piątek, 26 lipca 2013

,,To wyglądało - powiedziała wolno - jakby zabił go gabinet"

Nie przepadam za kryminałami. Rzadko kiedy interesuje mnie zbrodnia będąca osią akcji, a gdy już tak się stanie, zakończenie okazuje się być zupełnie odmienne od tego co sobie zaplanowałam. Przy żadnym innym gatunku nie wyłazi tak moja przywara, którą w skrócie można określić jako myśl: ,,ja bym to napisała inaczej". Wiktor Hagen również się tego nie ustrzegł, druga część cyklu o policjancie Nemhauserze (znacie mnie, to oczywiste, że pierwszej nie przeczytałam) zatytułowana ,,Długi weekend" pozytywnie mnie zaskoczyła, ale pod koniec, niestety, powiało chaosem. O tym jednak później, wróćmy do początku.

Komisarz Robert Namhauser z wykształcenia historyk pracuje jako policjant w komendzie stołecznej policji i dorabia sobie pracując w niewielkiej knajpce. Akcja książki rozgrywa się w opustoszałej Warszawie, właśnie zbliża się długi weekend majowy, a stolicą wstrząsa wiadomość o śmierci popularnego ekologa. Kilka dni później w dziwnych okolicznościach zostaje zamordowany profesor archeologii, mąż przyjaciółki komisarza. Jak się okazuje oba te morderstwa są w pewien sposób ze sobą powiązane. Co więcej, żadna z ofiar nie mogła poszczycić się czystym sumieniem. Co wspólnego z tymi zbrodniami ma Euro 2012 i budowa autostrady A2? I najważniejsze, kto jest mordercą?

Nigdy w życiu nie zwróciłabym uwagi na ten kryminał, gdyby nie wyjątkowo zachęcająca rekomendacja znajomej, którą poznałam na IV Warszawskich Targach Książki. Książka miała być świetna. Zaryzykowałam i... w gruncie rzeczy nie żałuję tego. ,,Długi weekend" nie sprawił, że zakochałam się w kryminałach, ale z pewnością pomógł mi się do nich przemóc. Największą jego zaletą jest realistyczny i pełen zaskakujących szczegółów opis Warszawy i samych warszawiaków. Łukasz Jasina z portalu kulturaliberalna.pl śmiało nazwał Hagena następcą Prusa (kto czytał ,,Lalkę", ten wie, dlaczego). Cóż, jak dla mnie jest to nieco za śmiałe stwierdzenie, ale przynajmniej w pewnej części uzasadnione. Autor zadbał o zróżnicowany język bohaterów, którzy dzięki temu zabiegowi są realistyczni, mamy wrażenie, że moglibyśmy ich spotkać w co drugim warszawskim mieszkaniu. Chwała za to pisarzowi.

W kryminałach najważniejszym jest aby do końca nie być pewnym, kto zabił. W ,,Długim weekendzie" morderca ujawnił się na dziesięć stron przed końcem książki gdy czytelnik już sam nie wie, kto w ogóle znajduje się w kręgu podejrzanych.  Oczywiście i wcześniej było kilka takich momentów, że czytelnik był pewien ,,to on/a zabił/a", a tu niespodzianka. Zakończenie jest naprawdę zaskakujące.

Polecam tę książkę osobom, które przepadają za kryminałami pełnymi wartkiej akcji, realistycznych bohaterów i oczywiście niecodziennych zbrodni. Szczerze mówiąc, już w połowie historii bardziej współczułam mordercy niż ofiarom. Sami sprawdźcie, dlaczego.

To wszystko na dziś, dzięuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach Polacy nie gęsi i Z literą w tle.

15 komentarzy:

  1. Ja kryminały uwielbiam. Ciekawi mnie dlaczego współczułaś mordercy, nigdy się z czymś takim nie spotkałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prusa lubię, a szczególnie "Lalkę" która pokochałam pomimo iż jest to lektura szkolna. Z racji tego że przepadam za kryminałami sięgnę i po "Długi weekend" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro ktoś kto nie przepada za kryminałami tak bardzo kryminał poleca, to znaczy, że warto go przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co miałby mieć wspólnego Prus z Hagenem mimo, że czytałam jego wszystkie książki. Uwielbiam Nemhausera, który jest bardzo nietypowym policjantem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że chodziło o to, że wiele z utworów Prusa prezentuje dokładny opis Warszawy z czasów współczesnych pisarzowi. Opis stolicy u Hagena również nie jest pozbawiony, zaryzykujmy, wskazówek, które mogłyby czytelnikowi dajmy na to z XXII wieku odtworzyć obraz ,,naszej" Warszawy:).

      Usuń
    2. Hmmm wyjaśnienie jest sensowne, ale i tak uważam że porównanie nie jest zbyt trafne:))
      Czekam z niecerpliwośćią na następną ksiązkę Hagena, bo niewątpliwie ma talent i lekkie pióro.

      Usuń
  5. Rzadko sięgam po kryminały . Ale spodobała mi się ta Twoja opinia, że bardziej współczułaś mordercy niż ofiarom. Znając życie, jak przeczytałabym tą książkę, miałabym takie same odczucia jak Ty :) Livresland.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Sama nie jestem wielką fanką kryminałów, ale to zapewne dlatego, że ich po prostu zbyt często nie czytam. Jednak od czasu do czasu taka dobra historia to coś idealnego na wolne popołudnie.
    Pozdrawiam!
    written-by-bird

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie umiem polubić kryminałów, ale skoro Ty też, a jednak podobała Ci się ta książka, to chyba muszę spróbować :).

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostałaś nominowana do zabawy "NIEnawidzę". Szczegóły na livresland.blogspot.com :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja bardzo lubię kryminały. Staram się czytać różnych autorów, żeby przypadkiem nie wykryć jakiegoś schematu i nie zepsuć sobie zabawy. Pamiętam jak raz czytałam jeden kryminał i wszystko było już jasne, zagadka rozwiązana, spokojnie zmierzamy do końca, a tu na ostatniej stronie wszystko się zmienia.
    Przyznam, że nie słyszałam nic o tym autorze. Przyjrzę mu się i może coś przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo lubię kryminały, a szczególnie takie w których do końca nie wiemy kto jest mordercą. Mnie zachęciłaś do sięgnięcia po tę pozycję:)

    OdpowiedzUsuń
  11. też bym na nią nie zwróciła uwagi, ale skoro polecasz, to dlaczego nie.. :) może i przeczytam jak spotkam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zachęciłaś mnie do lektury. Parę miesięcy temu słyszałam o tej książce, ale nie mogę jak na razie znaleźć jej w bibliotece, ale może za słabo szukam : ) Kocham kryminały, więc z pewnością jeszcze zwrócę uwagę na tę książkę ;D

    OdpowiedzUsuń

Hej, jeśli przeczytałeś tę recenzję i chociaż odrobinę Ci się spodobała, daj mi o tym znać. Gdy tylko widzę chociaż jeden nowy komentarz naprawdę wierzę, że warto pisać dalej, a uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Znasz to uczucie, prawda?