium.com.pl/www/pliki//produkty/cb1020deea672d5c5cfcf150ed0015b5.jpg" height="256" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: xx-small;">Źródło ilustracji: <a href="http://www.vivarium.com.pl/k/93510/Dziwne-losy-Jane-Eyre">http://www.vivarium.com.pl/k/93510/Dziwne-losy-Jane-Eyre</a>.</span></td></tr>
</tbody></table>
Pani Reed postanawia pozbyć się niewdzięcznej wychowanki i oddać ją do katolickiej szkoły w Lowood, w której Jane spędza osiem lat - ostatnie dwa już jako nauczycielka. Po osiągnięciu dorosłości podejmuje decyzję o rozpoczęciu pracy jako guwernantka. Na jej ogłoszenie w gazecie odpowiada pani Fairfax, gospodyni majątku Thornfield, w którym rozegra się to, co stanowi swoiste <i>clou </i>całej powieści. W Thornfield Jane poznaje pana Rochestera, rozpoczyna samodzielne życie, buduje swoje pierwsze poważne relacje z innymi ludźmi niż kuzynostwo, współpracownicy i dzieci oraz styka się z tajemnicą, której inni zdają się nie dostrzegać, by w końcu...<br />
<br />
Jane szybko ujawnia się jako narratorka tej powieści, od początku przemawia w pierwszej osobie, a czasami wyraźnie zaznacza, że kieruje swe słowa do Czytelnika, a nie notesu. Swoją historię snuje już jako dojrzała kobieta, a więc wydarzenia ze swojego życia ocenia z perspektywy czasu, choć robi wiele by nie oddać tego w tekście. Styl pisania stara się dostosowywać do opisywanej sytuacji oraz wieku, w jakim ówcześnie była. Bardzo ważną cechą jej twórczości jest oddanie charakteru postaci poprzez język, jakim się posługuje. Pan Rochester wyraża się więc niczym wyrafinowany dandys, Adelka, podopieczna Jane, mówi jak większość dziewczynek w jej wieku - emocjonalnie i dużo, a St. John tak jak przystało na człowieka o wielkim umyśle. Styl całej powieści można opisać jako wysublimowany i dopracowany, jakby z wielką dokładnością utkany z koronki.<br />
<br />
Jane Eyre jest modelem nowoczesnej kobiety swoich czasów, projektem Charlotte Bronte, która nie zgadzała się z realiami swojej epoki, ale też nie odrzucała ich w całości. Wątki społeczno-obyczajowe są kluczowe dla zrozumienia twórczości Charlotte i przewijają się przez całą jej sztandarową powieść. Panna Eyre już jako dziewczynka śmiało protestowała przeciwko wysokiej pozycji Johna w Gateshead i krzyczała: „Pana! Jakim sposobem on jest moim panem? Czyż ja jestem jego służącą?”<span style="font-size: xx-small;">[str,11]</span>. Był to pierwszy komentarz Charlotte dotyczący wiktoriańskiej obyczajowości. Problem oceniania ludzi według majątku i urodzenia jest kluczowy dla całej tej powieści; to on jest praprzyczyną występowania wielu innych reguł, którym pisarka otwarcie się sprzeciwia: zawieraniu małżeństw z ludźmi z odpowiedniego stanu, katolickim obłudnikom i ich wątpliwej dobroczynności i wielu innym podobnym kwestiom. Jednocześnie Charlotte wydaje się odnajdywać w rzeczywistości jasne jej strony. Kierownikowi szkoły w Lowood panu Brocklehurstowi przeciwstawia szlachetnego St. Johna. Swawolnej, chcącej bawić się życiem Georgianę samą Jane, która, choć stawiana jako pewien wzór, jest spokojna, rozważna i, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, świadoma zajmowanego przez siebie miejsca w hierarchii społecznej.<br />
<br />
Najstarsza z sióstr Brontë równie zawzięcie protestowała przeciwko wiktoriańskiej obłudzie, co broniła pewnych standardów. Jej twórczość jest równie dualistyczna: z jednej strony czerpiąca z romantyzmu to, co w nim najlepsze, z drugiej zakorzeniona w klasycznej angielskiej poetyce. Typowo romantyczne są wątki gotyckie reprezentowane m.in. przez thornfieldowską tajemnicę, której rozwiązanie wpłynie na losy tytułowej bohaterki oraz symbolika natury i miejsca w ogóle. W twórczości Charlotte natura nie jest tylko tłem, a materiałem symbolicznym, niosącym ze sobą pewien sens, zaś miejsce, rozumiane jako dowolnej wielkości przestrzeń, wymaga wystąpienia pewnego typu postaci, czy określonych zachowań (Gateshead Hall jako typowy szlachecki angielski dworek i rodzina Reed, oddalone od dużych skupisk ludzkich Marsh End/Morr House i spokojny żywot jego mieszkańców).<br />
<br />
„Dziwne losy Jane Eyre” są wielowymiarową powieścią, którą czytać, i o której pisać i mówić można bez końca. Można tę książkę po prostu przeczytać, śledząc jedynie losy głównych bohaterów, a można studiować ją pod względem chrześcijańskiej filozofii głównej bohaterki czy feministycznej postawy pisarki. Każdy z nich będzie dobry i każdy udowodni nam, że mamy do czynienia z arcydziełem najwyższej próby.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-25210763104450517622015-05-02T22:28:00.000+02:002015-05-02T22:28:29.055+02:00My? Psuje? Nigdy w życiu! [Jan Wróbel „Polak, Rusek i Niemiec... czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom”] <div style="text-align: justify;">
Czytając recenzje powieści historycznych często natykam się na sformułowania typu „szkoda, że podręczniki do historii nie są tak napisane”, „szkoda, że nie uczą o tym w szkołach”, „nienawidziłam lekcji historii, ale ta książka wydaje się fajna”. Wniosek nasuwa się jeden - nauczyciele historii źle uczą swojego przedmiotu i nie potrafią dotrzeć do swoich młodych uczniów (inną sprawą są często przerażająco ograniczone możliwości poznawcze i wąskie horyzonty myślowe dzieciaków). Wynika z tego potrzeba napisania historii na nowo, albo inaczej, przepisania jej w taki sposób, by dzieciaki uwierzyli, że jest fajna (bo jest!). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://woblink.com/storable/pub_photos/559267-historia-polski-2-0-polak-rusek-i-niemiec-t-1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://woblink.com/storable/pub_photos/559267-historia-polski-2-0-polak-rusek-i-niemiec-t-1.jpg" height="320" width="213" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jan Wróbel,<br />
„Polak, Rusek i Niemiec... <br />
czyli jak psuliśmy plany<br />
naszym sąsiadom”,<br />
Wydawnictwo Znak,<br />
197 stron.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<b>Jan Wróbel</b>, historyk i nauczyciel, podjął się tego zadania i stworzył serię książek <b>„Historia Polski 2.0”</b>, której pierwszy tom <b>„Polak, Rusek i Niemiec... czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom” </b>niedawno ukazał się na rynku. Opisuje on „psujstwa”, których nasi przodkowie dopuszczali się na przestrzeni ostatnich czterystu lat i historie o tym, „jak nasi rodacy dawali w kość sąsiadom”. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wróbel przytacza siedemnaście psujstw: zaczyna od dymitriad, kończy na obaleniu komunizmu. Przez psujstwa rozumie przede wszystkim psucie krwi sąsiadom, bez względu na to, czy przy okazji szkodziliśmy też sobie, czy przypadkiem nie (rzadko się to zdarzało). Nie wszystkie przywołane wydarzenia wyszły na złe naszym sąsiadom, niektóre najbardziej zaszkodziły nam, a naszym znajomym zza miedzy co najwyżej odbiły się rykoszetem (za przykład niech posłużą rozdziały dotyczące powstań listopadowego i styczniowego).<br />
<br />
<b>„Polak, Rusek i Niemiec... czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom” </b>nieprzypadkowo nie zawiera zbyt wielu dat, a jeśli takowe się pojawiają, to tylko w charakterze orientacyjnym. Jest to celowy zabieg mający zachęcić kandydatów na amatorów historii do lektury. Jest to również konsekwencja zrezygnowania z wykładania wiedzy z zakresu historii na rzecz ogólnego zarysowywania tła danego wydarzenia, wykazywania prostych związków przyczynowo-skutkowych i podrzucania ciekawostek. Jan Wróbel przyznaje, że seria „Historia Polski 2.0”<b> </b>nie ma na celu zwiększenia świadomości historycznej Polaków, a przekonanie ich do tego, że historia jest arcyciekawa i warto poznawać ją dla rozrywki. Nie licząc wymienionych wyżej sposobów, jego receptą na osiągnięcie sukcesu jest uatrakcyjnienie tekstu komiksami, fabrykowanymi na potrzeby chwili tweetami i wpisami na facebooku,, które miały wnieść do lektury powiew świeżości, nowoczesności i przede wszystkim humoru, bo książka Wróbla humorem stoi!<br />
<br />
Humor ten przejawia się przede wszystkim w grafikach autorstwa Joanny Wójcik, z której stylem możecie się zapoznać spoglądając na okładkę recenzowanej przeze mnie książki. Opracowanie graficzne jest na tyle ważną częścią tej książki, że wyraźnie wiedzie prym nad treścią, którą ilustruje. Jest to ukłon w stronę młodych odbiorców tej książki, dla których coraz częściej kultura obrazkowa wydaje się jedyną słuszną. Starszych czytelników taka konwencja może drażnić. Wracając jednak do ilustracji, są one spójne i nieoderwane od tekstu, często wprowadzają autokomentarz autora, słowem - to one wprowadzają humor. Ocena jego poziomu, jak mi się wydaje, zależy głównie od wieku odbiorcy. Dla dzieciaków jest on odkrywczy, dla dorosłych - przewidywalny.<br />
<br />
Gdy wspominam o potencjalnych odbiorcach tej książki, używam opozycji młodzież-dorośli. Są to umowne terminy, którymi nazywam kolejno uczniów gimnazjum, liceum i tych, którzy oczekują lektury zawierającej konkretne informacje wyłożone w klasyczny, pozbawiony ozdobników sposób. Celowo pominęłam podstawówkę, ponieważ uważam, że tom „Polak, Rusek i Niemiec... czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom” wymaga pewnego zasobu informacji, bez których treść nie jest całkiem zrozumiała. Ci, którzy posiadają tę wstępną, podstawową wiedzę najprawdopodobniej potraktują tę książkę jako ciekawy pedagogiczno-literacki eksperyment, a po skończonej lekturze będą bogatsi w informację m.in. o tym, jak z brakiem śniegu poradził sobie pewien polski magnat...<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca<br />
<br />
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak. </div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-26410693891671005632015-04-19T14:48:00.001+02:002015-04-19T14:48:51.979+02:00Tu kończy się dziennik Anne [Anne Frank „Dziennik”]<div style="text-align: justify;">
W 1942 roku obchodząca właśnie trzynaste urodziny <b>Anne Frank</b> dostała w prezencie zeszyt. Dziewczynka postanowiła prowadzić w nim dziennik, którego charakter znakomicie oddaje pierwszy zawarty w nim wpis. </div>
<blockquote class="tr_bq">
„Sądzę, że będę Ci mogła wszystko powierzyć, tak jak jeszcze nigdy nikomu, i mam nadzieję, że będziesz dla mnie wielkim oparciem.”<span style="font-size: xx-small;">[s.13]</span></blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://s.znak.com.pl/files/covers/card/b3/FrankAnne_Dziennik_2014_500pcx.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://s.znak.com.pl/files/covers/card/b3/FrankAnne_Dziennik_2014_500pcx.jpg" height="320" width="219" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Anne Frank,<br /> „Dziennik”,<br />Wydawnictwo Znak,<br />stron 318.</td></tr>
</tbody></table>
Młodziutka Anne z początku była uroczo-irytującą trzpiotką. W swoim zeszycie opisywała kolegów i koleżanki z klasy, wyliczała adoratorów, wyznawała zamiłowanie do ping-ponga itp. Wojna toczyła się gdzieś obok niej, ważniejsze było chociażby wręczenie świadectw w Teatrze Żydowskim. Dopiero 6 lipca 1942 toku w reakcji na list wzywający Margot, starszą siostrę Anne, do obozu pracy, rodzina Franków oraz ich przyjaciele von Pelsovie przenieśli się do kryjówki, w której spędzili następne dwa lata - wyszli z niej, a właściwie zostali z niej wyprowadzeni dopiero 4 sierpnia 1944 roku. Wojnę przeżył tylko ojciec Anne Otto i to on zadbał o dziedzictwo swojej córki.<br />
<br />
Przez cały dziennik Anne przewijają się dwie zasadnicze dla młodej pamiętnikarki kwestie. Pierwszą z nich jest poczucie osamotnienia - Anne wychowywała się w pełnej rodzinie i miała wielu przyjaciół, ale, jak stwierdza w przytoczonym wyżej cytacie, nie miała nikogo, komu mogłaby się zwierzyć ze swoich sekretów i przemyśleń. Drugą kwestią, silnie związaną z pierwszą, jest towarzyszące dziewczynce poczucie wyobcowania i odmienności od innych, zwłaszcza od matki i siostry. Sposób w jaki Anne wyrażała swoje uczucia zmieniał/dojrzewał się pod wpływem czasu, zresztą jak ona sama. W czasie pisania swojego dziennika, Anne z dziecka zmienia się w nastolatkę/kobietkę: przechodzi okres buntu, nie znajduje kontaktu z rodziną, zakochuje się, dostaje pierwszej miesiączki, odkrywa swoje pierwsze fascynacje seksualne i poznaje swoje ciało, planuje przyszłość, odkrywa swoje pasje. Treść tego dziennika stanowią głównie przeżycia i przemyślenia nastolatki, której przyszło dorastać w czasie II wojny światowej, w ograniczonej przestrzeni, z grupą bliskich, a jednak obcych jej ludzi. To ważne spostrzeżenie, ponieważ <b>„Dziennik” </b>jest powszechnie określany jako jedna z najlepszych książek poświęconych Holocaustowi, podczas gdy wojna jest w nim jedynie jednym z wielu motywów.<br />
<br />
Anne w trakcie pisania swojego dziennika była nastolatką, dość dojrzałą jak na swój wiek, ale jednak nastolatką. Trudno pozbyć się wrażenia, że ze względu na jej wiek, tragiczne okoliczności oraz wielokrotnie wyrażane pragnienie zostania pisarką - czyli po prostu kontekst sytuacyjny - jej wspomnienia zyskały rangę o wiele wyższą, niż na to zasługują. Anne pisała tak, jak pisze większość dziewczyn w jej wieku - zwyczajnie. Peany na cześć jej rzekomego talentu uważam za mocno przesadzone - równie często co arcydługich zdań, Anne używała króciutkich wykrzyknień, nie stroniła od wyliczeń i typowych porównań, stosowała podstawową frazeologię. Wszystkie te uchybienia można zrzucić na kark jej młodego wieku, ale śmiem zaryzykować twierdzenie, że upływ czasu by ich nie wyeliminował.<br />
<br />
„Dziennik” to książka stworzona przez okoliczności, które mają wielki wpływ na jej odbiór. Tragiczna historia Anne sprawiła, że prowadzony przez nią dziennik dochrapał się miana arcydzieła literatury wojennej, na które, ze względu na wyznaczniki czysto literackie, nie zasługuje. Treść dziennika Anne odbieram jako tragiczną nie ze względu na to, co zawiera, ale ze względu na to, że zanim przeczytałam tę książkę, wiedziałam, jak potoczyły się losy mieszkańców Oficyny. „Dziennik” jest jednak kulturowym symbolem swoich czasów i warto go przeczytać właśnie z tego powodu, niekomicznie dla jego literackich wartości.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca<br />
<br />
Za egzemplarz recenzencki tej książki dziękuję Wydawnictwu Znak.</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-71866474254597409652015-04-07T23:23:00.002+02:002015-04-09T18:18:34.078+02:00Zapomniane ludobójstwo [Nikołaj Iwanow „Zapomniane ludobójstwo”] <blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
„Sądzę, że zbrodnia na Polakach mieszkających w ZSRR to dla polskiej historii w XX w. nie mniej ważny epizod niż powstanie warszawskie, Holocaust polskich Żydów czy wojna polsko-bolszewicka. Tymczasem nie ma o niej nawet wzmianki w podręcznikach szkolnych. Każde dziecko w Polsce wie, co to Katyń - a przecież w latach 30. oprawcy Stalina wymordowali pięć razy więcej Polaków niż potem w Katyniu. Nie chodzi zresztą tylko o liczby - po prostu mówimy o zbrodni wcale nie mniej odrażającej.”<span style="font-size: xx-small;">[1]</span></blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<b>Nikołaj Iwanow</b> to rosyjski historyk mieszkający w Polsce od lat 80. i czynnie zajmujący się w swojej pracy zawodowej historią mniejszości polskiej w ZSRR. Powyższy cytat to fragment wywiadu, jakiego udzielił jednemu z portali internetowych podczas promocji swojej najnowszej książki zatytułowanej <b>„Zapomniane ludobójstwo. Polacy w państwie Stalina <<Operacja polska>> 1937-1938”</b>. Iwanow twierdzi, że operacja polska jest zagadnieniem pomijanym przez polskie media oraz polskich historyków (poza nielicznymi wyjątkami)) i próbuje to zmienić, tworząc na jej temat swoistą monografię. </div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://s.znak.com.pl/files/covers/card/b3/Iwanow_Zapomnianeludobojstwo.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://s.znak.com.pl/files/covers/card/b3/Iwanow_Zapomnianeludobojstwo.jpg" height="320" width="225" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Nikołaj Iwanow,<br />
„Zapomniane ludobójstwo”,<br />
Wydawnictwo Znak,<br />
stron 445/</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Lata 30. XX wieku to w ZSRR czas stopniowego przekształcania państwa bolszewickiego w państwo Stalina. Przyszły radziecki Generalissimus wyjątkowo sprawnie dążył do zasłużenia na ten przydomek, między innymi usuwając ze swojej drogi zarówno pojedyncze jednostki (np. zasłużonych bolszewików), jak i całe grupy etniczne i narody (Polaków, Niemców, Greków, Łotyszy...). Stosunkowo szybko uznał, że niebezpieczny element zaczęli w jego państwie stanowić Polacy i aby się ich pozbyć, zaplanował wieloetapową akcję, której efektem była śmierć ponad 100 tysięcy ludzi. Skali represji sprzyjało zaangażowanie w nią Nikołaja Jeżowa, który jednak, podobnie jak większość innych radzieckich katów tamtych lat, stracił poparcie Stalina i został rozstrzelany. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kto słyszał wcześniej o operacji polskiej, ręka w górę! Ponad 100 tys. ofiar zostało niemalże zapomnianych. Trudno czyta się o tego rodzaju okrucieństwie i równie trudno się o nim pisze. Iwanow swoją narracją zdradza propolskie (choć w tym wypadku jest to synonim słowa „proludzkie”) nastawienie i emocjonalne podejście do tematu. W książce pojawiają się fragmenty wyróżnione wytłuszczonym drukiem - są to zazwyczaj emocjonalne podsumowania większych partii tekstu lub zaznaczenia ważnych, według autora, informacji, które niestety często się powtarzają. Są to zazwyczaj wiadomości dotyczące liczby ofiar, okrucieństwa katów i sądów oraz niedoceniania znaczenia operacji polskiej przez współczesne media. Iwanow zajmuje się tym zagadnieniem od ponad dwudziestu lat - nietrudno zauważyć w tekście jego zaangażowanie w tę sprawę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zakres tematyczny tej publikacji jest szerszy, niż wskazuje na to jej tytuł. „Zapomniane ludobójstwo” składa się z trzech rozdziałów, które dalej dzielą się na mniejsze rozdzialiki. Rozdziały główne noszą tytuły „Polacy w Związku Sowieckim”, „Wielki terror a Polacy” i „Operacja polska” - łatwo rozpoznać, że Iwanow zajmuje się w tej książce ogółem zjawisk związanych z obecnością Polaków w ZSRR, a nie tylko jej głównym tematem. Nie nazwałabym tego jednak rozrzutem tematycznym, ponieważ wszystkie treści niedotyczące bezpośrednio operacji polskiej zostały jej podporządkowane, innymi słowy - zostały one omówione w taki sposób, który ma za zadanie wykazać ich związek albo z operacją polską, albo z dziejami polskiej mniejszości w ZSRR, czyli z kształtowaniem się przyczyn takiego a nie innego stosunku urzędników państwowych i Stalina do Polaków. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Operacja polska rzeczywiście stanowi zapomniany epizod polskiej historii i martyrologii. Nikołaj Iwanow swoją kolejną publikacją na ten temat próbuje zainteresować tą tematyką opinię publiczną - niestety, bez rezultatu. Szkoda, bo „naród, który nie zna własnej przeszłości, nie ma szans na napisanie nowej historii”, choć znana jest i inna wersja tego powiedzenia, której jednak nie mam odwagi przytoczyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,</div>
<div style="text-align: justify;">
Franca</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Za egzemplarz recenzencki tej książki dziękuję Wydawnictwu Znak. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: xx-small;">[1]http://wiadomosci.onet.pl/prasa/prof-nikolaj-iwanow-zbrodnia-na-polakach-byla-wzorcowa/3wwkl [dostęp 07.04.2015]</span></div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7238034661517805177.post-77296703577616610092015-04-02T11:15:00.000+02:002015-04-02T11:15:47.287+02:00„Czyli taka z pozoru historia o niczym” [Agnieszka Wójcińska „Reporterzy bez fikcji”] „”<div style="text-align: justify;">
Literaturę faktu od literatury pięknej różni to, że ta pierwsza oparta jest na faktach, a druga to w większości czysta fikcja. Ta uproszczone rozróżnienie między typami tego, co my - mole książkowe - kochamy najbardziej, opiera na się na kategorii fikcji. Z założenia w literaturze faktu nie powinno być jej wcale, ale taki postulat może być realizowany co najwyżej w sprawozdaniu. Reportaż nie jest tak kategoryczny i dopuszcza wiele uchybień na tym poziomie, przez co stawia w trudnej sytuacji samego reportera, który musi zająć w tej sprawie stanowisko: stanowczo odrzucić wszelkie elementy fikcjonalne albo śmiało umieszczać je w swoich tekstach (oczywiście w granicach reporterskiej przyzwoitości). Ta zagwozdka, z którą muszą zmierzyć się wszyscy zainteresowani tworzeniem reportaży jest jednym z zagadnień, o które <b>Agnieszka Wójcińska</b> pyta swoich rozmówców w książce zatytułowanej przewrotnie <b>„Reporterzy bez fikcji”</b>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://czarne.com.pl/uploads/catalog/product/cover/336/rozmowy-z-repo.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://czarne.com.pl/uploads/catalog/product/cover/336/rozmowy-z-repo.jpg" height="320" width="195" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Agnieszka Wójcińska,<br />
„Reporterzy bez fikcji”,<br />
Wydawnictwo Czarne,<br />
stron 279.</td></tr>
</tbody></table>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na tę publikację składa się siedemnaście około piętnastostronicowych wywiadów z najgłośniejszymi reporterami ostatniego dwudziestolecia, związanymi głównie z „Dużym Formatem”. Rozmówcy Wójcińskiej to Małgorzata Szejnert, Magdalena Grochowska, Angelika Kuźniak, Wojciech Tochman, Wojciech Jagielski, Krystyna Kurczab-Redlich, Barbara Pietkiewicz, Włodzimierz Nowak, Anna Biknot, Joanna Szczęsna, Mariusz Szczygieł, Irena Morawska, Lidia Ostałowska, Katarzyna Surmiak-Domańska, Jacek Hugo-Bader, Paweł Smoleński i Witold Szabłowski.<br />
<br />
Każdy z wywiadów poprzedza zdjęcie danego reportera, jego nota biograficzna oraz fragment jednego z jego tekstów. Ów fragment jest punktem wyjścia do dalszych rozważań we właściwej części wywiadu. Wójcińska pyta swoich rozmówców zarówno o ich warsztat, jak i o teorię reportażu. Interesują ją przede wszystkim takie kwestie jak relacje miedzy fikcją i prawdą (czyli na ile można sobie pozwolić w reportażu), treścią i formą (która kategoria powinna być nadrzędna) oraz reporterem i bohaterami jego tekstów. Jej rozmówcy nie są zgodni w żadnej z tych kwestii. Mariusz Szczygieł przyznał, że gdy kupuje nową książkę, zwraca przede wszystkim uwagę na to jak, a nie o czym jest napisana. Dla Szejnert ważniejsza jest sama treść. Wojciech Tochman angażuje się w życie swoich bohaterów, nawet gdy reportaż na ich temat jest już zakończony, zaś Wojciech Jagielski uważa, że bezpośrednie pomaganie nie jest zadaniem reportera przy pracy- ten powinien swoimi tekstami zwracać uwagę odpowiednich ludzi na pewne sprawy, a nie próbować samemu zmieniać świat.<br />
<br />
Z założenia „Reporterzy bez fikcji” zostali przeznaczeni do odbiorców mniej lub bardziej zainteresowanych reportażem, jednak dzięki kilku trikom zastosowanym przez Wójcińską mogą być też idealną podstawą do zapoznania się z tym gatunkiem. W notach biograficznych reporterów autorka wymieniła tytuły ich najważniejszych tekstów (a należy pamiętać, że nie rozmawiała z reporterskimi młokosami), co w połączeniu z fragmentem wybranego reportażu danego twórcy zachęca do wyjścia poza wywiady Wójcińskiej i pomaga wybrać reportera, którego styl pisania i podejmowana tematyka najbardziej nam odpowiada.<br />
<br />
Bez względu na to, co interesuje Was w tej książce - dobór rozmówców, zróżnicowana tematyka wywiadów, logo wydawnictwa na okładce - najprawdopodobniej się na niej nie zawiedziecie. „Reporterzy bez fikcji” to przemyślana całość, która, jak przyznaje autorka, powstała z czystej ludzkiej ciekawości, która w tym wypadku z pewnością nie jest pierwszym stopniem do piekła.<br />
<br />
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,<br />
Franca</div>
Francahttp://www.blogger.com/profile/00502124906348499962noreply@blogger.com8