sobota, 2 maja 2015

My? Psuje? Nigdy w życiu! [Jan Wróbel „Polak, Rusek i Niemiec... czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom”]

Czytając recenzje powieści historycznych często natykam się na sformułowania typu „szkoda, że podręczniki do historii nie są tak napisane”, „szkoda, że nie uczą o tym w szkołach”, „nienawidziłam lekcji historii, ale ta książka wydaje się fajna”. Wniosek nasuwa się jeden - nauczyciele historii źle uczą swojego przedmiotu  i nie potrafią dotrzeć do swoich młodych uczniów (inną sprawą są często przerażająco ograniczone możliwości poznawcze i wąskie horyzonty myślowe dzieciaków). Wynika z tego potrzeba napisania historii na nowo, albo inaczej, przepisania jej w taki sposób, by dzieciaki uwierzyli, że jest fajna (bo jest!). 

Jan Wróbel,
„Polak, Rusek i Niemiec...
czyli jak psuliśmy plany
naszym sąsiadom”,
Wydawnictwo Znak,
197 stron.
Jan Wróbel, historyk i nauczyciel, podjął się tego zadania i stworzył serię książek „Historia Polski 2.0”, której pierwszy tom „Polak, Rusek i Niemiec... czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom” niedawno ukazał się na rynku. Opisuje on „psujstwa”, których nasi przodkowie dopuszczali się na przestrzeni ostatnich czterystu lat i historie o tym, „jak nasi rodacy dawali w kość sąsiadom”. 

Wróbel przytacza siedemnaście psujstw: zaczyna od dymitriad, kończy na obaleniu komunizmu. Przez psujstwa rozumie przede wszystkim psucie krwi sąsiadom, bez względu na to, czy przy okazji szkodziliśmy też sobie, czy przypadkiem nie (rzadko się to zdarzało). Nie wszystkie przywołane wydarzenia wyszły na złe naszym sąsiadom, niektóre najbardziej zaszkodziły nam, a naszym znajomym zza miedzy co najwyżej odbiły się rykoszetem (za przykład niech posłużą rozdziały dotyczące powstań listopadowego i styczniowego).

„Polak, Rusek i Niemiec... czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom” nieprzypadkowo nie zawiera zbyt wielu dat, a jeśli takowe się pojawiają, to tylko w charakterze orientacyjnym. Jest to celowy zabieg mający zachęcić kandydatów na amatorów historii do lektury. Jest to również konsekwencja zrezygnowania z wykładania wiedzy z zakresu historii na rzecz ogólnego zarysowywania tła danego wydarzenia, wykazywania prostych związków przyczynowo-skutkowych i podrzucania ciekawostek. Jan Wróbel przyznaje, że seria „Historia Polski 2.0” nie ma na celu zwiększenia świadomości historycznej Polaków, a przekonanie ich do tego, że historia jest arcyciekawa i warto poznawać ją dla rozrywki. Nie licząc wymienionych wyżej sposobów, jego receptą  na osiągnięcie sukcesu jest uatrakcyjnienie tekstu komiksami, fabrykowanymi na potrzeby chwili tweetami i wpisami na facebooku,, które miały wnieść do lektury powiew świeżości, nowoczesności i przede wszystkim humoru, bo książka Wróbla humorem stoi!

Humor ten przejawia się przede wszystkim w grafikach autorstwa Joanny Wójcik, z której stylem możecie się zapoznać spoglądając na okładkę recenzowanej przeze mnie książki. Opracowanie graficzne jest na tyle ważną częścią tej książki, że wyraźnie wiedzie prym nad treścią, którą ilustruje. Jest to ukłon w stronę młodych odbiorców tej książki, dla których coraz częściej kultura obrazkowa wydaje się jedyną słuszną. Starszych czytelników taka konwencja może drażnić. Wracając jednak do ilustracji, są one spójne i nieoderwane od tekstu, często wprowadzają autokomentarz autora, słowem - to one wprowadzają humor. Ocena jego poziomu, jak mi się wydaje, zależy głównie od wieku odbiorcy. Dla dzieciaków jest on odkrywczy, dla dorosłych - przewidywalny.

Gdy wspominam o potencjalnych odbiorcach tej książki, używam opozycji młodzież-dorośli. Są to umowne terminy, którymi nazywam kolejno uczniów gimnazjum, liceum i tych, którzy oczekują lektury zawierającej konkretne informacje wyłożone w klasyczny, pozbawiony ozdobników sposób. Celowo pominęłam podstawówkę, ponieważ uważam, że tom „Polak, Rusek i Niemiec... czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom” wymaga pewnego zasobu informacji, bez których treść nie jest całkiem zrozumiała. Ci, którzy posiadają tę wstępną, podstawową wiedzę najprawdopodobniej potraktują tę książkę jako ciekawy pedagogiczno-literacki eksperyment, a po skończonej lekturze będą bogatsi w informację m.in. o tym, jak z brakiem śniegu poradził sobie pewien polski magnat...

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak. 

9 komentarzy:

  1. Przyznam, że nie słyszałam wcześniej o tej publikacji. Jest bardzo oryginalna. I bardzo mnie zachęciłaś, to bowiem coś zupełnie innego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam chęć na tę książkę, w ogóle lubię Jana Wróbla, z ciekawością go słucham :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając pierwszy akapit Twojej recenzji zdałam sobie sprawę, że też tak piszę i trochę się nad tym pochyliłam. Nie wiem, czy historycy uczą źle - właściwie sama trafiałam na ludzi cudownych, znających się na temacie i potrafiących zafascynować ucznia; mimo to jest jakaś tęsknota, żeby lekcje i podręczniki wyglądały właśnie tak. Tyle że faktycznie do zrozumienia ciekawostek trzeba mieć jakąś wiedzę bazową, a przyswajanie tejże z reguły fascynujące nie jest...

    Co do samej książki - lektura jeszcze przede mną, ale już zacieram łapki. Przejrzałam wersję próbną i strasznie spodobała mi się "zeszytowa" formuła, komiksy, grafiki i ilustracje. Szykuję się na ciekawą przygodę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W szkole średniej nic nie sprawiało mi większej przyjemności niż przyswajanie tzw. wiedzy bazowej, ale wiem, że jestem w mniejszości. Z komentarzy, które przytoczyłam wynika, że mnóstwo osób interesuje się historią, ale szkoła/nauczyciele zabijają w nich tę pasję. To, że często nauczyciele nie nadają się do swojego zawodu to jedno, ale drugie - jeszcze częściej uczniowie nie doceniają wysiłków swoich nauczycieli i podchodzą i do nich, i do przedmiotu bez należnego im szacunku. Historyk nie może cały czas rzucać ciekawostkami, bo te niczego nas nie nauczą, po nie sięgajmy do książek takich jak „Polak, Rusek i Niemiec...”. Nauka niestety nie zawsze może być rozrywką, ale literatura może nam ten niedostatek wynagrodzić :)

      Usuń
  4. Brzmi zabawnie :). Co do nauki historii w szkołach - uważam, że za dużo uwagi poświęca się drobiazgom, które i tak się zapomni, a za mało kompleksowemu patrzeniu na dane problemy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie zamierzam zabrać się za lekturę. Obrazki są genialne, już zdążyłam co nieco przekartkować.

    OdpowiedzUsuń
  6. A to wygrzebałaś ciekawostkę. Również moim zdaniem podręczniki do historii nie były zbyt strawne. :)

    OdpowiedzUsuń

Hej, jeśli przeczytałeś tę recenzję i chociaż odrobinę Ci się spodobała, daj mi o tym znać. Gdy tylko widzę chociaż jeden nowy komentarz naprawdę wierzę, że warto pisać dalej, a uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Znasz to uczucie, prawda?