czwartek, 31 października 2013

Autorskie wyzwanie czytelnicze!

Odkrywamy białe plamy

Czyli czytamy literaturę podróżniczą

Zazwyczaj, gdy ktoś pyta nas o hobby, bez wątpienia odpowiadamy – podróże! Któż nie lubi podróżować? Chyba nikt. Kto ma na tyle pieniędzy i odwagi by wyruszyć na drugi koniec świata? Chyba tylko Wojciech Cejrowski. Na szczęście sprezentowaliśmy sobie cudowny wynalazek, który zwie się literaturą podróżniczą i dzięki któremu możemy poznać kawałek świata, czyli właśnie odkryć  białe plamy. Ja uwielbiam czytać szeroko rozumiane książki podróżnicze i mam wrażenie, że część z Was, blogerów również. Dlatego właśnie postanowiłam stworzyć to wyzwanie.

Czytamy i recenzujemy wszystko, co ma jakikolwiek związek z literaturę podróżniczą. Reportaże, wspomnienia i biografie podróżników, powieści z interesującym wątkiem podróżniczym etc.

Regulamin wyzwania:

1.       Wyzwanie nie ma limitu czasowego. Podróże będą interesowały ludzi zawsze, podobnie zresztą jak literatura. Podzielę je jednak na edycje, z których każda będzie trwała rok. Po rocznym podsumowaniu wybiorę dwie osoby, które otrzymają ode mnie książkowy upominek. Będzie to nagroda dla osoby, która przeczyta w tym czasie najwięcej książek pasujących do wyzwania, zaś druga dla uczestnika, który ,,wyciągnie swoje lektury z podziemi”, czyli dla osoby, która zrecenzuje najciekawsze (białe kruki, książki wydane przed kilkudziesięcioma laty etc.), moim zdaniem, książki.

2.       Co trzy miesiące będę robiła podsumowania, dzięki którym będziemy mogli sprawdzić, ,,jak nam idzie”.

3.       Dołączyć do wyzwania można w każdym momencie. Wystarczy dać mi o tym znać pod tym postem lub w zakładce ODKRYWAMY BIAŁE PLAMY zostawiając swój nick i adres blogu.

4.       Na swoim blogu należy zamieścić recenzję przeczytanej książki, a następnie link do niej zostawiać pod tym postem lub w zakładce przeznaczonej na to wyzwanie. Wtedy ja zamieszczę w niej link do Waszej recenzji.

5.       Jestem wielką miłośniczką literatury podróżniczej i reportaży więc obiecuję, że przeczytam WSZYSTKIE recenzje zgłoszone do wyzwania.

6.       U dołu Waszej recenzji zmieśćcie informację, że bierze ona udział w wyzwaniu. Ma to na celu zachęcenie nowych blogrów do zapoznania się z tą zabawą. Zamieszczenie banera pod postem nie jest konieczne, ale byłoby mi niezmiernie miło gdyby znalazł się on w dowolnym miejscu (w zakładce, w bocznej kolumnie) Waszej strony.

7.       W razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości lub sugestii, piszcie. Na maila (franca.w.sieci@gmail.com), albo w komentarzach pod tą notką lub w stosownej zakładce.

Jakie książki czytamy?
       
           Podróżnicze. Taka odpowiedź wydaje się najprostsza, ale niekoniecznie odpowiednia. Podróżnicy, czy też turyści swoje wspomnienia, przemyślenia, notatki ujmują w różne gatunki literackie, najczęściej reportaże, ale zdarzają się i powieści. W wyzwaniu chodzi o to, aby ,,odkryć białe plamy”, czyli po prostu poznać trochę świata nie ruszając się z kanapy i z nad filiżanki z herbatą. Nie muszą to być książki, których istotą jest wyliczanie miejsc, które się odwiedziło. Dopuszczam, a nawet preferuję lektury bardziej refleksyjne, opowiadające o jakimś zjawisku takim jak na przykład znikanie Morza Aralskiego czy konsekwencjach ludobójstwa w Rwandzie. Literatura podróżnicza opisuje nie tylko krajobrazy, ale i ludzi oraz kultury, które stworzyliśmy. 
          W swoim wyzwaniu chciałabym również uhonorować ludzi, dzięki którym na mapach jest coraz mniej wspomnianych już białych plam, czyli wielkich podróżników takich jak Kazimierz Nowak, Arthur Livingstone itp. Chętnie więc zamieszczę w tym wyzwaniu biografie wielkich podróżników.
Podsumowując, do wyzwania zapraszam wszystkich wielbicieli podróży, podróżników oraz literatury podróżniczej. Bez względu na to, czy czytamy Conrada, czy Pawlikowską. Dla każdego znajdzie się tu miejsceJ

Zapraszam!

wtorek, 29 października 2013

Zagraj o swoją duszę!

Wakacje na Mazurach. Widzisz księdza, który odprawia mszę na stercie plecaków. Znajomy pyta cię, czy to w porządku.
A. Nie, to profanacja, mszę odprawia się w kościele.
B. Jasne, ksiądz ma prawo odprawiać mszę wszędzie,
C. Sprytnie, sprytnie! Podchwytliwe pytanie! Przecież są wakacje, nie trzeba chodzić do kościoła.

Oto jedno z pytań, które możecie znaleźć w ,,Monopolu na zbawienie" Szymona Hołowni. Pytania te (jest ich 36) składają się na test, czyli jedną z części, z których składa się ta książka. Już teraz po lekturze powyższych zagadnień można domyślić się, że książka nie jest poważnym traktatem chrześcijańskim i apoteozą katolicyzmu (co nie znaczy, że jej autorowi brak jest merytorycznej miedzy). Hołownia od lat stara się przybliżyć swoim czytelnikom/widzom/słuchaczom wiarę, w której większość z nasz, Polaków, się wychowała, i która przechodzi obecnie poważny kryzys. Czyni to w niezwykle przystępny i zabawny sposób, co postaram się Wam to teraz udowodnić. 


Książka składa się z sześciu części, które kolejno zwą się: przestrogi Boskie, przestrogi ludzkie, test, patroni do wzięcia, pytania fundamentalne i modlitewnik. Przestrogi Boskie to krótkie objaśnienie Dekalogu. Przestrogi ludzkie to zbiór porad, które rzeczywiście są pomocne, moja ulubiona zatytułowana jest: ,,Nie strzelaj, to nie Pan Bóg kule nosi". O teście już wspomniałam, jest to ponad trzydzieści zagadnień, które mogą sprawiać katolikom, lub osobom pretendującym do tego miana, trudność. Kilka przykładów: ,,Jest piątek, a przed tobą leżą parówki wołowe", ,,Jest niedziela, chcesz iść do supermarketu", ,,Znajomi nie mają kościelnego ślubu, zastanawiają się, czy ochrzcić dziecko, co radzisz?". Dla wielu osób są to kwestie oczywiste, dla konserwatywnych katolików niekoniecznie. Hołownia stara się wyjaśnić wszystkie wątpliwości w przystępny sposób, udowadniając przy okazji, że katolicyzm nie jest religią dla oszołomów.


Patroni do wzięcia. Co wiecie o świętych kościoła katolickiego? Najczęściej kojarzą się oni z ludźmi, którzy żyli kilkaset lat temu i nie mają nic wspólnego z współczesnym światem. Większość z nich obrosła w naszych głowach w strefę legend. Hołownia w tym rozdziale przytacza sylwetki świętych z krwi i kości. Takie, z którymi wszyscy możemy się utożsamiać. Znajdziemy tutaj patrona dla tych, co lubią czytać (!), dla tych, co jednak lubią życie lub tych, których Kościół nuży. Brzmi znajomo?

Pytania fundamentalne to takie, które każdy z nas zadał sobie chociaż raz w życiu, choć zazwyczaj odpowiedzi na nie pozostawiamy filozofom i teologom.  Po co jest Bóg? A może Boga nie ma, skoro na świecie jest cierpienie? Skąd wiadomo, że dobro zwycięży?
I na koniec modlitewnik. Nie znajdziemy w nim jednak modlitw ,,klepanych" i znanych nam od wczesnych lat dziecięcych, lecz na przykład przepiękną modlitwę św. Franciszka.

Polecam tę książkę zarówno praktykującym wiernym jak i wszelkiego rodzaju niezdecydowanym czy wręcz ateistom, aby zobaczyli, że Kościół to nie tylko sprawnie działający oddział ZUS-u stanowiący kryjówkę dla zadeklarowanych pedofilów. Choć święty też nie jest, co Hołownia, na szczęście, zauważył i opisał.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi i Nie tylko literatura piękna.

piątek, 25 października 2013

Eli, Eli, lama sabachtani?

Uwielbiam reportaże. Uwielbiam publikacje Wydawnictwa Czarnego i uwielbiam Wojciecha Tochmana. Gdy tylko dowiedziałam się, że autor ,,Dzisiaj narysujemy śmierć" przebywa na Filipinach, gdzie zbiera materiały do swojej najnowszej książki, zaznaczyłam przewidywalny termin jej wydania w kalendarzu i niecierpliwie oczekiwałam dnia premiery. I stało się. ,,Eli, eli" pojawiło się na półkach księgarń i, niemalże w tym samym czasie, w moim rękach.

Zacznijmy od tego, że nie jest to książka o Filipinach. Jest to praca (tak, praca) dotycząca granic tego, co możemy fotografować i o czym możemy pisać w ramach literatury faktu. W jaki sposób mamy pisać o kobiecie, która zamienia się w drzewo? Jak z nią rozmawiać? Jak zrobić jej zdjęcie? Umówić się na sesję zdjęciową? Cyknąć fotkę z daleka i bez pozwolenia czy zrobić pojedyncze zdjęcie po zapytaniu o zgodę? Na te pytania Tochmanowi pomógł odpowiedzieć Grzegorz Wełnicki, znany fotograf, autor wielu znakomitych zdjęć, które możecie obejrzeć wpisując jego nazwisko w wyszukiwarce Google. Wszystkie zdjęcia w książce, w tym to na okładce jest jego autorstwa. 

Zamysł był szlachetny i z wszech miar ciekawy. Szkoda, że nie do końca wszystko się udało. ,,Eli, eli" to wszystko i nic. Z każdej strony wylewają się liczne nieszczęścia: choroby, gwałty, mieszkanie na cmentarzu,  morderstwa, praca ponad siły i brak perspektyw na przyszłość...
Ciężko jednak powiedzieć jaka jest nić wiążąca wszystkie te ludzkie katastrofy. Bierność Zachodu? Hipokryzja filipińskiego Kościoła? Ciężko powiedzieć. Książka składa się niemalże z samych pytań, które każdy kiedyś sobie zadał. Odpowiedzi na nie autor pozostawił czytelnikowi. Nie tego się spodziewałam.

Mimo to, myślę, że warto kupić i oczywiście przeczytać tę książkę. Dlaczego? Po pierwsze, język Tochmana wciąż zachwyca. Autor potrafi opisać ludzkie nieszczęście nie epatując przy tym grozą i szczegółami fizjonomii. Dzięki tej cesze Tochman plasuje się wśród najlepszych polskich reporterów, a zarazem moich ulubionych pisarzy. Po drugie, ,,Eli, eli" to jedna z porządniej wydanych ostatnio książek. Piękne zdjęcia, ciekawa okładka, przyjemny w dotyku papier. Da się zauważyć, że wydawca wierzył w ten projekt, zresztą nic dziwnego. Książkę czyta się wyjątkowo szybko, mnie jej lektura zajęła jeden ranek. 

Nie żałuję, że zdecydowałam się kupić ten reportaż. Jak już wspomniałam, spodziewałam się po nim zupełnie czegoś innego (konkretnego?), ale dzięki niej przemyślałam sobie kilka istotnych spraw. Lektura tej książki była ku temu wspaniałą okazją. Wojciech Tochman wciąż jest jednym z moich ulubionych reporterów, z niecierpliwością będę oczekiwała kolejnej jego książki. Może bardziej przypominającej stylem poprzednie jego teksty.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach Polacy nie gęsi i Nie tylko literatura piękna.

wtorek, 22 października 2013

Zapowiedź!


6 listopada nakładem Wydawnictwa Otwartego ukaże się książka Stephena Talty'ego i Richarda  Philipsa - bohaterskiego kapitana kontenerowca ,,Maersk Alabama", który w kwietniu 2009 roku został zaatakowany przez somalijskich piratów. Było to pierwsze porwanie amerykańskiego statku od 150 lat! 
Piraci nie spodziewali się tak zaciętego oporu kapitana, który gotów był narazić swoje życie dla obrony reszty załogi statku, który przewoził żywność dla głodującej ludności Somalii i Ugadny.  
Wspomnienia kapitana stały się inspiracją dla powstania filmu ,,Kapitan Philips", w którym główną rolę zagra Tom Hanks, dwukrotny zdobywca Oscara.  Film w reżyserii Paula Greengrassa będzie można oglądać w naszych kinach już od 8 listopada. Zachęcam zarówno do lektury książki jak i do obejrzenia filmu.

A już niedługo recenzja książki ,,Kapitan. Na służbie" ukaże się na Strofkach. Serdecznie zapraszam!


piątek, 18 października 2013

O początkach państwa polskiego

,,Kronika polska" Galla Anonima to jedna z książek, o przeczytanie których nigdy bym się nie podejrzewała. Ponad 800-letnie dzieło anonimowego autora nie wydaje się być zbyt atrakcyjne dla współczesnego czytelnika. A jednak, zajęcia z historii literatury polskiej zmusiły mnie do zabrania się za ten tekst i muszę przyznać, że jestem nim wyjątkowo pozytywnie zaskoczona.

Kronika, a właściwie dzieje skupiają się na opisie panowania trzech Bolesławów: Chrobrego, Śmiałego i Krzywoustego, choć autor nie poskąpił czytelnikowi wiadomości o Mieszku I czy Piaście i Popielu. Jednak nie sama akcja jest w tej książce warta uwagi. To styl i języka Galla jest prawdziwie godny podziwu i nie raz wywołał uśmiech na mojej twarzy. Niewygodne epizody zazwyczaj zamykane są twierdzeniem ,,długo by o tym mówić" i kończeniem wątku. Śmiem twierdzić, że w obecnych czasach autor byłby całkiem niezłym specem od PR-u.

To, co zazwyczaj odstręcza nas od starszych utworów to archaizmy, trudne słowa, które już dawno temu wyszły z użycia i z pewnością pozostają poza kręgiem naszych zainteresowań. W ,,Kronice polskiej' oczywiście jest ich całkiem sporo, ale nie są to wyrazy, których nie jesteśmy wstanie zrozumieć. Dodatkowo, zostały one użyte w taki sposób, że pomagają nam poczuć klimat czasów, z których pochodzą jednocześnie nie utrudniając nam lektury książki.

Kronika została napisana na zlecenie Bolesława Krzywoustego. Da się to odczuć nawet nie znając tego faktu historycznego gdyż opisy dokonań przodków tegoż króla stanowią tylko tło dla opowieści o nim samym. Książka nie jest zbyt obszerna, jedynie dwieście dwadzieścia kilka stron, z czego ponad połowa to wstęp Mariana Plezi (bardzo interesujący!). Wartą ją przeczytać z kilku oczywistych powodów - warto jest znać swoje korzenie, a poza tym można sobie poprawić humor kolejny raz zauważając zakamuflowane aluzje Galla Anonima kierowane do Bolesława dotyczące spodziewanego wynagrodzenia za trud włożony w przygotowanie kroniki. Polecam!

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytamy książki historyczne, Czytam książki wydane przed 1990 rokiem, Nie tylko literatura piękna oraz Polacy nie gęsi.

czwartek, 10 października 2013

Coś dla fanów literackich debiutów i fantastyki.

Nie jestem wielbicielką fantasy. Rzeczywistość jest dla mnie wystarczająco ciekawa. Mimo to, jako szanujący się mol książkowy, postanowiłam zapoznać się z jedną z książek należących do tego gatunku. ,,Worn" to debiutancka powieść Piotra Molendy, wrocławianina, absolwenta Politechniki Wrocławskiej.

Każdy, kto próbował kiedyś wydać swoją pierwszą (i każdą kolejną) książkę wie jak ciężko jest tego dokonać teraz, gdy czytelnictwo, a co za tym idzie, sprzedaż książek drastycznie spada. Piotr Molenda sam wydał swój tekst w formie elektronicznej, możecie go zakupić na oficjalnej stronie książki, do czego serdecznie namawiam.

Worn od zawsze nazywany był przybłędą i odmieńcem toteż nikt za nim specjalnie nie tęsknił gdy porwały go gnomy. Mężczyzna został przez nich doprowadzony przed oblicze istoty zwanej władcą czasu. W zamian za darowanie życia i dziesięcioletni morderczy trening Worn musi wyruszyć w niebezpieczną podróż celem odnalezienia czarnego klucza - drkaka. Przebrany za włóczęgę Worn spłaca swój dług przeżywając w tym czasie mnóstwo mrożących krew w żyłach przygód.

Piotr Molenda stworzył swój własny świat, w którym oprócz ludzi znalazło się miejsce dla wspomnianych już gnomów, wiedźm i innych tego typu istot. Mimo tej niezwykłej różnorodności postaci, które można spotkać na kartach tej książki najciekawszym jej bohaterem jest sam Worn. Mężczyzna, który potrafi zaopiekować się odrzuconym kotkiem nie cofnie się przed wymordowaniem całej wioski. Również jego skrajnie dziwaczny i, wydaje się, obrazoburczy światopogląd nie pozwala nam beznamiętnie przejść obok tej postaci. Rzadko się zdarza, że główny bohater książki jest jednocześnie jej najmocniejszym punktem.

Pomimo blisko siedmiuset stron, książkę czyta się całkiem szybko. Piotr Molenda swobodnie operuje charakterystycznym fantastyce językiem, choć chwilami rozbudowane opisy nużą czytelnika choć pozwalają też dokładniej zapoznać się ze światem przedstawionym w tekście. Myślę, że każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Polecam nie tylko fanom gatunku.

Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję jej autorowi.


***

Pewnie zdążyliście już zauważyć moją dość długą nieobecność na blogu moim i na Waszych stronach. Przepraszam Was za to, ale w pierwszych dniach października rozpoczęłam studia, w które muszę się ,,wgryźć". Liczę więc na Waszą wyrozumiałość. :)

Nawiasem mówiąc, Alice Munro zdobyła Literacka Nagrodę Nobla. Ulubieniec bukmacherów, Haruki Murakami kolejny raz musiał obejść się smakiem. Myślicie, że to słuszny wybór?

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi.