niedziela, 28 kwietnia 2013

Kronika chaosu

Co jakiś czas na półkach większości księgarń pojawia się książka, która jest promowana w tak nachalny sposób, że mamy ochotę kupić ją tylko dlatego, żeby jej okładka raz na zawsze zniknęła nam z oczu. W mojej okolicy w ten sposób promowane było ,, Pięćdziesiąt twarzy Greya" czy ,,Wszystkie odcienie czerni".
Jak pewnie większość zdążyła się już zorientować, nie są to arcydzieła, które mają szansę zaistnienia w szkolnym kanonie lektur, choć podejrzewam, że część tzw. gimbazy (ostatnio bardzo modne słówko) bardzo by się z tego faktu ucieszyła. Jak się jednak okazuje upierdliwa promocja nie jest wyznacznikiem kiepskiej książki. Dowodem na to jest dzieło Petera Godwina pt. ,,Strach. Ostatnie dni Roberta Mugabe".


Okładkę przedstawioną na zdjęciu obok, swego czasu widziałam dosłownie wszędzie. Na lubimyczytać.pl, w Matrasie, w Empiku... W końcu zdecydowałam się kupić tę książkę. Wstyd się przyznać, ale nazwisko zamieszczone w tytule raczej nie przyciągnęło mojej uwagi, za co powinnam wstydzić się do końca świata i jeszcze dzień dłużej (zwłaszcza, że uważam się za osobę dobrze zorientowaną w najnowszej historii Afryki i okolic). Tak to jest jak czasem zapominasz, ile to jest dwa plus dwa (lub uważasz, że sześć podzielić na dwa równa się cztery - copyright by Franca).

Dla równie niezorientowanych, Robert Mugabe to dyktator Zimbabwe (dawnej Rodezji), który władzę premiera w kraju zdobył w 1980 roku (prezydentem został w roku 1987) i do tej pory nie ma zamiaru jej oddać. Jego przydługa kadencja naznaczona została mordami politycznymi, konfiskatami majątków oraz powszechnym terrorem. Cytując Godwina: ,,(...) waluta praktycznie straciła wartość; w ciągu doby ulega dewaluacji o połowę. Pracę posiada zaledwie sześć procent ludzi. Zarobki spadły do poziomu sprzed 1950 roku . Ludzie głodują. Szkoły zamknięto, szpitale zbankrutowały. Średnia długość życia obniżyła się z sześćdziesięciu do trzydziestu sześciu lat. Zimbabawe ma najwyższy na świcie odsetek sierot. Zimbabweńczycy - oficjalnie najbardziej nieszczęśliwi ludzie na świecie - milionami opuszczają kraj w exodusie sięgającym jednej trzeciej populacji".

Peter Godwin
Tyle o Robercie Mugabe i jego politycznych zdolnościach (mam nadzieję, że powyższy cytat wystarczająco dobrze opisuje sytuację mieszkańców byłej Rodezji), czas na słówko o samej książce. Ta część recenzji będzie wyjątkowo krótka, za chwilkę wyjaśnię dlaczego. ,,Strach..." jest typowym reportażem, który punkt po punkcie spełnia wszystkie wytyczne przeznaczone dla tego gatunku literackiego. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest to zła książka. W gruncie rzeczy cieszę się, że ją kupiłam ponieważ jest wyjątkowo rzetelna, fakty są odpowiednio poukładane. Dodatkowym walorem książki jest fakt, że jej autor, Peter Godwin w młodości został powołany do brytyjskiej policji południowoafrykańskiej, aby wziąć udział w wojnie o wyzwolenie Zimbabwe. Wiele prywatnych odniesień do opisywanych wydarzeń dodaje opowieści pewnego smaczku, który wybudza człowieka z marazmu oczekiwania na kolejną zbrodnie Mugabe.

Gdy przeczytałam tę recenzję zdałam sobie sprawę, że strasznie ,,kwoczę" i raczej nie zniechęcam Was do przeczytania ,,Strachu...". Absolutnie nie było to moim zamysłem. Książka bardzo mi się spodobała i spodoba się każdemu, kto interesuje się tą tematyką. Jednocześnie wiem, że osoby, które za reportażem raczej nie przepadają nie sięgną po tę książkę z tego samego powodu, co ja nie zdecyduje się przeczytać ,,Gone. Zniknęli" (Sheti, wybacz:)). Niemniej jakby kogoś ,,naleciało" na jakiś reportaż to z ręką na sercu mogę polecić mu ten.

Na dzisiaj to już wszystko, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Ps: Chyba zamęczę Was tymi reportażami:). Gwoli odmiany, następny będzie Sparks lub Picoult, nie mogę się zdecydować:).

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Z literą w tle.

środa, 24 kwietnia 2013

,,Czcigodny Pan nie miał nawyku czytania..."

,,Można napisać tylko jedną taką książkę w życiu.".

Nie trudno zgadnąć, że reportażem, o którym mówi Ryszard Kapuściński jest ,,Cesarz", który wywindował naszego najlepszego reportera na sam szczyt światowych list bestsellerów.
Książka stanowi owoc wieloletniej pracy i pobytu Kapuścińskiego w Etiopii i opowiada historię Hajle Sellasje, ostatniego cesarza tego kraju. Akcja książki podzielona jest na trzy części - ostatnie lata  panowania ,,Króla Królów", rewolucję i śmierć dyktatora.

Na szczególną uwagę zasługuje sposób prowadzenia narracji w ,,Cesarzu". Kapuściński zauważył, że większość reportaży jest w pewnym sensie identyczna. Ta sama tematyka (dyktatura, totalitaryzm...), ta sama struktura, te same chwyty stylistyczne. Aby urozmaicić swoją książkę autor postanowił ograniczyć do minimum komentarz odautorski, a kanwą narracji uczynić wywiady przeprowadzone z byłymi członkami rządku Hajle Sellasje, jego sługami (a raczej niewolnikami) oraz wszystkimi tymi, którzy mieli z cesarzem jakikolwiek kontakt i dotarcie do nich było stosunkowo łatwe (czyt. możliwe).

Utrzymaniu władzy przez cesarza sprzyjał mit, jaki wokół siebie wytworzył. Kapuściński doskonale to uchwycił. Tak wydawałoby się poniżająca czynność jak noszenie za cesarzem (odpowiednich rozmiarem) poduszek była dla ludzi zaszczytem. Sellasje był człowiekiem raczej niepozornym, prawdopodobnie cierpiącym na kompleks niższości. Znacznie ciekawsza była ,,aura", jaką wokół siebie roztaczał. Władca wydawał się być wyjątkowo łagodny, oceniający wszystko z dystansu. Prawda była jednak inna. Ludzie w ogólne go nie interesowali, głodujących ludzi na północy kraju nazwał ,,głodomorami". Geniusz Kapuścińskiego przejawił się w tym, że sam cesarz ani razu nie zabrał głosu, a był najlepiej i, mam wrażenie, że najwierniej przedstawioną postacią wśród bohaterów wszystkich dzieł współczesnego reportażu.
Hajle Sellasje I

,,Cesarz" to książka, która opowiada nie tylko o latach panowania Hajle Sellasje, ale stanowi rozprawę o rewolucji oraz o państwie totalitarnym, które charakteryzują się pewnymi stałymi cechami uniwersalnymi bez względu na miejsce rozgrywania się wydarzeń. Reportaż ten jest pod każdym względem wielowymiarowy i wart przeczytania, choć może stanowić wyzwanie dla czytelnika niezorientowanego w najnowszej historii Etiopii.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Notka bierze udział w wyzwaniu: Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Historia pewnej kurtyzany


,,Jestem tego przekonania, że nie można stworzyć żadnej kreacji, nie poznawszy dobrze ludzi, podobnie jak nie można mówić jakimkolwiek językiem, nie nauczywszy się go wprzódy.
Nie mam jeszcze lat, w których się tworzy - zadawalam się więc opowiadaniem."

Na ,,Damę Kameliową" Aleksandra Dumasa (dla jasności - syna) natrafiłam w trakcie zakupów w jednym z supermarketów. Co prawda tandetny projekt okładki raczej zniechęcał mnie do kupna, a tym bardziej przeczytania tej powieści, ale urokliwy tytuł oraz pierwsze kilka linijek tekstu, które pozwoliłam sobie powyżej zamieścić ostatecznie mnie do tego przekonały.

W wydaniu wydawnictwa Oxford Educational (seria Love&Story) zostało zachowane tłumaczenie sprzed kilkudziesięciu lat (niestety, nie napisano czyje), co moim zdaniem było znakomitym pomysłem. Mam wrażenie, że dzięki temu esencja tej historii została zachowana, a sam język choć w małym stopniu sprostał wyzwaniu oddania ,,ducha" tamtych czasów.

Książka opowiada historię Małgorzaty Gautier, eleganckiej paryskiej kurtyzany, której nigdy nie brakowało majętnych adoratorów. Pewnego dnia dziewczyna poznaje Armanda Duvala, mężczyznę z tzw. wyższych sfer, w którym ze wzajemnością zakochuje się. Niestety, związkowi przeciwni są właściwie wszyscy z najbliższego otoczenia pary. Mamy tu bowiem do czynienia ze standardowym mezaliansem.

Musicie mi wybaczyć tak oszczędne w szczegółach przedstawienie fabuły, ale opis zamieszczony na okładce wydania, które przeczytałam był tak dokładny, że samą lekturę książki właściwie mogłam już sobie darować. 

Aleksander Dumas (syn)
Romanse takie jak ten nie nadają się dla każdego. Wielu czytelników męczy sztampa, uczucia, opisy i ciągłe wzdychania kochanków czyli elementy charakterystyczne dla tego gatunku literackiego. ,,Dama kameliowa" jest jednak, jak podaje ciocia Wikipedia, ,,szczytowym osiągnięciem melodramatu" z czym w stu procentach się zgadzam. Dumas z wielką wprawą i wyczuciem opisuje nie tylko radosne momenty w życiu Małgorzaty i Armanda, ale i nieco mroczniejsze fragmenty tej powieści. Wyjątkowo spodobał mi się opis trupa jednego z bohaterów (nie zdradzę, którego).

Gorąco polecam Wam ten romans. Z komentarzy zamieszczonych pod poprzednim postem wiem, że wielu z Was planuje przeczytać ,,Annę Kareninę", ale nieco przytłacza ich objętość tejże książki. ,,Dama kameliowa" jest powieścią, która zabierze Wam o wiele mniej czasu, a, uwierzcie mi, nie będziecie po jej lekturze w żaden sposób rozczarowani.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

wtorek, 9 kwietnia 2013

Carska Rosja, walc i miłostki

,,Anna Karenina" była jednym z najszumniej zapowiadanych filmów ostatnich miesięcy. Polska premiera  miała miejsce w listopadzie zeszłego roku i niemalże od razu przywiodła do kin masę ludzi spragnionych obejrzenia  adaptacji arcydzieła Lwa Tołstoja o tym samym tytule. Nachalna reklama filmu oraz głównej aktorki podziałała głownie na wielbicieli  historyczno-romantycznych obrazów Wrighta, przy których bardzo często współpracował z odtwórczynią roli Anny Kareniny, Keirą Knightley.

Już pierwsze minuty projekcji wskazywały na to, że widzowie będą mieli do czynienia z baśniową wręcz scenografią i przewijającym się przez cały film motywem teatru. Trudno powiedzieć czemu miał służyć ten zabieg. Czy chodziło o zastosowanie metafory życia jako teatru, czy też teatr miał być ilustracją panującego w ówczesnej Rosji szaleństwa konwenansów  Trudno powiedzieć. Tak, czy inaczej pod koniec filmu widz czuł się już zmęczony tym pomysłem. Gdzie nie pojawiła się główna bohaterka, tam widać było scenę.

A propos innych, nieco technicznych walorów filmu, szczególną uwagę przyciąga synchronizacja akcji filmu ze ścieżką dźwiękową. Jest to szczególnie widoczne w momencie przyjścia Stiwy do swojego biura. Rytmiczny stukot pieczątek, ukłony przyszłych urzędników czy niemalże taneczny proces zmiany odzienia przez Obłońskiego przez te kilka minut zmieniał film dramatyczny w musical. Przyczyniła się do tego również wspaniała scena taneczna. Walc w wykonaniu Wrońskiego oraz Kareniny ma szansę stać się klasyką gatunku.


Jeśli chodzi o grę aktorską to należy pochwalić dwóch niesowitych mężczyzn, którzy nadali temu filmowi, zaryzykujmy, urok. Mowa tutaj o odtwórcach ról  Karenina, Wrońskiego i właśnie Obłońskiego. Obsadzenie Juda Lawa w roli statecznego, prawego męża i roztropnego polityka wywołało sprzeciw fanów aktora przyzwyczajonych do ról uroczych, współczesnych bawidamków, w które wcielał się ich idol. Mimo to, Law w tej roli pokazał cały swój kunszt autorski genialnie broniąc postać Karenina, która była niezwykle łatwa do zbanalizowania. Postać Stiopy w oczach zarówno producentów jak i widzów nie przejawiała się jako szczególnie warta zainteresowania. A jednak, niezwykła żywotność, energia oraz przysłowiowy błysk w oku Matthewa Mcfadyen'a uczynił postać poczciwego Stiepana godną uwagi, zainteresowania oraz co najmniej Złotego Globu. Podobnie należałoby ocenić również Domhnalla Gleesona, Alicie Vikander oraz większą część obsady filmu. A co z dwójką głównych bohaterów? Aaron Taylor-Johnson mimo młodego wieku oraz sprzeciwu entuzjastów filmu dobrze poradził sobie z rolą hrabiego Wrońskiego. Jednak rola młodego, bogatego, przystojnego oficera sama z siebie była tak sztampowa, że skądinąd dobrą grę Johnsona może określić jedynie jako prawidłowe spełnianie wytycznych. I w końcu dochodzimy do tytułowej roli, której zagranie przypadło w udziale Keirze Knightley, zdaje się ulubienicy Wrighta. Jej grę można określić jako poprawną, Uroda Keiry i Kareniny ,,piękności Petersburga  absolutnie się nie pokrywały. Podobnie jak ciągły płacz, wzdychanie, pretensje do życia, Wrońskiego, świata, Karenina i siebie samej odgrywane było wciąż w ten sam sposób. W grze Knightley szczególnie irytujący był język angielski, który skutecznie zakłócał niezwykłą atmosferę carskiej Rosji. Oczywistym jest, że wybór język był konieczny w przypadku takiego doboru producentów, obsady i tak dalej, ale w niektórych momentach aż prosiło się o słowiańską nutę w film filmie. Momenty rozmowy Kareniny z synem i dialogi, w których język angielski spotykał się z rosyjskim były wyjątkowo irytujące, zwłaszcza gdy padało w nich imię dziecka  głównej bohaterki ,,Sierioża".

Również scenariusz pozostawia wiele do życzenia.  Karenina i Wroński zakochują się w sobie w ciągu sekundy  Scenarzyści i reżyser nie poświęcili nawet kilku minut na ukazanie rozwoju tego uczucia. Podobnie otoczenie zakochanych niespodziewanie szybko dowiaduje się o tej miłości. Wyjątkowo głupiutka i nieprzystosowana do niezależności księżna Betsy określa Wrońskiego ,,cieniem" Anny już po jednym dniu ich znajomości.

Podsumowując, najnowsza adaptacja ,,Anny Kareniny" funduje widzowi niezłą dawkę emocji, wzruszeń i przemyśleń. Dość dobra gra aktorska, zachwycająca, choć chwilami nachalna scenografia oraz ogromny budżet filmu czyni z obrazu wart obejrzenia dramat, do którego jednak nie warto wracać. Głównym minusem filmu jest fakt, że nie odkrywa on niczego nowego. Romantycznych filmów, w których pojawia się wątek  nakręcono już wiele. ,,Anna Karenina" niczym specjalnym spośród nich się nie wyróżnia.

sobota, 6 kwietnia 2013

,,Piszemy o pamiętaniu"


Wiem, że poprzez zamieszczenie w poprzednim poście stosiku z książkami, które mam zamiar przeczytać powinnam czuć się zobowiązana do stopniowego recenzowania każdej nich. Niestety, jak już pewnie niektórzy zdążyli zauważyć, nie jestem osobą zbyt słowną toteż postanowiłam nieco złamać ten swój harmonogram i do recenzji książki do tego uprawnionej dołączyłam recenzję jeszcze jednej, którą po prostu MUSIAŁAM przeczytać, a co za tym idzie zrecenzować. Proszę Państwa, oto dwie książki traktujące o przyczynach, przebiegu i skutkach zagłady (zagłada z natury jest skutków pozbawiona, ale żadne inne słowo nie opisuje lepiej tego, co działo się w latach 1939-1945 w Europie i w roku 1994 w Rwandzie). Oto ,,Zdążyć przed Panem Bogiem" Hanny Krall i ,,Dzisiaj narysujemy śmierć" Wojciecha Tochmana.



,,Zdążyć przed Panem Bogiem" to oryginalny w formie wywiad z Markiem Edelmanem, uczestnikiem powstania w getcie warszawskim, ,,jedynym, który przeżył". Niewielka objętościowo książeczka (nie jestem 

pewna, czy to dobre słowo) zawiera w sobie więcej prawd życiowych, niż jakikolwiek inny poradnik spod pióra Beaty Pawlikowskiej, czy innej ,,inspiratorki". Edelman, znany i ceniony ówcześnie kardiolog opowiada autorce o akcji likwidacji getta i o rzeczonym już powstaniu. Co znamienne, bohater (w dwojakim tego słowa znaczeniu) nawet nie stara się gloryfikować tego wydarzenia, a o Mordechaju Anielewiczu mówi tak, jak mówili o nim koledzy - Mordka. Tak bezpośrednie i szczere wyznania wzbudzały zdecydowany sprzeciw i oburzenie wśród licznych środowisk żydowskich, dla których wydarzenie to urosło do rangi symbolu. Prawda Edelmana wolna jest od prób heroizacji samego siebie, czy swoich przyjaciół. Jak sam mówi:

,,Ważne było przecież, że się strzela. To trzeba było pokazać. Nie Niemcom. Oni to potrafili lepiej. Temu innemu światu, który nie był niemieckim światem, musieliśmy pokazać. Ludzie zawsze uważali, że strzelanie jest największym bohaterstwem. No to żeśmy strzelali".

Ta lektura jest wręcz stworzonych dla ludzi interesujących się holocaustem, dla innych, uprzedzam bo zdaję sobie z tego sprawę, może wydać się nużąca. Mnie męczyły fragmenty dotyczące medycznej kariery Edelmana, która, niczego jej nie ujmując, jakoś nieszczególnie mnie zainteresowała. Zupełnie inaczej rysuje się fragment, w którym mężczyzna opowiada o tym, jak zjawisko głodu wygląda z perspektywy lekarza, dla którego tego typu tragedia jest niepowtarzalną ,,okazją" do zbadania tego zjawiska. 

Hanna Kral wypracowała swój własny, nowy styl wywiadu-reportażu (profesjonalnie zwanym reportażem literackim), gdzie większą część książki zajmuje wypowiedź rozmówcy, a komentarz autora ograniczony jest do minimum. 

,,Zdążyć przed Panem Bogiem" przeczyta każdy, kto choć trochę czuje się w obowiązku  by rozliczyć się ze wszystkimi lekturami szkolnymi, z jakimi przyszło mu mieć do czynienia. Zachęcam jednak, aby ta książka została przeczytana również i z tzw. wewnętrznej potrzeby. Warto, to tylko niewiele ponad sto stron.

***

Temat mojej prezentacji maturalnej to ,,Odkrywanie ,,czarnego lądu” – odwołując się do wybranych tekstów kultury, przedstaw wyłaniający się z nich obraz Afryki.". Nie ukrywam, że wybrałam sobie ten temat, aby mieć pretekst do kupienia sobie wielu książek, które już od dawna miałam ochotę przeczytać. ,,Dzisiaj narysujemy śmierć" do mojej bibliografii ,,wskoczyło" niemalże w ostatniej chwili. Nie wiem czemu, ale nigdy nie zwracałam na tę książkę większej uwagi. Jest to dla mnie tym bardziej niezrozumiałe z tego powodu, że od dawna interesuję się ludobójstwem w Rwandzie (nie pytajcie, dlaczego). 

Wojciech Tochman jest jednym z najlepszych polskich reportażystów. Wstyd mi się przyznać, że jest to moja pierwsza książka tego autora. Niech obroni mnie to, że przeczytałam ją w naprawdę rekordowym tempie.
Aspiracją Tochmana jest wyjaśnienie czytelnikowi, jak to się stało, że ,,kraj tysiąca wzgórz i miliona uśmiechów" stał się krajem, którego nazwa wzbudza w każdym mieszkańcu naszego globu strach i przerażenie. Istotnym jest to, że książka nie jest napisana ,,pod publikę". Autor nie epatuje tu utartymi formułkami, wyrywa się poprawności politycznej i schematom. Gdy zagłębimy się w przeszłość to jasnym dla nas stanie się fakt, że niebezpośrednią przyczyną tej masakry byli belgijscy kolonizatorzy, światli i miłujący świat Europejczycy. Autor sam przyznaje, że jadąc do Rwandy próbował w pewien sposób rozliczyć się z tą maskarą i zobaczyć/opisać  jak radzą sobie z nią ci, którzy ją przeżyli. Niestety, ani Tochamn ani Rwandyjczycy nie poradzili sobie z tym wyzwaniem. Zwoływane na szybko gacaca często skazują niewinnych ludzi, a jedyną karą dla zbrodniarzy jest kilka lat pracy w polu. Kilka metrów od ofiar wciąż mieszkają ich kaci.

Europejczycy nigdy nie zrozumieją tego, co stało się w Rwandzie w kwietniu 1994 roku. Mogą pisać o tym książki, mogą kręcić dokumenty, wysyłać pomoc humanitarną i żołnierzy w błękitnych hełmach. Tylko po co? Aby uciszyć sumienie? Nie potrafię napisać o tej książce szczerej i dobrej recenzji. Nie dam rady.  Za to Wojtek Tochman napisał:
,,Pytany jestem często, jak znoszę to, o czym piszę. Jaką osobistą cenę za to płacę? Odpowiedź nie wydaje mi się ani ważna, ani specjalnie interesująca. Wolałbym, aby ktoś, kto sięga po moją książkę, sam siebie spytał: dlaczego o tym czytam? Dlaczego się z tym mieszę?
Ja ze swojej strony napiszę tylko: zmierzcie się, proszę, z tą książką. Całemu światu wyjdzie to na dobre.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze  udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę.


wtorek, 2 kwietnia 2013

Już niedługo...


Ludzie stosiki fotografują, sfotografuję je i ja:)

Oto lista książek, które mam nadzieję w najbliższym czasie przeczytać:

Ryszard Kapuściński ,,Cesarz"


To właśnie od tej książki rozpoczęła się międzynarodowa kariera najsłynniejszego polskiego reportażysty, który swój przydomek ,,Cesarza reportażu" zyskał właśnie dzięki tej publikacji. Tekst opowiada historię panowania cesarza Etiopii, Hajle Selassie I, który później stał się symbolem religijnym ruchu Rastafari. Publikacja stanowi również refleksje na temat istoty władzy, polityki oraz systemu stworzonego ,,pod kogoś", który pomimo swojej wewnętrznej niespójności wydaje się być dla wszystkich wręcz idealny.



Sławomir Mrożek ,,Tango", ,,Słoń", ,,Woda" i ,,Wesele w Atomicach"





Najsłynniejsze dzieła największego fenomenu polskiej literatury ostatnich lat. Czas ,,odkryć" Sławomira Mrożka.





Anna Wojtacha ,,Kruchy lód"


Kolejna publikacja wydawnictwa Carta Blanca z serii Bieguny. Wojtacha jest wieloletnią korespondentką wojenną, która zdawała relacje między innymi z Iraku, Afganistanu, czy osławionej ostatnimi czasy Strefy Gazy. ,,Kruchy lód" przedstawia życie reportera wojennego w pełnej jego krasie poczynając od wciąż grożącego niebezpieczeństwa, poprzez chorobliwą ambicję, aż po drogie hotele, w których wypada czasami autorce mieszkać.




Hanna Krall ,,Zdążyć przed Panem Bogiem"



,,Piszemy o przemijaniu"-te słowa Hanny Krall, wbrew swojemu nostalgicznemu znaczeniu, zachęcają do przeczytania i,oczywiście, pamiętania. Lektury nie zawsze muszą być nudne.






Peter Godwin ,,Strach. Ostatnie dni Roberta Mugabe"



Nowość wydawnicza, która wyszła spod skrzydła Wydawnictwa Czarnego. Książka opowiada o Robercie Mugabe, osiemdziesięciosześcioletnim dyktatorze z Zimbabwe, który po przegranych w 2008 roku wyborach rozpętał w swoim kraju piekło.





Belva Plain ,,Żniwa"



Książka - zagadka, która wpadła mi w ręce dzięki akcji ,,Uwolnij książkę", która jakiś czas temu została zorganizowana w mojej szkole. Wielowątkowa akcja powieści rozgrywa się w latach 1965-1972 i przedstawia najważniejsze wydarzenia społecznopolityczne z tego okresu. Najlepsza (podobno) książka Belvy Plain.





Marek Gałęzowski, Filip Musiał, Łukasz Kamiński, Adam Dziurok ,,Od Niepodległości do Niepodległości. Historia Polski 1918-1989"





Historia Polski napisana na nowo. Książka trafiła do mojego domu przypadkiem i natychmiast stała się ,,must have" do przeczytania.






Philip Zimbardo ,,Efekt Lucyfera"




Książka ta niedługo po wydaniu stała się bestsellerem. Co rzadkie w naszych czasach - zasłużenie. ,, Efekt Lucyfera" to jedna z najważniejszych pozycji nurtu psychologii dobra i zła. Troszkę ,,boję się" jej lektury, ale jednocześnie jej pragnę. To trochę jak ze złem. Boimy się go, ale jednocześnie jesteśmy nim zafascynowani. Zadziwiający paradoks.





To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca