Zauważyłam, że moje ostatnie zdobycze wzbudziły w Was entuzjazm, to świetnie:-). Niestety, na recenzje wspomnianych książek przyjdzie Wam troszkę poczekać ponieważ mam już kilka zobowiązań, które stety, niestety muszę dopełnić. Dzisiejsza książka pomoże mi nadrobić braki w aż trzech wyzwaniach i mam nadzieję, że będzie godnym supportem(sic!) przed tak wyczekiwanymi przez Was recenzjami;).
***
,,Niedoręczony list" Sarah Blake dostałam w prezencie jakieś dwa lata temu i natychmiast zabrałam się do lektury tej książki. Niestety, po około czterdziestu stronach odrzuciłam to romansidło w kąt i postanowiłam nigdy do niego nie wracać. Jeszcze nigdy nie byłam tak znudzona jakąkolwiek lekturą, a tu proszę, da się? Da się! Zaczęło się tak, że Emma, świeżo upieczona doktorowa Fitch przyjeżdża do miasteczka gdzie naczelniczką poczty jest wierząca w system służbistka Iris James. Podczas gdy w miasteczku Franklin życie toczy się spokojnie Europa targana jest wojną, najstraszniejszą ze wszystkich, jakie dotychczas miały tu miejsce. Frankie Bard jest dziennikarką radiową, która przekazuje Ameryce wieści z frontu. Opis z tyłu okładki zapowiadał, że losy tych trzech kobiet w jakiś przedziwny sposób się połączą. Niestety, pierwsze strony książki nie zapowiadały, że dokona się to w jakiś ciekawy lub chociaż prawdopodobny sposób, a jednak.
Jak już powiedziałam, byłam wyjątkowo sceptycznie nastawiona do tej książki. Fabuła nie zapowiadała się ciekawie, a język autorki wyjątkowo mnie drażnił.Wszystko zmieniło się gdy po kilkudziesięciu stronach akcja nabrała tempa, wszystko nagle zaczynało się ze sobą wiązać i się przenikać. Sarah Blake skupiła się na tym, by przedstawić to, jaki wpływ na tzw. wielką historię mają pojedyncze jednostki i odwrotnie, jaki wpływ na historię może odgrywać niepozorna na pierwszy rzut oka jednostka. Fabuła książki jest tylko osnową dla tego zamysłu.
Kolejnym ciekawym aspektem tej książki jest ukazanie niezwykłej roli radia i dziennikarstwa w ogóle w życiu ludzi lat czterdziestych XX wieku. Frankie wraz ze swoimi kolegami po fachu wielokrotnie dyskutuje o istocie dziennikarstwa, a liczne, zaryzykujmy, przygody przeżyte przez pannę Bard zmieniają jej wydawało się dość spójny pogląd na świat i na jej zawód. Co ciekawe, w ,,Niedoręczonym liście" pojawia się wątek Polski, a właściwie polskich Żydów. W wielu książkach kwestia ta jest dość niezgrabnie pomijana.
Jedyne, co dręczyło mnie przy czytaniu tej książki to mnogość nieskończonych wątków. Nie jest to jednak wada stylu autorki, ale zamierzony efekt. Śmierć Thomasa, o której nigdy nie dowiedzą się jego rodzice, chłopiec, który podczas nalotu bombowego stracił matkę, czy dziecko, które samo musiało podróżować do Lizbony i następnie do Stanów. Nigdy nie dowiemy się jak dalej potoczyła się ta historia i to właśnie jest kanwą tej opowieści. Niedokończona historia jednostek, o istnieniu których większość ludzi nigdy się nie dowie.
Pomimo dość ,,babskiej" okładki i równie nieinteresującego tytułu polecam tę książkę absolutnie wszystkim. Rzeczywiście, początkowo jest dość nużąca, ale w miarę upływu stron robi się coraz ciekawiej. Z czystym sumieniem polecam.
Franca
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Z półki 2013, Tea Time z Corridą, Z literą w tle oraz w wyzwaniu Wojna i literatura.
Zachęciłaś mnie.. Często jest właśnie tak, że na początku nużą książki a potem się zaskakująco rozkręcają na plus:))
OdpowiedzUsuńMogłabym się skusić :)
OdpowiedzUsuńfakt faktem, okładka mało związana z zawartością, ale i treść tym razem mnie nie przekonuje.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńKsiążka od jakiegoś czasu leży na mojej półce i bardzo się z tego powodu ucieszyłam, bo Twoja recenzja zachęciła mnie do jej przeczytania. :)
Ja też dość długo nie mogłam się zebrać by zacząć czytać tę książkę, ale cieszę się, że jako tako mogłam Ci pomóc:)
UsuńTym razem nie moja tematyka, ale polecę ją koleżance :-)
OdpowiedzUsuńNiedokończone historie zawsze zmuszają mnie do refleksji. Czasem dzięki otwartym zakończeniom książek, bądź filmów sam coś naskrobię twórczego. Bądź co bądź powieść ta wydaje się być ciekawą pozycją. Tylko okładka jakoś do mnie nie przemawia. Niby równouprawnienie, a jednak (prawie) wszystkie oprawy projektowane są pod żeńskie, nieustannie pragnące kwiatuszków oko. ;)
OdpowiedzUsuńOj tak, taka okładka potrafi skutecznie zniechęcić (potencjalnego) czytelnika, a nawet czytelniczkę (!) od lektury. Coś o tym wiem...
UsuńGdy zaczynałam czytać recenzje, nie myślałam, że napiszę to, co teraz muszę: mam ogromną ochotę na książkę!
OdpowiedzUsuńKupiłam tę książkę w tamtym roku w weltbildzie za grosze. Cieszę się, że to dobra powieść. Niebawem i ja do niej zajrzę.
OdpowiedzUsuńKsiążka już za mną i przyjemnie ją wspominam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)