sobota, 4 stycznia 2014

Squatersi w Sunset Park

Poul Auster to jeden z najgłośniejszych ostatnimi czasy pisarzy. Czytałam mnóstwo pozytywnych recenzji jego książek, oraz kilka artykułów o nim samym. Dzięki temu, pełna nadziei na świetną lekturę zdecydowałam się przeczytać ,,Sunset Park", który od kilku miesięcy zalegał na mojej półce.
Fabuła książki tyczy się aktualnych trendów społecznych. Bohaterowie tej książki, Milles, Big, Ellen i  Alice to squatersi, czyli ludzie z różnych powodów nielegalnie zajmujący opuszczone budynki. Byłam ciekawa, jak Auster poradzi sobie z opisem ich środowiska. Tymczasem żadnego opisu się nie doczekałam.

Milles Haller to dobrowolny syn marnotrawny. Opuścił swoją rodzinę po tym jak w nieszczęśliwym wypadku zginął jego przyrodni brat, Bobby. Milles z różnych powodów czuł się winny jego śmierci, więc postanowił bez słowa opuścić bliskich, porzucić studia i wyjechać w nieznane. Po kilkuletnim przerzucaniu się z miejsca na miejsce postanawia zatrzymać się na Florydzie, gdzie zakochuje się w nieletniej Pilar. Niestety, chłopak musi chwilowo porzucić ukochaną i wrócić do Nowego Jorku, gdzie zatrzymuje się u swojego przyjaciela ze studiów, Biga Nathana, właśnie squatersa. Milles znajduje u niego pracę, a następnie zapisuje się na studia. Niestety, urzędnicy w końcu zaczynają dopominać się o zajmowaną nieruchomość.

Jakimś cudem udało mi się sklecić ten opis fabuły. Mam wrażenie, że autor albo nie miał pomysłu na tę książkę, albo miał ich za wiele. Akcja książki prowadzona jest z perspektywy kilku bohaterów, ale mam wrażenie, że większość ich relacji jest całkowicie zbędna. Auster starał się nadać każdemu z bohaterów ich indywidualny charakter, ale absolutnie mu się to nie udało. Nie uwierzyłam w ani jedno jego słowo. Opętana obsesją ludzkiego ciała Ellen jest dla mnie zwykłą miernotą ze sztucznymi problemami, choć jej postać zapowiadała się naprawdę ciekawie. Alice martwi się swoimi zbędnymi kilogramami, ma piękny uśmiech i pisze pracę doktorską. I co z tego? Ta bohaterka moim zdaniem nie wniosła do fabuły absolutnie nic. Mogłabym dłużej wymieniać, ale mam już dosyć. Mogłabym się ,,przyczepić" do każdego bohatera tej książki na czele z Millesem, nieprzeniknionym Millesem, w którym podkochują się wszyscy mieszkańcu opuszczonego domu w Sunset Park.

Kilkadziesiąt stron przed zakończeniem tej książki jej akcja zaczęła się rozwijać i stawała coraz bardziej jednolita. Niestety, sama jej końcówka rozczarowała mnie jeszcze bardziej niż sztuczni bohaterowie.
Środowisko squatersów wydaje mi się świetnym tematem na reportaż lub tematem na powieść ,,o czymś". Niestety, całą fabułę tej książki jednym słowem nazwałabym - jeden wielki zmyślony problem.
Ogromne rozczarowanie.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (2,3 cm).

22 komentarze:

  1. A zapowiadała się na ciekawą.. Szkoda, że rozczarowanie, nie mam chęci czytać :}

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda pomysł na książkę fajny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niedawno czytałam "Trylogie.." Austera i książka podobała mi się na tyle, żeby sięgnąć po inne książki tego autora. Miałam w planach przeczytanie "Sunset Park", jednak teraz nie wiem czy warto.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja całkowicie inaczej ją odebrałam! Po pierwsze, nie nastawiałam się na historię o squatersach i tak jak mówisz, wcale jej tam nie było. Raczej była historia Millesa, jako człowieka, trochę zagubionego, a jednocześnie świadomego. I co prawda, teraz, z perspektywy czasu widać, że może była robiona trochę pod publikę amerykańską, to jednak cały czas lubię takie wyblakłe historie. One się dzieją, niezależnie od literek i słów, wydarzenia niby pchają je do przodu, ale tak na prawdę, wcale tego nie robią, a czytelnik ma wrażenie, że obserwuje po prostu życie ludzkie, gdzie nie ma żadnego wyraźnego punktu kulminacyjnego, tylko płynące i zlewające się w jedno sytuacje. No i najważniejsze - przekonały mnie te postacie. Niektóre były realistyczne, inne to takie wyjątki, które w każdym społeczeństwie się zdarzają.
    I chociaż ostatnio takie powieści zaczynają zalewać rynek, to ta była jedną z pierwszych tego typu, więc jeszcze nie nudziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę się z Tobą nie zgodzić. Ja odniosłam wrażenie, że opowieść o sqatersach jest jedynym ratunkiem dla tej książki. Postacie i ich przeżycia są na siłę przeintelektualizowane , nie potrafiłam zrozumieć ich uczuć i wczuć się w ich sytuację. Relacje międzyludzkie są w tej książce zafałszowane i smutne, jak napisał jeden z użytkowników lubimyczytać: ,,Młodzi ludzie po prostu nie mają pomysłu na życie, tak jak i sam autor chyba nie do końca miał pomysł na książkę.". Do tego niepotrzebne wtręty o baseball'u, czy filmie ,,Najlepsze lata naszego życia" zwyczajnie mnie nudziły, choć użyte w odpowiedniej ilości i w odpowiednich momentach mogły rzeczywiście uatrakcyjniać lekturę. Jak na razie Austerowi mówię stanowcze i zdecydowane raczej nie;)

      Usuń
    2. Squatersi - nie, naprawdę nie. Tak samo jak nie życie w Nowym Jorku (mylący opis na okładce) i nie rodzinne sekrety, czy skupienie na szybkiej akcji.
      Auster tutaj pisze trochę w stylu Murakamiego, chociaż wiadomo, dużo ich różni. Teraz tylko zostaje to jak oceniasz bohaterów - dla mnie byli naprawdę dobrzy. Przynajmniej w większości nie zgrzytali. Więc jeśli się podobali, to podobała ci się książka. Bo jak dla mnie taki był jej pomysł - bohaterowie luźno zebrani i powiązani, z nim łączących na czele Milles. A jeśli oni ci nie odpowiadali, to cała książka nie pasowała. ;-)
      "Winter journal" - trochę inaczej jest, no i tylko o autorze, ale też rwane i powolne te zapiski. Może to "raczej nie" skieruj w stronę sławnej Trylogii Nowojorskiej - podobnież dobra. ;-)

      Usuń
    3. Być może masz rację, chodziło o luźno zebranych, pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego młodych ludzi... ale ja tego absolutnie nie czuję! Dla mnie wszyscy bohaterowie tej książki są płascy i nierealistyczni. Ich charaktery i dziwactwa zostały tylko ,,napoczęte", za to wyjątkowość Millesa została dokładnie, a zarazem banalnie opisana. ,,Sunset Park" zdecydowanie nie jest książką dla mnie.

      Usuń
  5. Nie słyszałam o tym autorze, ale może kiedyś zwrócę na niego uwagę ; )
    Nominowałam Cię do zabawy, a post o niej ukaże się jutro. Bardzo byłoby mi miło gdybyś wzięła w nim udział, oczywiście jeśli chcesz : )
    Pozdrawiam serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się podobała, była taka niespieszna. Mam jeszcze Trylogię nowojorską, ale nie umiem się za nią zabrać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Austera znam na wyrywki, ale póki co nigdy mnie nie rozczarował. Recenzja niepokojąca, tak się złożyło, że akurat Sunset Park niedawno kupiłem (fajne wydanie w twardej okładce), mam więc nadzieje, że moje odczucia będą nieco lepsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach, szkoda, widziałam ją ostatnio... Squatersi wydają się być całkiem wdzięcznym tematem, więc szkoda, że nie zostało to wykorzystane.

    Pozdrawiam :)
    W.

    OdpowiedzUsuń
  9. W ogóle nie znam autora, ale jakoś nie palę się do poznania tej książki. Wydaje się być nieciekawa, a i Twoja recenzja również nie zachęca :) Czasami książki rozczarowują... niestety...

    OdpowiedzUsuń
  10. Niby kiedyś słyszałam o tej książce, jednym się podobała, innym już niekoniecznie. Ja jednak sobie dam z nią spokój ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mało wiarygodni bohaterowie to niestety wielki minus. Szkoda, że się rozczarowałaś.

    OdpowiedzUsuń
  12. No cóż, wygląda na to, że nie warto... Fabuła faktycznie wydaje się być wydumana.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wydaje mi się, że czytałam już gdzieś o tym tytule...
    Szkoda, że tak wiele "rozdmuchanych" książek zdobywa dobre recenzje, nie wiedzieć czemu a następnie staje się bestsellerami i ostatecznie nabija kieszenie wydawców i autorów, a naprawdę dobre książki nikną gdzieś, bo... nie mają dobrego zaplecza marketingowego...? eh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi szkoda dobrych, niebanalnych książek, których autorzy nie mają szansy na ich opublikowanie ponieważ nie wpasowują się w obowiązujące na rynku wydawniczym trendy. My, czytelnicy, możemy to zmienić, kupując tylko warte tego teksty, a nie ,,greyowate" buble.

      Usuń
  14. O książce słyszę po raz pierwszy, może dlatego, że ostatnio jestem trochę w tyle ;) Okładka działa na mnie bardzo zachęcająco, ale recenzja już niestety nie, dlatego podziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem typowym wzrokowcem, to okładka (jej tylna część jest zdecydowanie lepsza) skusiła mnie do lektury tej książki. Niestety...

      Usuń
  15. Twoja recenzja, wymiana opinii z Mery w komentarzach... I teraz zastanawiam się, co takiego jest w tej książce (albo co w niej widzą niektórzy, chociaż na pozór nie ma tam nic) Chyba muszę sama przeczytać, albo przynajmniej spróbować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość recenzji tej książki jest szalenie pozytywna, reszta miażdżąca. Chyba rzeczywiście trzeba samemu zapoznać się z tą książką, by wyrobić sobie o niej zdanie.

      Usuń
  16. nie znam zupełnie autora i nie wiem, czy po Twojej recenzji mam ochotę go poznać...chyba jednak nie bardzo :)

    OdpowiedzUsuń

Hej, jeśli przeczytałeś tę recenzję i chociaż odrobinę Ci się spodobała, daj mi o tym znać. Gdy tylko widzę chociaż jeden nowy komentarz naprawdę wierzę, że warto pisać dalej, a uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Znasz to uczucie, prawda?