Na tę książkę składa się dwadzieścia jeden felietonów (choć sama autorka zauważyła, nie jest to właściwe słowo opisujące te teksty)
i tylu samych przepisów kulinarnych napisanych w dość oryginalny sposób. Poniżej zamieszczam przepis na ,,pastę jak w przedszkolu":
,,Co do chleba? Pasta!
Ugotować jajka na twardo. Nie za długo - wtedy szkodzą. W miseczce już powinien czekać posiekany szczypiorek, sól i pieprz. Łyżka majonezu i ze trzy twarogu - oczywiście, że kwaśnego. Jajka obrać ze skorupek i posiekać (jest do tego taki sprytny, prosty przyrząd w sklepach).
Wymerdać razem."
To tyle. Przepisy są dość proste i całkiem ciekawie napisane. Dodam jeszcze, że są również kompletnie niepotrzebne. Jedyne, co książka dzięki nim zyskała to objętość.
Felietony są krótkie, zazwyczaj kilkustronicowe i w żaden sposób ze sobą niepowiązane. W ich układzie nie
da się zauważyć żadnej logiki. Trochę o świątecznej komercji, sporo o sąsiedzie - Marianie, coś o rozwodach... Słowem, wszystko o niczym.
Bardzo nastrojowa, ciepła i przywodząca na myśl widok z okna domu położonego w jakiejś urokliwej wsi.W środku, oprawa graficzna nawiązuje do okładki i jest konsekwentna od pierwszej do ostatniej strony. Jednak, od razu rzuca się w oczy marnotrawstwo papieru w tej książce. Mnóstwo pustych stron, tekst jest wyjustowany w taki sposób, że ze wszystkich stron pozostaje mnóstwo wolnego miejsca. Kalicińska uważa się za obrończynię przyrody (w ,,Widoku..." narzeka na to, że przed świętami Bożego Narodzenia ścina się mnóstwo świerków), ale jej książka jest idealnym przykładem marnotrawstwa papieru.
,,Widok z mojego okna" czyta się niesamowicie szybko. Sprzyjają temu krótkie rozdziały (jeden rozdział to jeden felieton), liczne, dość skąpo opisane przepisy i dość przyziemna tematyka tekstów. Nie zapałałam miłością do tej książki, ale nie przeczę, że jest to całkiem niezła lektura dla osób, które mają ochotę na lekturę jakiejś lekkiej książki. Jeśli aktualnie się do nich zaliczacie, życzę udanej lektury!
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi i Przeczytam tyle, ile mam wzrostu.
"Dom nad rozlewiskiem" niestety mnie do siebie nie przekonał. Ale "Widokowi..." dam szansę chciażby z tego powodu, że bardzo lubię czytać felietony :)
OdpowiedzUsuńHmm... Jakoś niezbyt zbiorki lubię. Za mało czasu, żeby się w atmosferę wczuć.
OdpowiedzUsuńJa w ramach środkowo-sesyjnego relaksu wzięłam się za wydawałoby się najlżejszą książkę znajdującą się u mnie na mieszkaniu, ale mnie tylko wkurzyła.
Nie znam twórczości tejże autorki, więc i powyższa książka ,,nic mi nie mówi'. Widzę jednak, że i ciebie jakoś zbytnio nie porwała, dlatego dam sobie z nią spokój tym bardziej, że na razie mam co czytać na najbliższy miesiąc.
OdpowiedzUsuńTym razem zupełnie odpuszczam, nie moja tematyka.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji, widzę, że ta książka nie jest najlepszym wyborem
OdpowiedzUsuńJa się chyba skuszę, lubię pióro tej autorki :)
OdpowiedzUsuńJa się chyba skuszę, lubię pióro tej autorki :)
OdpowiedzUsuńZa oknem pada śnieg, nic fajnego. A książka jakoś mnie nie ciekawi. Marudny mam dziś nastrój. ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej autorce, ale jeszcze nie miałam przyjemności zapoznać się z jej twórczością. Tak mnie nawet nie ciągnie : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam : >
Autorkę kojarzę, okładka cudowna, ale sama treść... jakoś do mnie nie przemawia, mimo tego iż lubię takie felietony, to tym razem odpuszczam :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia na egzaminach! Znam ten ból, kiedy nie można przeczytać książki :( Ja dzisiaj miałam trochę czasu i dorwałam się do "Chaty" - poszło 100 stron, nawet nie wiesz, jak mi brakowało moich książkowych przyjaciół :)
Oj, pamiętam te czasy sesji:)) A co do książki to nie zainteresowała mnie na tyle, aby ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPo lekturze "Lilki" Kalicińska wpisała się w poczet moich ulubionych autorów. Koniecznie muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńJeżeli książka wpadnie mi w łapki, nie odmówię i przeczytam:)
OdpowiedzUsuńZaliczenia, egzaminy - znam to i aktualnie powinnam siedzieć nad projektem/notatkami/magisterką, a jednak po maratonie nauki z ostatniego tygodnia jakoś mam chwilowo dość :)
OdpowiedzUsuńKsiążka o której piszesz nie wzbudziła mojego szczególnego zainteresowania więc pewnie nawet nie zapamiętam tytułu - chociaż okładka gdzieś może w umyśle mi zostanie :)
Nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po książki tej autorki :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale czuję się zachęcona:D
OdpowiedzUsuńSłyszałam dużo na temat twórczości tej autorki, ale sama jeszcze jej nie poznałam.
OdpowiedzUsuńPastę z jajek lubię i w podobny sposób przyrządzam:)
Zgadzam się, że o przyrodę powinniśmy dbać. Lepiej, żeby książka miała mniejszą objętość, a papier był zaoszczędzony i przeznaczony na inne cele...
Nie znam twórczości Kalicińskiej, ale spróbuję w tym roku to nadrobić - takie moje własne wyzwanie :D
OdpowiedzUsuńKsiążeczka raczej nie dla mnie, chociaż warto się czegoś dowiedzieć o twórczości autorki bo przyznam sie, że nie znam. Powodzenia w nauce, sesja kiedy to było :)
OdpowiedzUsuńJa też nie należę do targetu :-) I nie zamierzam tego zmieniać ;-)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o autorce ale nie miałam okazji nic czytać. Może się skuszę.
OdpowiedzUsuńTeż mam sesję.. zupełny brak czasu na czytanie ale zdumiewająco dużo na seriale ;P
zapraszam do siebie :)
Jeszcze nic nie czytałam tej autorki, w najbliższym czasie mam co czytać, więc póki co się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuń