Jeremi Przybora, „Dzieła (niemal) wszystkie”,t.1, Wydawnictwo Znak,, stron 1104. |
Wykwity twórczości Jeremiego Przybory przez lata tułały się
po wielu rozproszonych zbiorach i dopiero w 2015 roku postanowiono stworzyć
summę zawierającą wszystkie utwory Autora. Tym samym z konieczności zepchnięto
na dalszy plan Kompozytora, który dodawał tekstom przyjaciela jeszcze więcej
uroku, jeszcze więcej eleganckiego szelmostwa. Ten eksperyment ostatecznie
dowiódł prawdziwości twierdzenia, że Przyborę można czytać bez otoczki snującej
się wokół Kabaretu Starszych Panów.
W pierwszym tomie „Dzieł (niemal) wszystkich” znajdują się
teksty pisane głównie „pod radio” lub „na antenę”: Teatr „Eterek”, Kabaret
Starszych Panów, Kabaret jeszcze Starszych Panów, „Listy z podróży” i
słuchowiska, w tym wcześniej niepublikowane. Niejeremiowska część tejże
publikacji jest reprezentowana przez wstęp autorstwa Konstantego Przybory,
posłowie Arnolda Mostowicza, głos redaktora —
Teresy Drozdy i, jako crème de la crème, doskonałą „Jeremiadę Przyborową, anagram onomastyczny rymowany”
Stanisława Barańczyka.
Na początku muszę zwrócić uwagę na pewien minus tego
wydania — ilustracje. Twórczość Autora
jest bardzo charakterystyczna, silnie powiązana z rzeczywistością, ale też
absurdalna i momentami groteskowa. Zgadzam się z wydawcą, że w zbiorze tekstów
Autora nie mogło zabraknąć ilustracji. I teraz —
czy ilustracje zawarte w tej książce są złe? Nie. W większości są po prostu
zwyczajne, przez co znacząco odstają od niecodziennych tekstów Przybory,
które...
jak powszechnie wiadomo, są wspaniałe. Dość łatwo wskazać,
dlaczego lubią je niemalże wszyscy, bez względu na zdobyte wykształcenie czy
intelektualne upodobania wyniesione z domu lub samodzielnie wypracowywane przez
lata. Po pierwsze — Humor. Humor
Przybory nie polega na tym, że każe nam śmiać się do rozpuku lecz jest jak
niesygnalizowane porozumiewawcze mrugnięcie. Poprawia nam nastrój, zwiększa
nasze mniemanie o sobie (w końcu nie śmiejemy się z prymitywnych żartów, lecz z czegoś,
co wymaga od nas umysłowego wysiłku) i domaga się nieustającej uwagi. Po drugie
— Język/Styl. Z jednej strony Język/Styl
Przybory jest elegancki, czuć w nim przedwojenny sznyt, a drugiej strony jest łatwy w
odbiorze dla każdego z nas. Poza tym jest też wspaniałą zabawą - słowem,
stylem, fonetyką. Jedną z głównych cech twórczości Autora jest zdolność
balansowania na granicy pomiędzy kilkoma rejestrami języka. Po trzecie i
ostatnie — tematyka. Uniwersalna, więc
zawsze aktualna. Mało obdarzonej możliwością dzielenia polityki ludzi, która,
jeśli się już pojawia, to pod przykrywką codziennych problemów czy różnego rodzaju
społecznych niewydolności. I oczywiście półsłówek.
Podsumowując, „Dzieła (niemal) wszystkie” to lektura dla
(niemal) każdego.
*Tytuł tej recenzji (Ja jestem czytadło!) to cytat uroczego
dwulatka, bohatera dzisiejszej audycji Polskiego Radia poświęconej, a jakże,
książkom. Myślę, że śmiałego okrzyku malucha nie powstydziłby się i Jeremi
Przybora.
Za egzemplarz recenzencki tej książki dziękuję Wydawnictwu
Znak.