czwartek, 31 grudnia 2015

A.D. 2015 - podsumowanie

Rok 2015 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Rok 2015 jeszcze trwa, ale niedługo przejdzie do historii i ustąpi miejsca następnemu rokowi - 2016, który, miejmy nadzieję, będzie lepszy od swojego poprzednika. 

Rok klęsk prezentuje się bowiem tak:
- opublikowane recenzje -  23,
- wspomnienia o... - 1,
- podsumowania - 2 (łącznie z niniejszym)
- stosiki - 1,
- reportaże z imprez literackich - 0,
- teksty kulturalne (nie dotyczące literatury) - 0.

Łatwo zauważyć, że nie było dobrze. Mogłabym tak się kajać przez cały dzisiejszy dzień, ale to nie ma sensu. Lepiej skupić się na tym, co było dobre, czyli na książkach. Oto najlepsze książki, jakie przeczytałam w 2015 roku i których recenzje pojawiły się na blogu. 


Wisława Szymborska „Wszystkie lektury nadobowiązkowe”
Polecam całym sercem. Każdy wie dlaczego. 
Joanna Bator „Rekin z parku Yoyogi”
Przeczytałam gdzieś, że wszystko co napisze Bator jest przynajmniej interesujące. Zgadzam się z tym,
Ida Fink „Podróż”
Niestety nie udało mi się zainteresować Was tą książką i cały czas to sobie wyrzucam. Sposób prowadzenia narracji przez Idę Fink zasługuje na najwyższe wyróżnienie, a pisarka przynajmniej na pamięć.
Charlotte Brontë „Dziwne losy Jane Eyre”
Jeśli książki można kochać, to ja tę książkę kocham.
Agnieszka Wójcińska „Reporterzy bez fikcji”
Nie przypominam sobie, żebym z jakiejkolwiek innej książki wypisała więcej interesujących tytułów i nazwisk co z tej. Oczywiście nie jest to publikacja noblowska, ale nie zmienia to faktu, że serdecznie Wam ją polecam.
Jeffrey Eugenides „Intryga małżeńska”
Eugenides jest jednym z tych pisarzy współczesnych, którzy nie boją się grać z konwencjami literackimi i którzy są w tych gierkach nieźli. Nie mogę się doczekać lektury kolejnej jego powieści - Middlesex.
Andrzej Stasiuk ,,Fado"
Podobnie jak Bator. Fado jest przynajmniej interesujące. 

To wszystko. Nie tworzyłam powyższej listy z myślą o wymieniu arcydzieł, a książek przynajmniej dobrych i przede wszystkim, co już kilkakrotnie powtarzałam, interesujących. Mam nadzieję, że przynajmniej część z nich przypadnie Wam do gustu. 

Prawdziwym tegorocznym fenomenem jest dla mnie liczba osób, które lubią profil Strofek na facebooku. Zaniedbałam go bardziej niż blog, a jego fanów przybywało i przybywało. Podobno wszyscy oni istnieją, nie są ludźmi-krzakami. To miłe, ale też dziwne. Mam nadzieję, że w przyszłym roku udowodnię, że zasługuję na te ,,lajki". 

Szczęśliwego Nowego Roku!
Franca

wtorek, 29 grudnia 2015

A.D. 2016 - zapowiedzi

Zaczęłam pisać tego posta z myślą o ponarzekaniu na swoją kondycję blogową i czytelniczą. Nie ma sensu ukrywać, że przez ostatni rok bardzo zaniedbałam zarówno Strofki, jak i ich profil na facebooku. Na szczęście nadchodzi nowy rok, a z nim kolejny już początek. Mam nadzieję, że czegoś dobrego. Tym wpisem chciałabym się zmotywować do systematycznej pracy i zaprezentować Wam moje plany na 2016 rok. Przedstawię je w formie stosika zawierającego książki, których recenzje prędzej czy później pojawią się na blogu. Oczywiście są to plany nakreślone dość grubą krechą, ale myślę, że mogą one dać przybliżone wyobrażenie o tym, czego możecie spodziewać się po Strofkach w nadchodzącym roku.


Jeremi Przybora Dzieła (niemal) wszystkie
Oto książka, która będzie mi towarzyszyła przez wiele zimowych wieczorów. Przybory lubię słuchać, lubię go czytać i oglądać. Teraz skupię się na jednej z tych czynności, ale na pewno nie przestanę słuchać archiwalnych audycji Polskiego Radia poświęconym temu twórcy, o których wspominałam w poście Zimny drań spod znaku szronu na głowie.

Jeffrey Eugenides Middlesex
Przywiązałam się do Eugenidesa dzięki Intrydze małżeńskiej, którą polecam wszystkim tym, którzy kochają typowe fabuły zrealizowane w niezwykły sposób, liczne nawiązania do literatury światowej, znanych literaturoznawców i literackich trendów, aktualnych i nie. Wciąż interpretuję w głowie tę książkę i wiem, że wielokrotnie będę do niej wracała.

Jürgen Thorwald Stulecie detektywów i Stulecie chirurgów
Te książki kupiłam dzięki Wam i Waszym recenzjom oraz dzięki Wisławie Szymborskiej, która poświęciła Stuleciu detektywów jeden z felietonów z cyklu Lektury nadobowiązkowe. Na razie odłożę je na później, ponieważ bliżej mi do dwóch reportaży, które prezentuję Wam poniżej.

Swietłana Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety
Poszłam do księgarni chcąc kupić Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka (kocham ten tytuł!), ale gdy przekartkowałam Wojnę..., wiedziałam, że muszę kupić i przeczytać właśnie tę książkę. Z pewnością będzie to jeden z najbardziej wstrząsających reportaży w moim życiu.

Charlie Leduff Detroit. Sekcja zwłok Ameryki
Książka na swój sposób legendarna. Przeczytałam mnóstwo jej pozytywnych recenzji, ale i niemało mniej entuzjastycznych. Ja dałam się skusić nie tylko pracy Leduffa, ale i pięknemu wydaniu Wydawnictwa Czarne.

Orhan Pamuk Inne kolory. Eseje i opowiadania
Pamiętam, gdy pierwszy raz znalazłam w księgarni Muzeum niewinności Pamuka. Nie wiem czemu tak bardzo zainteresowałam się tą książką, ale od lat jest ona na szczycie listy Koniecznie przeczytaj!. Niestety, jak to ja, jeszcze nie kupiłam i nie przeczytałam tej książki, ale zwróciłam uwagę na Inne kolory. Mam nadzieję, że moje zainteresowanie prozą Pamuka nie okaże się pospolitym pompowaniem balonika z rozczarowującym bum!, a ponadzmysłowym trafnym przeczuciem.

Isaac Bashevis Singer Miłość i wygnanie
Singer będzie pisarzem mojego życia. Czuję z nim niezwykłą więź, między innymi przez to, że łączy nas miejscowość, w której spędziliśmy dzieciństwo. Miłość i wygnanie została napisana dziesięć lat przed moimi narodzinami i przeczytam ją dwadzieścia dwa lata po moich narodzinach. Chyba właśnie pompuję balonik.

A teraz kilka anglojęzycznych perełek.

Charlotte Brontë Jane Eyre
Kupiłam tę książkę podczas targów książki w Edynburgu. Mam lekką obsesję na punkcie tej powieści i do końca przyszłego roku chciałabym przeczytać ją w oryginale.

Virginia Woolf Mrs Dalloway, To the lighthouse, Orlando, A room of one's own
Kolekcjonerskie wydanie najważniejszych powieści Virginni Woolf i odrobina prywaty - kupiłam je za zawrotną cenę pięciu funtów. Wszystkie je, podobnie jak Jane Eyre,  chcę przeczytać w oryginale. Co więcej, przynajmniej jedną z nich chciałabym na własny użytek przetłumaczyć.

Oto czego możecie się spodziewać po Strofkach i po mnie w nadchodzącym roku. Muszę nadmienić, że pewnikiem, który na pewno pojawi się na blogu, poza wymienionymi książkami, są klasyki polskiego, i nie tylko polskiego, pozytywizmu. Mam nadzieję, że uda mi się wynieść z lamusa wiele powieści, które nie zasługują na zapomnienie (najlepszy przykład - Placówka Bolesława Prusa) oraz że mój cykl przypadnie Wam do gustu. Samowolnie ustaliłam nad nim literacki patronat, który będzie sprawować Trylogia Henryka Sienkiewicza, którą właśnie odkrywam na nowo.

Moje wydanie Trylogii. Niestety brakuje drugiej części Ogniem i mieczem. Na potrzeby zdjęcia i lektury wypożyczyłam brakującą część z biblioteki.

31 grudnia opublikuję podsumowanie 2015 roku. To dość dziwna kolejność, bo według wszelkich reguł najpierw powinno się publikować podsumowania, a dopiero potem jakkolwiek rozumiane plany, ale co tam. 

Czytaliście jakąkolwiek z wymienianych w tym poście książek? Polecacie którąś z nich? A może chcielibyście polecić mi inne publikacje? Będę wdzięczna za wszelkie rekomendacje.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

sobota, 12 grudnia 2015

Zimny drań spod znaku szronu na głowie

Przybora. Mistrzowskie połączenie piosenki lirycznej z żartobliwą. Mistrzostwo polega na tym, że szwów nie widać. Druga rzadkość - słowa tych piosenek mogą istnieć samodzielnie, nawet bez ślicznych melodii Wasowskiego, a i tak rozrzewniają i śmieszą. 

Tak o Jeremim Przyborze pisała Wisława Szymborska. Powyższa opinia pochodzi z recenzji jego Piosenek prawie wszystkich, którymi nasza noblistka była szczerze zachwycona, czego dowodem może być to, że poświęcony im felieton zakończyła słowami Przybora to przecież klasyk

Starsi panowie, starsi panowie dwaj, już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj.

Jeremi Przybora
Jeremi Przybora to rzeczywiście klasyk - poezji, literatury w ogóle, słowa, polszczyzny, telewizji, kabaretu. Dla nas, jako jego wielbicieli, kluczowy powinien być rok 1948, w którym to roku najwspanialszy z Jeremich rozpoczął cykl audycji zatytułowanych Eterek. Bardzo ważnym składnikiem tej audycji była muzyka, którą ktoś musiał napisać. Ktosiem, którego Przybora zaprosił do współpracy (bo tak jakoś na oko wyglądał, że może on by i napisał muzykę) był jego przyjaciel, który zresztą wtedy nie był jeszcze przyjacielem, pana Wasowskiego. Tak zaczęła się współpraca legendarnego duetu, który do historii przeszedł pod nazwą Kabaretu Starszych Panów. 

Dziś obchodzimy setną rocznicę narodzin Jeremiego Przybory, literackiego trzonu Kabaretu. Z tej okazji, za Polskim Radiem, chciałabym zaprezentować postać wybitnego poety jako człowieka urodzonego, by pracować w radio. 

Przybora pochodził ze szlachecko-inteligenckiej rodziny - dziadek był posiadaczem kolekcji dzieł Stefana Żeromskiego z autografami autora, a babcia... babcia była praktykiem polszczyzny. 

W moich wspomnieniach nie milczy babka. Ta wytworna i ładna dama była mistrzynią swoistego słowotwórstwa i jej powiedzonka sprawiły, że żyła tak długo w powiedzonkach rodzinnych. Na widok osowiałej miny kogoś z bliskich, mawiała: Co ci dolega, kochanie, jesteś dzisiaj straszliwie zdupiesiały. 

Pracę w radio rozpoczął niejako przez przypadek - stanął do konkursu, w którym nagrodą była posada. Konkursu nie wygrał, ale został zapamiętany i niedługo, gdy inni się wykruszyli, zaczął pracę jako koń - zajmował się papierkową robotą i wieczorami -  jako człowiek, spiker. Choć od dziecka związany był ze sztuką, z zwłaszcza z muzyką - jego edukacja piosenkowa, wraz z życiową, zaczynała się od pogodnych obrazków żołnierskiej śmierci - nie spodziewał się, że zwiąże swoje życie właśnie z tą dziedziną kultury. I...

I wiecie co? Sami dowiedzcie się, co było później i wcześniej i w międzyczasie. Gorąco zachęcam Was do wysłuchania archiwalnej audycji pt Głosy przeszłości, w której Jeremi Przybora opowiada o swoim życiu tak pięknie, jak nikt inny. Link do audycji znajduje się poniżej tego wpisu. Aby jeszcze bardziej Was nią zainteresować, zdradzę, choć pewnie się tego domyślacie, że wielokrotnie użyłam w tym poście ciekawostek i powiedzonek, które zdradził mi, jako swojemu słuchaczowi, sam Przybora. Nigdy nie uwierzę, że nie zechcenie ich wysłuchać. 

http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/999876,Jeremiego-Przybory-gawedy-o-sobie

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Indycze skrzydła a sprawa wiktoriańska [Magda Heydel Virginia Woolf, Maria Poprzęcka „Fakt, fikcja i fotografia albo co się zdarzyło we Freshwater”]

„Fakt, fikcja i fotografia albo co się zdarzyło we Freshwater” to książka, który powstała dzięki zaangażowaniu Magdy Heydel, miłośniczki i tłumaczki twórczości Virginii Woolf. Heydel skomponowała tę publikację, przetłumaczyła (z nerwem!) wchodzące w jej skład anglojęzyczne teksty Woolf i poprzedziła je wstępem. Na nietypową kompozycję tego tomu, a właściwie tomiku, składają się: jedyny dramat autorstwa Woolf - „Freshwater. Komedia”, wstęp autorstwa Heydel zatytułowany „»Daleko wam do niej«. Virginia Woolf, Julia Margaret Cameron i kobiece biografie niekonwencjonalne”, esej Woolf „Julia Margaret Cameron” oraz tekst przybliżający nam postać Cameron oraz tajniki jej warsztatu autorstwa Marii Poprzęckiej.

Magda Heydel Virginia Woolf,
Maria Poprzęcka,
„Fakt, fikcja i fotografia albo co się zdarzyło
we Freshwater”,
Wydawnictwo Znak,
Kraków 2013,

Tym, co spaja wszystkie te teksty, oprócz przewijającej się tu i ówdzie Virginii Woolf, jest postać Julii Margaret Cameron - kobiety niebanalnej, ekscentryczki akceptującej konwenanse tylko wtedy, gdy były one zgodne z jej poglądami i zachciankami, fotografki, pionierki na tym polu z okresu epoki wiktoriańskiej, prywatnie babci przyszłej autorki „Do latarni morskiej”. Jest ona główną bohaterką wszystkich tekstów wliczających się do omawianej publikacji, przez co mamy okazją przyjrzeć się jej z każdej strony, także, a może przede wszystkim, od wewnątrz. Ona sama przedstawia nam się za pomocą swoich fotografii, których część zamieszczam pod recenzją. 

„Sztuka jest raczej bzdurna, ale nie mam zamiaru przejmować się, czy zrobię dobre wrażenie jako dramatopisarka”. Virginia Woolf zanotowała to zdanie, gdy przygotowania do wystawienia jej jedynej sztuki trwały już w najlepsze. „Freshwater. Komedia” to trzyaktówka napisana i wystawiona w 1935 roku. Woolf nie stworzyła jej z zamiarem zachwycenia swojej dotychczasowej publiczności (o czym najdobitniej świadczy zacytowany fragment dziennika), była to jedna z wielu artystycznych zabaw, za którymi przepadało towarzystwo z grupy Bloomsbury. W jej skład wchodziło wielu intelektualistów, wśród których pozytywnie wyróżniali się członkowie rodziny Woolf i naturalnie ona sama. „Freshwater. Komedia” wydaje się kolejnym z ich, jakbyśmy to dziś nazwali, happeningów. Jest to komedyjka, w której artystyczna wartość schodzi na dalszy plan, ustępując miejsca humorowi, satyrze i ironii. Oraz oczywiście Julii Margaret Cameron.

Pomimo tego, że ani dramat, ani esej Woolf nie są najwyższych lotów (zwłaszcza jak na możliwości tej pisarki) to łatwo z nich wyczytać, że ich główna bohaterka, babcia pisarki, nie została zaszczycona dwoma tekstami na swój temat za ładne oczy i zdjęcia. Jest ona wytrychem ułatwiającym ukazanie krytyki wiktoriańskich modeli życia i sztuki, oczywiście przez odpowiedniego rodzaju szkiełko. O ciekawą interpretację tego tekstu pokusiła się we wstępie Magda Heydel i do niego Was odsyłam, jednocześnie dziękując tłumaczce za pomysł stworzenia tego tomiku.


Portret Karola Darwina, 1881 r., fot. Julia Margaret Cameron, © Bridgeman Art Library/FotoChannels
Zdjęcia autorstwa Julii Margaret Cameron. Trzecia fotografia przedstawia Charlesa Darwina. 
Źródła zdjęć: 
-https://www.szerokikadr.pl/poradnik/pionierzy-fotografii-julia-margaret-cameron-jak-byc-prawdziwa-lady-i-nie-dbac-o-ostre-zdjecia
-http://www.metmuseum.org/toah/hd/camr/hd_camr.htm#slideshow6


To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca