wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie roku 2013

Rok 2013 właśnie przechodzi do historii. Pechowa trzynastka nie będzie już zagrażać przesądnym a i wielbiciele podsumowań będą mieli co robić w najbliższym czasie. Ja za nimi nie przepadam ponieważ szybko się zniechęcam i większość moich podsumowań kończy się w połowie tego, co chciałam napisać. Tym razem postanowiłam zrobić wyjątek. Dzięki blogowi chyba pierwszy raz w życiu udało mi się przezwyciężyć mój słomiany zapał. Byłam pewna, że porzucę Strofki po kilku pierwszych wpisach. Na szczęście, już pod pierwszą recenzją pojawił się komentarz Viv.

Strofki powstały 13 marca tego roku. Od tej pory udało mi się opublikować 73 posty, w tym 59 recenzji książek, jedną recenzję filmu, 2 posty okolicznościowe, 2 recenzje wybranych czasopism, 3 odpowiedzi na zabawy blogowe, 3 wpisy ,,stosikowe", jedną relację z wydarzenia i jedną zapowiedź wydarzenia oraz jedną zapowiedź książki i wpis dotyczący wyzwania. Właśnie, w październiku wystartowało moje autorskie wyzwanie czytelnicze Odkrywamy białe plamy, do którego zgłosiło się już kilka osób, co mnie bardzo ale to bardzo cieszy. Jak widać, literatura podróżnicza ma się całkiem dobrze;)

Chciałabym się z Wami podzielić moimi planami na 2014 roku (oczywiście tymi ,,okołoksiążkowymi").
W przyszłym roku planuję:
~przeczytać minimum 120 książek
~publikować więcej recenzji filmów
~publikować więcej relacji z wydarzeń związanych w jakiś sposób z literaturą
~zacząć zamieszczać na Strofkach wywiady z autorami
~rozpocząć kilka autorskich cykli


A oto moja prywatna lista najlepszych książek 2013 roku:



A jakie są Wasze typy? Jakie książki zachwyciły Was w tym roku? Ja, w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy planuję przeczytać mnóstwo książek, o których dowiedziałam się dzięki Waszym recenzjom jak i tych, których lekturę planuję już o dawna. To będzie bardzo pracowity rok.



Wam tymczasem pragnę życzyć tego, by w przyszłym roku spełniły się absolutnie wszystkie Wasze życzenia. Dużo zdrowia, radości i samych dobrych książek z całego serca życzy Wam Franca.


Szczęśliwego Nowego Roku!
                     

sobota, 28 grudnia 2013

,,-Jo tyż jezdem człowiekiem - wisz?"

Kilka lat temu podczas wizyty na strychu, wśród sterty rupieci znalazłam karton pełen książek, w większości bardzo starych. Od tego czasu staram się podczytywać kolejne pozycje z tego pudła. Większość z nich jest naprawdę ciekawa. Ostatnio postanowiłam przeczytać ,,Ludzi stamtąd" Marii Dąbrowskiej.


Dąbrowska to jedna z najlepszych i najbardziej znanych polskich pisarek XX wieku. Największą sławę przyniósł jej wielki cykl powieściowy zatytułowany ,,Noce i dnie", który planuję przeczytać w przyszłym roku. Na ,,Ludzi stamtąd" składa się osiem opowiadań, których bohaterowie są pracownikami folwarcznymi. Akcja wszystkich opowiadań toczy się w jednej okolicy i zazwyczaj dalsze losy bohaterów z jednego z nich poznajemy w następnych.


Dzięki lekturze tej książki możemy dokładnie zapoznać się z życiem ludzi na wsi na początku zeszłego wieku. Poznajemy warunki ich życia, relacje dzielące ich z Panami, moralność i sposób spędzania czasu wolnego. Język bohaterów jest dokładnie taki sam, jakim posługiwała się ówczesna służba folwarczna. Dąbrowska była świetną obserwatorką i nie stroniła od rozmów z wieśniakami, więc nie bała się zastosować w swej książce ich gwary.

,,Ludzie stamtąd" to Panowie, którzy z punktu widzenia służby czyli ,,ludzi stąd" opisani są bardzo niewyraźnie. Państwo są gdzieś za uchylającym się od czasu do czasu lufcikiem, choć nie stronią od kontaktu ze swoimi podopiecznymi ograniczając je jednak do minimum. Wiejscy maluczcy mają swoje własne życie i choć zazdroszczą mieszczanom i Panom ich bogactwa, raczej nie czują się pokrzywdzeni przez los. Ich świat ogranicza się do ich warstwy społecznej, a największym marzeniem wiejskiej biedoty jest posiadanie własnego kawałka ziemi, nie zaś odwet na Panach i wejście na salony. To wydaje im się równie niemożliwe, co latanie.

,,Ludzie stamtąd" to bardzo ciekawa książka. W pełni można ją docenić dopiero po przyzwyczajeniu się do specyficznego języka bohaterów. Każde kolejne opowiadanie jest lepsze od poprzedniego, a bohaterowie wzbudzają w czytelniku coraz więcej pozytywnych emocji, choć Dąbrowska nie stroni od opisywania najmroczniejszych aspektów życia wiejskich maluczkich. Polecam tę książkę zainteresowanym życiem codziennym ludzi z lat 20. XX wieku, miłośnikom opowiadań i realnego, doskonale odwzorowanego języka ówczesnych mieszkańców polskich wsi.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi, Z literą w tle, Czytam książki wydane przed 1990 rokiem i Lata dwudzieste, lata trzydzieste... 


czwartek, 26 grudnia 2013

Co Franca znalazła pod choinką?

Moi bliscy nigdy nie mieli problemu z zakupem prezentu dla mnie. Książki zawsze spełniały swoje zadanie.
Ciężko im było tylko wybrać te, które na pewno trafiłyby w mój gust chociaż nigdy na żaden literacki podarek nie narzekałam.
W tym roku również dostałam kilka książek, z czego jestem tak bardzo szczęśliwa, że koniecznie musiałam się z Wami podzielić moją radością. Oto najlepsze prezenty na świecie.


Trzy pierwsze książki (patrząc od góry) dostał mój brat, ale ustaliliśmy, że będziemy dzielić się naszymi zdobyczami.
1. Andrzej Sapkowski ,,Sezon burz" - najnowsza część bestsellerowej serii Sapkowskiego zbiera przeciętne recenzje, ale grzechem byłoby nie przekonać się na własnej skórze ile ta książka rzeczywiście jest warta.
2. Arkadij i Borys Strugaccy ,,Piknik na skraju drogi - świetny tytuł!
3. Stephan King ,,Cmętarz zwieżąt" - w końcu będę mogła zacząć moją przygodę z twórczością króla horroru (mam nadzieję, że ten tytuł nie został nadany autorowi na wyrost).
4. Stendhal ,,Pustelnia parmeńska" - uwielbiam klasykę literatury, a z prozą Stendhala jak dotąd nie miałam do czynienia.
5. Matthew Quick ,,Poradnik pozytywnego myślenia" - przeczytałam tak wiele pozytywnych recenzji tej książki na Waszych blogach, że nie mogę doczekać się lektury ,,Poradnika..."
6. Matthew Quick ,,Niezbędnik obserwatorów gwiazd" - jak wyżej.
7. Jeffrey Eugenides ,,Intryga małżeńska" - podobno arcydzieło. Chętnie to sprawdzę.
8. Katherine Boo ,,Zawsze piękne" - literacka relacja z Annawadi, ,,najbardziej rynsztokowej dzielnicy biedy Bombaju"
9. Gustaw Flaubert ,,Szkoła uczuć" - kolejny XIX-wieczny prozatorski geniusz.
10. Piotr Zychowicz ,,Obłęd '44" - prawdziwa niespodzianka, mam nadzieję, że autor poradził sobie ze swoim dziełem i wyrzekł się postawy ,,ja wiem wszystko, a wy nic nie rozumiecie".
11. Kamil Janicki ,,Upadłe damy II Rzeczpospolitej" - troszkę mierzi mnie odmiana słowa ,,rzeczpospolita" w tytule tej pozycji (choć jest to forma dopuszczalna), ale podobno książka jest fantastyczna, więc nie będę już więcej narzekać.

Uff, to wszystko. Jak Wam się podoba powyższy stosik? Jesteście ciekawi recenzji jakiejś książki?
Ja nie mogę doczekać się lektury każdej z tych pozycji.

Tegoroczne święta są dla mnie naprawdę niezwykłe, podobnie jak przygotowania do nich. Gwiazdą domu został oczywiście nasz kot, moja ukochana przybłęda. Sami zobaczcie:



A to już kot w nieco innym wydaniu. Czyżby rósł mi w domu nowy mol książkowy? ;)


To wszystko na dziś. Dziękuję za wszystkie życzenia, które złożyliście mi na zarówno pod poprzednim postem jak i na Waszych blogach. Mam nadzieję, że ostatnie godziny świąt będą dla Was równie wspaniałe, co tegoroczna wigilia i oby wszystkie następne były jeszcze lepsze!

Pozdrawiam z całego serca,
Franca

wtorek, 24 grudnia 2013

Ebenezer Scrooge życzy wesołych świąt!

Ebenezer Scrooge to stary, chciwy i niezwykle skąpy człowiek interesu. Święta Bożego Narodzenia to dla niego brednie, podobnie jak wszystko to, co nie przynosi mu zysku. Świąt nie znosi chociażby dlatego, że jest zmuszony dać swojemu kanceliście w tym dniu dzień wolny, co nierozłącznie wiąże się z utratą kilkudziesięciu szylingów dziennego zysku. Scrooge jest więc na najlepszej drodze do zatracenia, które stało się udziałem jego zmarłego przed siedmioma laty wspólnikowi. Jakub Marley był taki jak jego przyjaciel, więc po śmierci zmuszony jest odrobić swoją pokutę, przed którą pragnie przestrzec Scrooge'a. Już jako zjawia Marley odwiedza więc swojego przyjaciela posyłając do niego trzy duchy: Wigilijnej Przeszłości, Tegorocznej Wigilii i Przyszłych Wigilii. Duchy zabierają Scrooge'a w podróż w czasie, dzięki której chciwiec pragnie zmienić swoje postępowanie. Jak to zwykle bywa w święta, cała historia kończy się dobrze, a naszemu bohaterowi udaje się w końcu zrozumieć, co tak naprawdę jest w życiu ważne.

To wszystko, co chciałabym napisać o tej książce bowiem jest ona jedną z tych, które stworzyły moje dzieciństwo i podejście do świąt oraz w ogóle do życia. Nigdy nie potrafiłam być wobec takich książek obiektywna, więc tym razem daruję sobie przyjemność płynącą z recenzowania.

 Chciałabym Wam życzyć, abyście wyciągając morał płynący z ,,Opowieści wigilijnej" poczuli magię świąt Bożego Narodzenia płynącą z dobra,
którym możemy w tych niezwykłych dniach obdarzyć bliskich (i nie tylko bliskich).
Spokojnej wieczerzy przy smacznych potrawach i dźwiękach najpiękniejszych polskich kolęd
życzy Wam
Franca

Słowem: Wesołych Świąt!

niedziela, 22 grudnia 2013

Co to jest Zielony Przylądek?

,,Co to jest Zielony Przylądek? - zżymał się Karol II, kiedy domagano się od niego założenia nowej spółki angielskiej dla handlu z Gwineą - śmierdząca dziura"


Śmierdząca dziura z zabiedzonymi dziećmi cierpiącymi głód, niedolę i nie mającymi żadnych perspektyw, a czasami nawet dowodu osobistego. Co i rusz jesteśmy zalewani zdjęciami i reportażami z najbiedniejszych rejonów Afryki. Wiemy, że Ci ludzie są tacy jak my, ale jednak nie wyobrażamy sobie, by ci mieszkańcy słomianych lepianek mieli za sobą jakąkolwiek kulturę. Wielu wydaje się, że Afryka do połowy poprzedniego millenium kołysała się na drzewach, a jej część do tej pory się tam znajduje. Basil Davidson, ceniony brytyjski historyk i afrykanista w swoich książkach, między innymi w ,,Starej Afryce na nowo odkrytej" udowadniał, że to brednie.

Afryka jest celem wielu współczesnych podróży, głównie tych za jeden uśmiech. W związku z tym, miłośnicy tego kontynentu preferujący zwiedzanie świata z perspektywy własnej sofy, nie mają powodów do narzekań na brak literatury pozwalający im zapoznać się z kulturą tej części świata. Uwielbiam literaturę podróżniczą i interesuję się wszystkim, co ma jakikolwiek związek z Afryką, więc często sięgam po tego typu pozycje. Niestety, większość z nich podaje tylko ogólnikowe informacje na temat historii Czarnego Lądu. 
Jeśli interesują Was podstawowe informacje na ten temat to ,,Stara Afryka..." nie jest książką dla Was.
Davidson bardzo rzetelnie podszedł do swojej pracy, którą najprawdopodobniej traktował jako misję przekazania laikom w tej dziedzinie wiedzy na temat historii starożytnej kotła kulturalnego zwanego Afryką.

Książka podzielona jest na rozdziały. Każdy rozdział traktuje o dziejach jednej z części tego kontynentu i jest podzielony na mniejsze, zazwyczaj bardzo krótkie, podrozdziały. Co mi się bardzo spodobało, na początku każdej kolejnej części tekstu znajduje się niewielka grafika przedstawiająca konturową mapkę Afryki z zacieniowanym jej fragmentem, o którym będzie opowiadał dany ustęp. Dzięki temu nieznający się na geografii czytelnicy mogą umiejscowić omawiany region na mapie kontynentu, co bardzo ułatwia nam zrozumienie tekstu i opisywanych w nim wydarzeń.

,,Stara Afryka..." zawiera konkretne informacje, bez ,,uromantyczniania" treści. Pomimo tego, Davidsonowi udało się uniknąć efektu znudzenia czytelnika nadmiarem faktów. Autor operuje bardzo swobodnym, zazwyczaj prostym językiem. Powtarzam jednak, że jest to pozycja skierowana głównie do osób zainteresowanych przemianami historyczno-kulturowymi tego kontynentu, choć Davidson nie zapomniał o miłośnikach literatury pięknej wstawiając do książki króciutkie kilkunastozdaniowe narracyjne fragmenty opowiadające o jakimś odkryciu, przemyśleniach lub życiu podróżników, badaczy, historyków zajmujących się tą częścią świata. Polecam zainteresowanym tematem jak i tym poszukującym nowego odłamu literatury, którym mogliby się zainteresować. Ja tymczasem wyruszam na wyprawę po stronach internetowych antykwariatów w celu kupienia sobie kolejnych książek tego autora.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

środa, 18 grudnia 2013

TAG Esy: Święta według książkoholika

Źródło: www.wkrainiestron.pl
Wczoraj, podczas rytualnego codziennego rajdu po Waszych blogach trafiam na wpis Esy zawierający TAG: święta według książkoholika. Bardzo mi się spodobały pytania, więc postanowiłam na nie odpowiedzieć.
Oto efekty:

1.Który bohater literacki mógłby zająć puste miejsce przy Twoim wigilijnym stole?
W tym wyjątkowym dniu chętnie przygarnęłabym pod swój dach pana Kleksa. Może za grzeczne zachowanie się przy stole dostałabym od niego kilka piegów, które zawsze chciałam mieć...
Nie pogardziłabym też Gatsby'm, spróbowałabym mu wytłumaczyć, że życie nie kończy się na jednej, głupiutkiej Daisy.

2.Jaką książkę zamierzasz czytać podczas tegorocznych świąt Bożego Narodzenia? 
W tym roku planuję wrócić do klasyki. Od samego rana, jeszcze przed przygotowywaniem uroczystej kolacji, mam zamiar czytać Opowieść wigilijną Dickensa. Ze sprawdzonych źródeł wiem, że Mikołaj przyniesie mi kilka ciekawych książek. Po kilkudziesięciu minutach zastanawiania się, którą powinnam zacząć czytać jako pierwszą rozpocznę lekturę jednej z nich.

3.Jaką książkę podarowałabyś najbliższej Twojemu sercu osobie?

Nie mam jednej najbliższej memu sercu osoby. Mojej młodszej siostrze kupiłabym ,,Chorwację" Piotra Kraśki (to chyba jakiś unikat, nigdzie nie mogę jej znaleźć!), bratu jedną z pierwszych części Wiedźmina. Mój tata, maratończyk, interesuje się wszystkim, co w jakikolwiek sposób związane jest z bieganiem, więc najprawdopodobniej podarowałabym mu Biegiem przez życie Jerzego Skarżyńskiego, jego idola. Moja mama już jakiś czas temu chciała przeczytać książkę Danuty Wałęsy, więc w jej przypadku wybór byłby prosty.


4.Najchętniej zjadłabyś kolację wigilijną przygotowaną przez którą bohaterkę/bohatera literackiego?
-To wódka? - słabym głosem zapytała Małgorzata (...) - Na litość boską, królowo - zachrypiał - czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus.
Odgadliście, o którą postać literacką mi chodzi? To byłaby niezapomniana kolacja;)

5.Jaką książkę chciałabyś dostać na święta?
Piękne, kolekcjonerskie wydanie książki, o bohaterze której wspominam w poprzednim pytaniu.

6.Jaką książkę o prawdziwie świątecznym klimacie mogłabyś polecić?
Oczywiście, Opowieść wigilijną. Nie znam innej książki, która równie pięknie oddawałaby piękno i sens tych świąt. No, może jeszcze Dziewczynka z zapałkami, ale nie zmuszę się do przeczytania tej baśni podczas świąt. Zawsze płaczę nad losem tytułowej dziewczynki.

7.Z rodziną z której książki chciałabyś spędzić święta?
Stanisław Wokulski i Ignacy Rzecki nie są rodziną, ale bardzo chciałabym spędzić z nimi święta, a następnie przeczytać, jak Rzecki opisałby ten dzień w swoim pamiętniku.


8.Co najbardziej lubisz w świętach?

Atmosferę, która wytwarza się podczas wspólnych przygotowań do kolacji, ubierania choinki, pakowania prezentów i... wizytę św.Mikołaja!

9.Twój ulubiony świąteczny film to...
Kevin sam w domu i Opowieść wigilijna z brawurową rolą Sknerusa McKwacza:)

10.Co typowo świątecznego towarzyszy Ci podczas czytania?
Ciepłe skarpety ze świątecznym wzorem:)

A jak Wy macie zamiar spędzić tegoroczne święta? W domu z kubkiem ciepłej kawy/herbaty i książką w dłoni czy może odwiedzając dawno niewidzianą rodzinę? Zachęcam Was od odpowiedzi na powyższe pytania. Czeka Was przy tym mnóstwo świetnej zabawy, wierzcie mi:)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

,,Ja was posyłam jak owce między wilki"


Ten cholerny chłopak z pewnością zna wagę takich wartości jak ,,honor" i ,,odwaga", ale rodzice powinni dać mu na imię ,,bezmyślność", a na nazwisko ,,próżność". Osobliwy człowiek.

Parabellum to zbitka dwóch łacińskich słów będących częścią klasycznej łacińskiej sentencji: ,,Si vis pacem, para bellum" dosłownie ,,Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny". Chichotem historii jest fakt, że jest to również nazwa ośmiostrzałowego pistoletu samopowtarzalnego kalibru 9 mm produkcji niemieckiej. Być może ten zbieg okoliczności zainspirował Remigiusza Mroza do nazwania tak swojej drugiej, tym razem już stricte wojennej powieści zatytułowanej właśnie Parabellum. Prędkość ucieczki, z którą miałam przyjemność się zapoznać.


Latem 1939 roku wszyscy czuli w powietrzu zbliżającą się wojnę z Niemcami. Nie wiadomo było, kiedy i gdzie dokładnie wróg uderzy, ale zdawano sobie sprawę z nieuchronności wybuchu nowego konfliktu. Jednak nikt nie miał zamiaru martwić się na zapas. Ludzie chodzili do pracy, szkoły, odwiedzali kawiarnie, wdawali się w bójki... Stanisław Zaniewski wraz ze swoją narzeczoną, Marią Herensztad planowali ślub. Niestety, żydowskie pochodzenie narzeczonej świeżo upieczonego lekarza mogło stanąć młodym na ich drodze do szczęścia. W tym samym czasie, brat Staszka Bronisław, stacjonował ze swoim plutonem przy granicy polsko-rumuńskiej dając upust swojej bucie i wybuchowemu charakterowi.

1 września 1939 roku rozpoczęła się bezpardonowa walka o życie swoje i swoich najbliższych bowiem los przygotował bohaterom różne drogi prowadzące ku przetrwaniu najcięższych lat ich życia.

Niestandardowo zacznę tym razem od minusów, które w tym wypadku są winą wydawnictwa. Pomimo ciekawej, nieprzeładowanej szczegółami okładki raczej nie zdecydowałabym się na kupno tej książki ponieważ zniechęciłby mnie dość sztampowy opis fabuły zamieszczony na okładce. Fabuła tej książki jest fantastyczna, wierzcie mi. Niestety, z wspomnianego opisu wynika, że w tej książce nie dzieje się nic, co nie wydarzyło na stronach innych książek poświęconych II wojnie światowej. Oczywiście jest to kompletna bzdura, co postaram się zaraz udowodnić.

Moim zdaniem najmocniejszym punktem tej powieści są fenomenalnie wykreowani bohaterowie (nie są to słowa na wyrost). Każda postać, nawet ta pojawiająca się tylko po to, by zostać natychmiast zastrzeloną, ma dokładnie zarysowany charakter, operuje innym niż pozostali bohaterowie językiem. Szczególnie interesujący jest kontrast pomiędzy dwoma opisanymi w książce kapitanami: polskim, Obeltem i niemieckim, Leitnerem. Wydawałoby się, że ,,tym dobrym" będzie Polak, a tu niespodzianka, żaden z nich nie zasługuje na miano czarnego charakteru powieści. Obelt to typ żołnierza polowego, odpowiedzialnego za swoich podwładnych, ale i nie szczędzącego im dosadnych uwag kiedy wymaga tego sytuacja. Leitner to wzór niemieckiego porządku i zdyscyplinowania. Nieustępliwy strzelec wyborowy, który nawet swoich wrogów każe traktować z szacunkiem. Na szczęście, autor nie uległ pokusie by przedstawić tę postać jako niewinną ofiarę systemu zmuszoną by iść na wojnie, której w duchu się sprzeciwia. To ostatnio bardzo modny typ bohatera książek z motywem wojennym. Leitner jest żołnierzem z krwi i kości, dla którego Adolf Hitler jest bohaterem narodowym i osobistym. Dlaczego więc wzbudza w nas sympatię? Być może dlatego, że pomimo wybuchu wojny po prostu pozostał człowiekiem.

Kolejną zaletą tej książki są nieprzewidywalne zwroty akcji. Co najmniej kilka razy w ciągu całej lektury czytelnik jest zaskakiwany niespodziewanym pojawieniem się nowych bohaterów, zasadzką czy ostrzałem wrogiego plutonu. Jeśli przepadacie za świetnie skonstruowanymi wątkami sensacyjnymi to z pewnością nie zawiedziecie się na tej książce.

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że Parabellum. Prędkość ucieczki to pierwsza część cyklu opowiadającego o losach młodych ludzi, których beztroskę młodości przerwała wojna. Zaręczam, że jeśli sięgniecie po tę część, skusicie się na wszystkie następne. Zakończenie jest niesamowite. Trudno mi wskazać grupę, której nie spodobałaby się ta książka. Oczywiście pełno w niej motywów wojennych, ale znajdziemy też dwa wątki romansowe, typa spod ciemnej gwiazdy, poczciwego ziemianina, sporo dobrze zakamuflowanych przemyśleń dotyczących wojny, efektowne sceny bitewne. Polecam wielbicielom literatury wszelakiej.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej książki dziękuję Autorowi i Awioli.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi, Wojna i... literatura i Czytamy książki historyczne.


piątek, 13 grudnia 2013

O księdzu Twardowskim od zwierzątek

,,Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą"

Autorem wiersza, którego częścią jest powyższa fraza jest ks. Jan Twardowski. Najsłynniejszy ksiądz-poeta naszych czasów. Do niedawna -  bez biografii. Tę lukę postanowił wypełnić Waldemar Smaszcz, wieloletni przyjaciel Twardowskiego. W listopadzie tego roku ukazała się jego najnowsza książka zatytułowana Serce nie do pary ze znamiennym podtytułem O księdzu Janie Twardowskim i jego wierszach. Nie jest to więc stricte biografia, obok faktów z życia poety znajdziemy krótkie analizy oraz interpretacje jego wierszy, które często są nierozerwalnie związane z faktami z jego życia.


Jan Twardowski zyskał uznanie opinii publicznej dzięki swojemu trzeciemu(!) tomikowi wierszy, czyli Znakom ufności, które często uważane są za jego debiut. Wcześniejsze tomiki przeszły bez echa.

Mimo dość późnego ,,debiutu" ksiądz publikował swoje teksty już od wczesnych lat młodzieńczych, między innymi w w najpopularniejszym ówcześnie magazynie tworzonym przez i dla uczniów ,,Kuźni Młodych", w którym recenzował prace nadsyłane przez aspirujących pisarzy i poetów. Jego humanistyczne pasje znalazły swoje ujście na studiach polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, które przerwał wybuch II wojny światowej.

Ten najpoważniejszy ze światowych konfliktów odcisnął na młodym studencie wielkie piętno. Śmierć wielu przyjaciół, zburzenie ,,kamienicy z rodzinnymi pamiątkami", udział w powstaniu warszawskim... Pomimo wcześniejszych wewnętrznych podszeptów to dopiero tragiczne wydarzenia wojenne sprawiły, że młody poeta zdecydował się wstąpić do seminarium.

Dzięki książce Smaszcza możemy poznać ks.Twardowskiego jako zwyczajnego człowieka, a nie pomnik, o którym wspomina się z przymusu w szkole. Od najmłodszych lat bardzo ważne były dla niego... wakacje. Nawet jako dojrzały człowiek czekał na upragniony miesiąc urlopu, podczas którego mógł w pełni skupić się na swojej poezji (resztę roku spędzał wyłącznie na posłudze kapłańskiej) i naturze. Przyroda zawsze była dla niego ważna, co może dojrzeć nawet niewprawny w interpretacji czytelnik jego liryków. Kilka ze swoich wierszy opublikował jako Andrzej Derkacz, nazwa ptaka nie została użyta w tym pseudonimie przypadkowo.

Waldemar Smaszcz to historyk literatury, krytyk i eseista. Wspominam o tym ponieważ chciałabym zwrócić uwagę na to, że tę ponad trzystu stronicową książkę czyta się niczym lekką powieść. Mam tu na myśli szybkość jak i przyjemność lektury. Doświadczenie literackie autora dało tutaj o sobie znać. Wydawnictwo Erica również nie zawiodło. Serce nie do pary będzie piękną ozdobą każdej półki z książkami.
Polecam tę biografię wszystkim, nie tylko miłośnikom poezji.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki Serce nie do pary dziękuję Wydawnictwu Erica

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi i Nie tylko literatura piękna.

wtorek, 10 grudnia 2013

O prowincji z punktu widzenia prowincjusza

Pochodzący z Odessy Chaim Israel Cwancinger po długiej nieobecności w swoim mieście odwiedza przyjaciół. Ci od razu zwracają uwagę na jego kunsztowny garnitur. Zachwytom nie ma końca. Zaraz jednak, jak to bywa, nastają na niego:
-Powiedz no, Cwancinger, skąd ty masz taki piękny garnitur?
-Uszył mi go krawiec - odpowiada skromnie Cwancinger.
-Który krawiec? Który odeski krawiec tak szyje? - dopytują się.
-A kto mówi odeski? Nie odeski, a paryski. Uszyto mi go w Paryżu - precyzuje Cwancinger.
-A gdzie jest ten Paryż? - naciskają przyjaciele.
-Jakieś 2300 kilometrów stąd - odpowiada po chwili namysłu Chaim Israel.
-Zobaczcie, takie zadupie, a jak umieją szyć! - pochwalił prowincję jeden ze zgromadzonych.
~jedna z anegdot zawartych w książce

Jak doskonale ilustruje to powyższa anegdota, nie ma jednej prowincji. Dla jednych prowincją jest Paryż, dla innych Odessa, dla jeszcze innych jakaś mała wioska w dorzeczu Amazonki, a dla kolejnych osławiony w jednej z nieemitowanych już reklam nasz rodzimy Pcim.


Bogdan Białek to redaktor naczelny czasopisma Charaktery, psycholog, wydawca. W tym roku obchodzi 40-lecie swojej pracy dziennikarskiej. Z tej okazji na rynku ukazało się dwutomowe podsumowanie jego literackiego dorobku. Pierwszy tom to właśnie ,,Prowincje", traktujący o wszystkim, co z nią związane. Książka podzielona jest na trzy działy zatytułowane kolejno: Polityka, Prawo i Życie.

Polityka na prowincji nierozerwalnie wiąże się z podziałem władzy po upadku komuny. Zagłosować na ,,zasłużonych" komunistów, czy ludzi szczycących się na plakatach wyborczych zdjęciem z Wałęsą? Na to pytanie musieli odpowiedzieć sobie prowincjusze na początku lat dziewięćdziesiątych (czyli notabene wtedy, gdy powstała większość tekstów Białka zaprezentowanych w tym tomie). W tym wypadku, prowincją są Kielce oraz Radom, znane polskie miasta, którym daleko jednak do metropolii. Pierwsze z tych miast jest dla autora szczególnie ważne, tam bowiem się urodził i wychował.

Prawo na prowincji jest pochodną tworzenia się klik politycznych, które ,dzielą i rządzą" w swoim regionie. Autor na poparcie tej tezy przedstawił krótką historię trzech niespełna dwudziestoletnich dziewczyn zgwałconych przez niejakiego Janusza K., który pomimo mocnych dowodów świadczących o swojej winie czuje się bezkarny i odpowiadając na każde pytanie oskarżenia niezainteresowanego sprawiedliwym rozwiązaniem problemu, powołuje się na wysoko postawionych znajomych ojca.

Życie, no cóż - life is brutal i pracownicy upadających po zmianie ustrojowej zakładów wiedzą to doskonale. ,,Prawdziwi mężczyźni" siedzący w domu również nie ułatwiali sprawy, a dzieci trzeba było przecież nakarmić. Czy i jak sobie poradzono? Nie wiadomo, pozostały marzenia.

Nie ukrywam, że ,,Prowincje" to literatura faktu zajmująca się poważnymi problemami społecznymi, a nie każdy lubi tego typu literaturę. Wszystkie teksty zawarte w tej książce powstały w ostatnich latach ubiegłego wieku, więc obecnie mogą być nieco nieaktualne. Moim zdaniem, można to nazwać ich atutem. Zwłaszcza gdy czytelnik sam pochodzi z prowincji (jak np. ja) i ma szansę porównać, ile zmieniło się przez ostatnie dwadzieścia lat. Polecam zainteresowanym tematem.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi i Nie tylko literatura piękna.

***

7 grudnia tego roku zmarł Pan Józef Kowalki, ostatni żyjący uczestnik bitwy warszawskiej. 
Przykro mi, ze dopiero dzisiaj się o tym dowiedziałam i to z niezależnej strony internetowej dla miłośników historii, a nie państwowej (lub nie) telewizji, która najwidoczniej w przerwie między głupimi serialikami, a roztrząsaniem katastrofy smoleńskiej nie jest w stanie podać telewidzom tak ważnej i informacji. A nie, przepraszam TVN 24 zamieścił na swojej stronie internetowej krótką wzmiankę o tym Panu. Dobre i to.

Panie Józefie, dziękujemy!
Spoczywaj w pokoju.

niedziela, 8 grudnia 2013

Wyniki konkursu!

Czas na obiecane ( i trochę spóźnione) wyniki konkursu, w którym można było wygrać ,,Na szczęście mleko..." Neila Gaimana.
Zwyciężczynią została 
Joanna
Serdecznie gratuluję!

Niestety, z przyczyn niezależnych ode mnie, a czysto technicznych, nie mogę udokumentować losowania, w wyniku którego wyłoniłam zwyciężczynię. Musicie mi to wybaczyć.

Joanna otrzymała ode mnie mejla informującego o zwycięstwie, czekam trzy dni na odpowiedź zawierającą adres, pod który wysłana zostanie nagroda. 

Z waszych odpowiedzi wynika, że wśród blogerek wyjątkowo popularne są anime, głównie Dragon Ball i Czarodziejka z Księżyca. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tego, choć sama uwielbiam ,,chińskie bajki". :)

Inne Wasze odpowiedzi to: Księga dżungli(odpowiedź zwyciężczyni), Mulan, Smerfy, Shrek 2, Muminki, Gnijąca panna młoda, i Gumisie.
Jak zauważyła jedna z uczestniczek, z bajek nigdy się nie wyrasta. :)

Jeszcze raz gratuluję Joannie!

To wszystko na dziś, dziękuje za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

sobota, 7 grudnia 2013

Współcześni piraci oczami zakładnika

Naszemu pokoleniu do niedawna pirat jednoznacznie kojarzył się z Jackiem Sparrow'em i jednookimi morskimi bandytami sprzed kilkuset lat. A tu niespodzianka, piraci nie odeszli do lamusa historii, wciąż grasują na wodach, porywają statki z załogami, czekają na okup lub zabijają zakładników. Najważniejsze są jednak dla nich pieniądze, na drugiego człowieka patrzą zazwyczaj jak na zbitek banknotów, a gdy ten człowiek na dodatek jest Amerykaninem? To jak wygrana na loterii.


8 kwietnia 2009 roku somalijscy piraci przechwycili amerykański kontenerowiec ,,Maersk Alabama" dowodzony przez kapitana Richarda Phillipsa. Po błyskawicznym ataku i heroicznej postawie kapitana i większości załogi, piratów udało się wyprzeć ze statku, niestety razem z Philipsem. Wtedy to rozpoczyna się sześciodniowa gehenna człowieka, który postanowił walczyć o siebie z całych sił.

,,Mark Twain powiedział kiedyś, że pływanie po morzu jest jak siedzenie w więzieniu z możliwością utonięcia"

Rok po tym wydarzeniu Phillips wespół ze Stephanem Tylty'm opisał swoją historię w książce ,,Kapitan na służbie" reklamowaną jako ,,rasowy thriller, który bije na głowę powieści sensacyjne, ponieważ wszystko to wydarzyło się naprawdę". Nie przekonała mnie ta reklama, więc dosyć sceptyczne podchodziłam do tej książki. Ot, kolejna powiastka o bohaterskim Amerykaninie, który zbawia świat. Jednak już kilka pierwszych stron tej publikacji sprawiło, że zmieniłam o niej zdanie. 

Dzięki lekturze tej książki jesteśmy w stanie prześledzić kilkadziesiąt najważniejszych dni w życiu Richarda Phillipsa. Od momentu otrzymania zlecenia przetransportowania ładunków z Salali w Omanie do Dżibuti w w Republice Dżibuti i Mombasy w Kenii poprzez atak piratów aż do szczęśliwego zakończenia. Nie oszczędzono nam również elementów biografii bohaterskiego kapitana. Dowiadujemy się między innymi jak poznał swoją przyszłą żonę, jak trafił do Akademii Morskiej, dlaczego został kapitanem i jak obudziła się w nim miłość do morza. Muszę przyznać, że ta część książki zaciekawiła mnie najbardziej. Na ,,Kapitanie na służbie" nie zawiodą się również fani wspomnianych już powieści sensacyjnych gdyż opis przechwycenia statku oraz porwania Philipsa trzyma w napięciu do pierwszej (będącej zarazem ostatnią) wymiany ognia. 
Postępowanie kapitana jest dość kontrowersyjne, jednak trudno je oceniać, gdy nigdy nie było się w takiej sytuacji jak on. Idealizacja i peany na cześć Philipsa w końcu zaczynają nieco drażnić, ale trudno się dziwić, że znalazły się one w książce poświęconej temu człowiekowi. 

Podsumowując już, bardzo pozytywnie zaskoczyłam się tą książką. Spodziewałam się mdłej papki, a dostałam ciekawą książkę z wartką akcją, którą na dodatek czyta się wyjątkowo szybko. Na podstawie tej książki nakręcono film ,,Kapitan Phillips", który od momentu pojawienia się na ekranach kin zbiera bardzo dobre recenzje. 

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniu ,,Nie tylko literatura piękna".

Za możliwość zrecenzowania tej książki dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.


wtorek, 3 grudnia 2013

Wszechświat zwany biblioteką

Niektórzy zwą wszechświat biblioteką. Na pewno wielbiciele literatury i, zazwyczaj, historii. Ci, wchodząc do biblioteki i widząc wysokie regały wypełnione po brzegi książkami czują, że mają przed sobą światy, czy też odległe wymiary, do których mogą się przenieść dzięki jednemu ruchowi dłoni. Wiktoriańska Anglia? Austen i siostry Bronte. II wojna światowa? Proszę, oto sygnatury tysięcy książek dotyczących tego konfliktu. Niespełniona miłość? Współcześni kochankowie? Kryminał? Wszystko to jesteśmy w stanie znaleźć w bibliotekach jeśli tylko potrafimy i chcemy szukać.

Włoski humanista, Umberto Eco, 10 marca 1981 roku wygłosił wykład dotyczący właśnie bibliotek. Jakie powinny być, jakie są i jakie nigdy nie będą. Oto kilka przykładów tego, jaka powinna być najgorsza biblioteka świata:
,,Bibliotekarz winien uważać czytelnika za wroga, nieroba (w przeciwnym razie byłby przecież w pracy), za potencjalnego złodzieja".
,,Jeśli tylko się uda - żadnych ubikacji".
,,Godziny otwarcia winny ściśle zgadzać się z godzinami pracy, przedyskutowanymi z góry z przedstawicielami związków zawodowych: całkowite zamknięcie biblioteki w sobotę i niedzielę, a także wieczorami i w godzinach posiłków. Największym wrogiem biblioteki jest pilny student; najlepszym przyjacielem - Don Ferrante, człowiek, który ma własną bibliotekę, nie musi więc chodzić do biblioteki publicznej, której jednak zapisuje swój księgozbiór".

Eco podaje również przykłady bibliotek - jego zdaniem - idealnych, za które uważa Sterling Library w Yale i bibliotekę uniwersytetu w Toronto. Według mnie, opisy tych wszechświatów przypominają większość bibliotek uniwersyteckich w naszym kraju w tym bibliotekę Uniwersytetu Warszawskiego, za którą ręczę głową. Da się odczuć, że wykład wygłoszony był ponad trzydzieści lat temu. Wiele w tym czasie się zmieniło. Dziełko Umberto Eco, bardzo krótkie zresztą (48 stron, duża czcionka), jest ciekawym materiałem porównawczym do tego jak kiedyś wyobrażano sobie bibliotekę i jak widziano jej przyszłość. Sami możemy sprawdzić, ile z tych rokowań rzeczywiście weszło w życie. Mam nadzieję, że robimy to wyjątkowo często.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Z literą w tle (uzupełnienie zeszłomiesięcznej części wyzwania) i Czytam książki wydane przed 1990 rokiem

niedziela, 1 grudnia 2013

Podsumowanie listopada i plany na grudzień


Nigdy nie zamieszczałam na swoim blogu podsumowań miesiąca, ale tegoroczny listopad był ważnym okresem dla Strofek toteż postanowiłam zrobić wyjątek (który być może przerodzi się w zwyczaj) i przygotować krótki przegląd minionego miesiąca.

W listopadzie przeczytałam 7 książek plus mnóstwo fragmentów wymaganych do pierwszego w moim życiu kolokwium, których jednak nie chcę tu zamieszczać.

Przeczytane w całości książki:

1. Emil Zola ,,Germinal" - 356 stron
2. Robert Maciąg ,,Rowerem przez Chiny, Wietnam i Kambodżę" - 184 strony
3. Neil Gaiman ,,Na szczęście mleko..." - 160 stron
4. Mariusz Urbanek ,,Wylękniony bluźnierca" - 340 stron
5. Aleksander Puszkin ,,Córka kapitana" - 145 stron
6. ,,Kwiatki Świętego Franciszka" - 260 stron
7. Umberto Eco ,,O bibliotece" - 47 stron

Nie potrafię wskazać najlepszej i najgorszej książki. Na pewno największym zaskoczeniem było ,,Na szczęście mleko..." Neila Gaimana. Wspaniale czytało mi się tę książkę.

W sumie są to 1492 strony. Wychodzi na to, że na dzień przeczytałam 50 stron. Nie jest to zbyt dobry wynik, ale studia nie pozwalają mi na czytanie tego, co chcę w takich ilościach, w jakich bym sobie życzyła.

***

Jednak w listopadzie najważniejszy był dla mnie start mojego autorskiego wyzwania ,,Odkrywamy białe plamy", do udziału w którym serdecznie Was zachęcam.


Bilans pierwszego miesiąca to 7 uczestników i 13 przeczytanych książek. Najwięcej publikacji do wyzwania zgłosił Kamil Nowak. Gratuluję!

***

Przypominam też o KONKURSIE, w którym możecie wygrać ,,Na szczęście mleko" Neila Gaimana. Konkurs potrwa do 6 grudnia tego roku. Nie warto czekać, warto wziąć w nim udział!

***

Grudzień to jeden z moich ulubionych miesięcy. Nostalgiczny, pełen rodzinnej atmosfery, rozbrzmiewający kolędami i, mam nadzieję, biały grudzień jest naprawdę piękny. Z tego też powodu w tym miesiącu wybieram głównie melancholijne, klimatyczne książki. Oto stosik:



1. Basil Davidson ,,Stara Afryka na nowo odkryta"
2. Emily Bronte ,,Wichrowe wzgórza"
3. Charles Dickens ,,Opowieść wigilijna"
4. Poul Auster ,,Sunset Park"
5. Maria Rodziewiczówna ,,Magnat"
I pozostałości z listopada:
1. Waldemar Smaszcz ,,Serce nie do pary"
2. Bogdan Białek ,,Prowincje"
3. Bogdan Białek ,,Cienie i ślady"
4. Richard Philips, Stephen Talty ,,Kapitan na służbie"

Tradycyjne pytanie. Znaleźliście w tym stosiku coś dla siebie?