Marta Świcka miała szczęście urodzić się w stosunkowo zamożnej rodzinie. Odpowiednie urodzenie zagwarantowało jej pobieranie lekcji z języka francuskiego, gry na instrumentach, historii, historii literatury. W stosownym czasie Marta jako piękna, młoda, niegłupia dziewczyna wyszła za mąż za zakochanego w niej mężczyznę i urodziła mu piękną córeczkę. Jej życie przypominało bajkę, której wszystkie mieszczańskie matrony życzą swoim córkom. Niestety, każda bajka ma swój koniec. Bajka Marty zakończyła się, gdy jej mąż zmarł, nie zostawiając jej majątku.
Eliza Orzeszkowa, „Marta” |
Problemy finansowe młodych zdrowych kobiet nie spędzają snu z powiek reszcie świata. Ich rozwiązanie wydaje się proste - praca. Marta również chciała iść do pracy, ale okazało się, że znalezienie stałej nie urągającej jej godności posady było praktycznie niemożliwie, a ewentualne jej utrzymanie wydawało się senną mrzonką. Na początku Marta była pełna optymizmu i szykowała się do pracy jako guwernantka. Umiała mówić po francusku, trochę. Rysować, trochę. Grać, trochę. Znała historię Polski, trochę. Na salony nadawała się w sam raz. Niestety, niespodziewane kłopoty finansowe wykluczyły ją z elitarnego grona kobiet, którym wystarczyło być „trochę”. Marta musiała pracować, ale nigdzie nie mogła znaleźć posady, bo na niczym się nie znała.
Postać pani Świckiej wykreowała Eliza Orzeszkowa i powołała ją do życia w książce, początkowo wydawanej w odcinkach, zatytułowanej po prostu - „Marta”. Każdy absolwent szkoły średniej umie pokrótce scharakteryzować twórczość tej pisarki: wie, że Orzeszkowa była piewczynią powieści tendencyjnej, że lubowała się w opisach, że nie lubiła niejasności i w wielce kwiecistym stylu zdradzała czytelnikowi wszystkie zawiłości nakreślonego przez siebie świata, który to świat był łudząco podobny do tego, który jej publiczność znała jak własną kieszeń i do którego była przywiązana na tyle, by kruszyć pióra przeciwko tym, którzy chcieli coś w nim zmienić. Orzeszkowa miała wyraźny program społeczny, który głosiła w swoich powieściach oraz artykułach. W „Marcie” wzięła na warsztat laleczki salonowe, które po stracie majątku, były skazane na poniewierkę. Laleczki salonowe to kobiety, które znamy także z powieści i którymi często zachwycamy się podczas lektury - ach! jakie to kiedyś były wspaniałe czasy! jak ja bym chciała przenieść się w czasie do XIX wieku, do tych dżentelmenów, do tych pięknych sukni! kiedyś to każda kobieta umiała grać na fortepianie, mówić w językach obcych, kochała czytać książki... ech! to były czasy! Tja....
Orzeszkowa dobitnie podkreśla, dlaczego historia Marty musi skończyć się tragicznie: wraca do tych samych wątków, prezentuje plejadę postaw i typów ludzkich, które kobieta w trudnej sytuacji mogła spotkać na swojej drodze w II połowie XIX wieku, wielokrotnie używa tych samych stwierdzeń i powraca do tych samych wątków. Nie waha się też podkreślać chwil szczęścia, nadziei i optymizmu Marty, gdy udaje się dostać jakiś prezent od losu. Robi to jednak tylko po to, by podkreślić, że są to chwile złudne i jednostkowe.
„Marta” jest powieścią tendencyjną, jedną z najlepszych i najbardziej wyrazistych powieści tendencyjnych w polskiej literaturze. Orzeszkowa dostrzegła problem oraz opisała go w całej jego złożoności, a wszystko co poboczne zepchnęła na drugi plan. Wszystko to między innymi topografia, która jest nakreślona w takim stopniu, jaki był pisarce potrzebny do oddania nadrzędnej idei jej książki, podobnie rzecz ma się z postaciami pobocznymi, które są raczej typami, szablonami postaci niż bohaterami z krwi i kości. Marta również jest typem, ale jest o wiele dokładniej zarysowana, niż inni bohaterowie - przechodzi przemianę od znającej swą wartość dumnej kobiety do osoby roszczeniowej, pazernej. Polecam tę książkę czytelnikom, którzy są w stanie zrozumieć hierarchię treści i formy w tego typu literaturze, a w szczególności tym z nich, którym nieobce są kwestie emancypacyjne i feministyczne.
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca
Napisałaś o jednej z moich ulubionych powieści dziewiętnastowiecznych :) Nie przeszkadza mi, że powieść jest tendencyjna, bo akcja toczy się ciekawie, a losy Marty najzwyczajniej w świecie wzruszają. Bardzo przejmowałam się losem tej biednej Marty, wygnanej ze swojego środowiska, zrozpaczonej, szukającej ratunku dla siebie i córeczki. Powieść wszystkim polecam. Choć stara i tendencyjna, ale warto ją czytać :)
OdpowiedzUsuńAmen!
UsuńCzytałam dawno temu "Martę" i zatraciła mi trochę się w pamięci, ale chętnie przeczytałabym ja jeszcze raz. Orzeszkowa ta jedna z moich ulubionych pisarek.
OdpowiedzUsuńOd pewnego czasu myślę o sięgnięciu po Orzeszkową, ale nie miałam pomysłu, po co konkretnie. Dzięki za podpowiedź :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad tą uwagą, że "zachwycamy się podczas lektury - ach! jakie to kiedyś były wspaniałe czasy". Bardzo lubię powieści dziewiętnastowieczne, ale przyznam się, że żadna z nich nie skłoniła mnie do podobnej refleksji ;). To chyba musiałaby być bardzo pobieżna lektura, bo nawet u Austen - która przecież uchodzi za twórczynię pogodnych romansów - świetnie widać, że ten świat nie był wcale tak kolorowy.
Masz mnie, złapałaś mnie na krzywdzącym dla wielu czytelników uogólnieniu. Chociaż... nie jestem pewna, czy aby na pewno jest to uogólnienie. Najczęstszą odpowiedzią na pytanie (zadawane często przez blogerki organizujące przeróżne zabawy), w której historycznej epoce chcielibyśmy żyć, jest właśnie XIX wiek i argumentacja typu „ach! jakie to kiedyś były wspaniałe czasy! jak ja bym chciała przenieść się w czasie do XIX wieku, do tych dżentelmenów, do tych pięknych sukni! kiedyś to każda kobieta umiała grać na fortepianie, mówić w językach obcych, kochała czytać książki... ech! to były czasy!”. Żeby nie wyjść na hipokrytkę muszę przyznać mnie również zdarza się idealizować XIX wiek, bo od lat się nim pasjonuję, ale... w granicach rozsądku :)
UsuńMam bardzo stare wydanie tego utworu. Na pewno więc kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńSzczerze zazdroszczę. Ja niestety nie mam swojego egzemplarza.
UsuńNigdy nie czytałam tej książki, ale tak o niej napisałaś, że bardzo chętnie zapoznałabym się z jej treścią. :)
OdpowiedzUsuńTaki był mój cel. Cieszę się, że go osiągnęłam :)
UsuńChyba jedna z najsmutniejszych książek, które czytałam...
OdpowiedzUsuńSmutna jak historia Edypa - Marta po prostu musiała tak skończyć, żeby pokazać czytelnikowi, jak niewiele może kobieta samotna. Dobrze wspominam tę powieść, choć to lektura :)
OdpowiedzUsuń