W 1943 roku Norman Lewis został przydzielony do 312. sekcji FSS, którą dokoptowano do sztabu amerykańskiej 5. Armii zmierzającej właśnie do Salerno. Amerykańscy przyjaciele Lewisa już na samym początku ich znajomości dali mu przedsmak tego, czym jest wojna we Włoszech i czym różni się ona od wojny w północnej części kontynentu. Najpierw jankescy pokerzyści pozbawili go całej wygranej z poprzedniego roku, a następnie uznali, że ich racje żywnościowe są zbyt nudne i monotonne i postanowili za pomocą karabinów maszynowych upolować dorodną włoską krowę, by zakończyć swoje dzieło zniszczenia, zestrzeliwując trzy spitefire'y sprzymierzonych wojsk brytyjskich. Absurd? Z naszego punktu widzenia tak, z punktu widzenia neapolitańczyków takie zachowania nie uchodziły za nic szczególnego. To dopiero Neapol nadał słowu „absurd” zupełnie nowe znaczenie.
Lewis spędził we Włoszech ponad rok. Co kilka dni sumiennie sporządzał w swoim dzienniku stosowne notatki i po latach wydał je pod tytułem „Neapol '44”. Tytuł ten jest pewnym uproszczeniem w stosunku do tego, co znajdziemy w tej książce. Po pierwsze Lewis przebywał we Włoszech nie tylko w roku 1944. Jak już wspomniałam, pisarz przybył do Salerno w 1943 roku, dokładnie 9 września (pierwsza notatka została sporządzona dzień wcześniej). Po drugie, nie tylko Neapol. To prawda, że pisarz spędził w tym mieście większość czasu, ale nie należy zapominać o jego służbie w Benewencie, który to okazał się nie mniej groteskowy niż stolica Kampanii.
Jak wskazuje podtytuł tej książki („Pamiętnik oficera wywiadu z okupowanych Włoch”) „Neapol '44” pod względem gatunkowym jest, a przynajmniej powinien być, pamiętnikiem. Jest to gatunek literacki, który zakłada, że autor był świadkiem lub uczestnikiem zdarzeń, które przytoczył i że jego relacja została spisana z perspektywy czasu. Nie jestem w stanie stwierdzić, jaki dystans czasowy dzieli dane wydarzenie i jego opis, ale z pewnością relacje Lewisa nie były spisywane „na gorąco”, choć na bieżąco już tak. Wydawca zapewnia, że wyjeżdżając z Włoch pisarz miał ze sobą „dziennik (!) pełen wspomnień o niezwykłym mieście i jego mieszkańcach”. Ta drobna nieścisłość między podtytułem książki i jej opisem wskazuje na to, że czytelnik nie powinien sugerować się żadnym z tych elementów wydania i nie sytuować „Neapolu '44” na tej podstawie w ścisłych ramach żadnego z wymienionych gatunków. Mimo to nawet pobieżna lektura tego tekstu wystarczy, by zauważyć, że „wpisy” Lewisa zostały starannie zredagowane, najprawdopodobniej przez niego samego. Przez redakcję nie rozumiem poprawiania różnego rodzaju błędów, a zadbanie o staranną kompozycję tekstu. Większość dziennych notatek Lewisa to kompozycje quasi-zamknięte, które wieńczy celna uwaga podsumowująca dany wpis lub skrząca się ironią uwaga do wspominanego wydarzenia. Spomiędzy przyjemnego w odbiorze języka i stylu pisarza przenika dbałość o to, żeby czytelnik cały czas był zainteresowany lekturą. Lewis osiąga to między innymi za pomocą odpowiedniego rozmieszczenia w notatce scen tragicznych (wkomponowanie ich w komiczną dotychczas narrację sprawia, że są one dla czytelnika wyjątkowo szokujące).
Pomimo tego, że „Neapol '44”jest książką w pewien sposób poświęconą wojnie, wojny w naszym, środkowoeuropejskim, pojmowaniu tego zjawiska jest jak na lekarstwo. Lewisowska wojna we Włoszech przypomina raczej przygody Franka Dolasa niż Alka, Zośki i Rudego. Niektóre zachowania neapolitańczyków z naszego punktu widzenia są komiczne, podobnie jak rozkazy przełożonych Lewisa. Łatwo zapomnieć, że za tym komizmem kryją się ludzkie tragedie. Fragment o próbach zatrzymania potoków lawy rzeźbą świętego i jednoczesnym trzymaniu w pogotowiu statuy innego świętego (nie można „użyć” obu tych rzeźb jednocześnie, gdyż święci mogliby się na mieszkańców obrazić, że ci nie wierzą w ich moc) w ironicznej relacji Anglika na początku wydaje się parodią w najczystszej postaci. Obiór tej sceny zmienia się, gdy weźmiemy pod uwagę sytuację, w której znaleźli się ówcześni Włosi - wojna trwała w najlepsze, brakowało jedzenia, kobiety były zmuszane do sprzedawania się za wojskowe konserwy a tu jeszcze wybuchł wulkan. Nic dziwnego, że zabobon trwał w najlepsze.
W skrócie można opisać tę książkę za pomocą trzech słów, które padły już w tej recenzji. Słowa te to: „groteska”, „absurd” i „ironia”. Poczynania przyjaciół, interesantów i przełożonych autora oraz spotkanych przez niego przypadkowych osób w większości zakrawają na absurd. Wojna, którą Lewis znał z kilku bombardowań oraz plotek to jawna groteska, którą dodatkowo uwydatnił ironiczny styl narracji. Całość to szokujące połączenie wojennego nieszczęścia i włoskiego dolce vita okraszone dodatkowo nutką specyficznego brytyjskiego humoru - nie tylko dla italofilów.
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca
Jak wskazuje podtytuł tej książki („Pamiętnik oficera wywiadu z okupowanych Włoch”) „Neapol '44” pod względem gatunkowym jest, a przynajmniej powinien być, pamiętnikiem. Jest to gatunek literacki, który zakłada, że autor był świadkiem lub uczestnikiem zdarzeń, które przytoczył i że jego relacja została spisana z perspektywy czasu. Nie jestem w stanie stwierdzić, jaki dystans czasowy dzieli dane wydarzenie i jego opis, ale z pewnością relacje Lewisa nie były spisywane „na gorąco”, choć na bieżąco już tak. Wydawca zapewnia, że wyjeżdżając z Włoch pisarz miał ze sobą „dziennik (!) pełen wspomnień o niezwykłym mieście i jego mieszkańcach”. Ta drobna nieścisłość między podtytułem książki i jej opisem wskazuje na to, że czytelnik nie powinien sugerować się żadnym z tych elementów wydania i nie sytuować „Neapolu '44” na tej podstawie w ścisłych ramach żadnego z wymienionych gatunków. Mimo to nawet pobieżna lektura tego tekstu wystarczy, by zauważyć, że „wpisy” Lewisa zostały starannie zredagowane, najprawdopodobniej przez niego samego. Przez redakcję nie rozumiem poprawiania różnego rodzaju błędów, a zadbanie o staranną kompozycję tekstu. Większość dziennych notatek Lewisa to kompozycje quasi-zamknięte, które wieńczy celna uwaga podsumowująca dany wpis lub skrząca się ironią uwaga do wspominanego wydarzenia. Spomiędzy przyjemnego w odbiorze języka i stylu pisarza przenika dbałość o to, żeby czytelnik cały czas był zainteresowany lekturą. Lewis osiąga to między innymi za pomocą odpowiedniego rozmieszczenia w notatce scen tragicznych (wkomponowanie ich w komiczną dotychczas narrację sprawia, że są one dla czytelnika wyjątkowo szokujące).
Pomimo tego, że „Neapol '44”jest książką w pewien sposób poświęconą wojnie, wojny w naszym, środkowoeuropejskim, pojmowaniu tego zjawiska jest jak na lekarstwo. Lewisowska wojna we Włoszech przypomina raczej przygody Franka Dolasa niż Alka, Zośki i Rudego. Niektóre zachowania neapolitańczyków z naszego punktu widzenia są komiczne, podobnie jak rozkazy przełożonych Lewisa. Łatwo zapomnieć, że za tym komizmem kryją się ludzkie tragedie. Fragment o próbach zatrzymania potoków lawy rzeźbą świętego i jednoczesnym trzymaniu w pogotowiu statuy innego świętego (nie można „użyć” obu tych rzeźb jednocześnie, gdyż święci mogliby się na mieszkańców obrazić, że ci nie wierzą w ich moc) w ironicznej relacji Anglika na początku wydaje się parodią w najczystszej postaci. Obiór tej sceny zmienia się, gdy weźmiemy pod uwagę sytuację, w której znaleźli się ówcześni Włosi - wojna trwała w najlepsze, brakowało jedzenia, kobiety były zmuszane do sprzedawania się za wojskowe konserwy a tu jeszcze wybuchł wulkan. Nic dziwnego, że zabobon trwał w najlepsze.
W skrócie można opisać tę książkę za pomocą trzech słów, które padły już w tej recenzji. Słowa te to: „groteska”, „absurd” i „ironia”. Poczynania przyjaciół, interesantów i przełożonych autora oraz spotkanych przez niego przypadkowych osób w większości zakrawają na absurd. Wojna, którą Lewis znał z kilku bombardowań oraz plotek to jawna groteska, którą dodatkowo uwydatnił ironiczny styl narracji. Całość to szokujące połączenie wojennego nieszczęścia i włoskiego dolce vita okraszone dodatkowo nutką specyficznego brytyjskiego humoru - nie tylko dla italofilów.
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca