poniedziałek, 19 sierpnia 2013

„Interesuje mnie człowiek w sytuacji ekstremalnej” [Anna Wojtacha „Kruchy lód”]

Ryszard Kapuściński i Wojciech Jagielski to najsłynniejsi polscy reporterzy wojenni. Podziwiamy ich warsztat, ich odwagę, swego rodzaju poświęcenie oraz samoistny mechanizm wyparcia tego, co dzieje się wokół. Nie każdy to potrafi, bo nie każdy nadaje się na reportera. Co zastanawiające, żaden z tych panów (a także ich kolegów i koleżanek po fachu) nie lubi mówić o sobie oraz o praktycznej stronie swojego zawodu, całą swą uwagę poświęcając pracy. Enigmatyczne informacje wyciągane podczas wywiadów nie mówią nam zbyt wiele. Bo czy my, czytelnicy/widzowie/odbiorcy interesujemy się samymi dziennikarzami, czy może wciąż najważniejsza jest informacja?

Anna Wojtacha, korespondentka wojenna początkowo współpracująca z TVN 24 i Polsatem News, obecnie związana z TVP Info postanowiła uchylić rąbka tajemnicy i w swojej książce zatytułowanej „Kruchy lód” bez zbędnej kurtuazji zdaje czytelnikowi relację z kulis pracy jednego z najtrudniejszych zawodów jakie wymyślił sobie człowiek.

Książka podzielona jest na pięć rozdziałów poprzedzonych wstępem. Cztery z nich stanowią relacje z miejsc ogarniętych w określonym czasie piekłem wony. Są to kolejno Gruzja, Indie (atak terrorystyczny na dwa ekskluzywne hotele), Strefa Gazy i Afganistan. Jednak w przeciwieństwie do klasycznych reportaży samo wydarzenie (dajmy na to ostrzał moździerzowy) jest tylko tłem dla opisu specyfiki pracy korespondenta wojennego, który musi nagrać „lajfa” bez względu na to, co dzieje się za jego plecami. Bez zbędnego upiększania i dorabiania do swojej pracy ideologii Wojtacha pisze o uprzedzeniach, o kwadraturze koła wojny, o bezradności, która jej zdaniem jest największym minusem tej pracy. „Wojenne ćpuny” nie mają łatwego życia, codzienność jest dla nich zwyczajnie nudna, a problemy dnia codziennego błahe w porównaniu z tym, co widzieli chociażby w Iraku. Wciąż mówią o wojnie, część z nich cierpi na PTSD (zespół stresu pourazowego), a dla nas - widzów wciąż są tylko marionetkami przekazującymi informacje. 

Wojtacha jest szczera, chwilami aż za bardzo. Jej suchy, żołnierski język i styl wypowiedzi początkowo jest ciężki lecz po kilku stronach staje się tym „jedynym właściwym” - dziennikarsko-wojskowym (zadziwiające, jak te dwa zawody są do siebie podobne). Jedyne, co mnie w tej książce razi to zbyt częste odwołanie do życia osobistego autorki, ale ten jeden negatywny czynnik nie stanowi rysy na ogólnej ocenie tej książki, która w moim mniemaniu jest świetna.

Na jednym z portali internetowych znalazłam filmik zawierający wywiad z Anna Wojtachą, która w rozmowie z Martą Perchuć-Burzyńską opowiada o swojej jedynej jak dotąd książce. Poświęćcie proszę kilka minut na obejrzenie tego filmu - wtedy zdecydujecie, czy powinniście zabrać się i za książkę. Wojtacha pisze dokładnie to samo co i jak mówi. 

Polecam!

***

Po raz kolejny jestem zmuszona przeprosić Was za swoją długą nieobecność w blogosferze. Po raz kolejny wyjechałam na wakacje, gdzie dostęp do internetu jest żaden. Takie już moje szczęście. 

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach Polacy nie gęsiZ półki 2013Z literą w tle oraz  Nie tylko literatura piękna.

14 komentarzy:

  1. Ostatnio coraz bardziej mam ochotę na taką tematykę i być może książka Pani Wojtachy to byłby dobry wybór by nieco bliżej przyjrzeć się pracy korespondentów wojennych bez zbędnego upiększania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Filmik oglądałam już jakiś czas temu :) Postanowiłam ze muszę przeczytać książkę i kompletnie wyleciała mi z głowy. Dzięki Tobie sobie o niej przypomniałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Reportaże, dobre reportaże uwielbiam... Muszę przeczytać książkę!

    Serdecznie zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Reportaża są dla mnie szalenie inspirujące. Muszę zajrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawda! Dla widzów to często jedynie uśmiechnięte i/albo opanowane twarze przekazujące informacje, marionetki, jak to ujęłaś. Co nas interesuje: informacja czy dziennikarz? I jedno, i drugie może okazać się dobrym materiałem na książkę/reportaż. ;) Kiedyś zapewne sprawdzę, jak przedstawiono ten intrygujący temat w "Kruchym lodzie".

    Mam nadzieję, że wakacje były udane! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Koniecznie muszę to przeczytać, szczególnie że dawno nie miałem w ręku nic o wojnie w Afganistanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. muszę przyznać, że czytasz bardzo wyszukaną literaturę. ja z moimi "opowiastkami" to co najwyżej mogę się schować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy czyta to, co lubi, a tak się składa, że już kilka razy zdarzyło mi się podejrzeć na Twoim blogu książki, za które z pewnością niedługo się zabiorę. :)

      Usuń
  8. to dość poważna lektura, reportaż nigdy nie był w centrum moich zainteresowań, jedynie z pewnymi wyjątkami przywołanego przez Ciebie Pana Kapuścińskiego, do którego można wracać nieustannie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Postaram się sięgnąć po tę książkę. Reportaże to jak najbardziej moja bajka. Z moich obserwacji wynika, że sięgasz po bardzo wyszukane książki :) Pozdrawiam,, Livresland :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się wybierać takie książki, które raczej mnie nie rozczarują i jak na razie wychodzi na to, że mam farta:)

      Usuń
  10. Po reportaże rzadko sięgam, chyba że ktoś mnie jakimś zainteresuje. Ten wydaje się być dobry, a bynajmniej temat mi się spodobał. Naprawdę bardzo dawno nie czytałam nic w tym gatunku, więc myślę, że się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. I znowu jestem zachęcona.. Lubię taką tematykę. Mnie też w sierpniu nosi i to bardzo, a czasu coraz mniej ;))

    OdpowiedzUsuń

Hej, jeśli przeczytałeś tę recenzję i chociaż odrobinę Ci się spodobała, daj mi o tym znać. Gdy tylko widzę chociaż jeden nowy komentarz naprawdę wierzę, że warto pisać dalej, a uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Znasz to uczucie, prawda?