wtorek, 8 lipca 2014

Blada dziewczyna walczy o męża

Nie przepadam za romansami. Ostatni przeczytałam kilka miesięcy temu, była to książka Consilii Marii Lakotty ,,Mariska z węgierskiej puszty". Sięgnęłam po nią jedynie ze względu na oczywiste powiązania z Węgrami, krajem, który fascynuje mnie od lat. Wbrew pierwszemu wrażeniu, nie zawiodłam się na tej powieści. Uznałam więc, że skoro Lakotta poradziła sobie raz, poradzi sobie i drugi. Dlatego zdecydowałam się przeczytać ,,Madeleine" - książkę tak przepełnioną miłością, że bardziej już chyba się nie da. 

Madeleine jest studentką farmacji. Właśnie skończył się rok akademicki i dziewczyna wraca na wakacje do rodzinnego domu w Normandii. Towarzyszy jej Hélier Ortelle, student medycyny i jej narzeczony. Parze do zawarcia związku małżeńskiego brakuje już tylko zgody jej ojca. Niespodziewanie na ich drodze staje rezolutna Yvonne, kuzynka Madeleine, która zakochuje się w przyszłym lekarzu. Ivonne ma wielu adoratorów, z których jeden zaprasza ją, Madeleine z Hélierem, Robina Marché, szkutnika w zakładzie produkującym łodzie ojca głównej bohaterki, i Denisa Croiseta, współpracownika Madeleine w aptece, na regaty. Podczas wyścigu łodzi tonie hojny przyjaciel Yvonne, najprawdopodobniej nie w wyniku wypadku. Od tej pory w życie postaci wkraczają konwenanse i wypracowane przez wieki pseudomoralne zasady.  

Kilkanaście pierwszych stron zapowiadało, że to będzie jedna z gorszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Miłość Héliera i Madeleine była tak lukrowa, że im samym powinno zrobić się niedobrze. Zakochani nie widzieli świata poza sobą i wzajemnie komplementowali się przez całą podróż do Normandii. Oto mój ulubiony fragment-reprezentant początkowej części powieści:
,,Jej towarzysz spojrzał na nią radośnie szarymi oczyma, których wejrzenie uważała czasami za tak przenikliwe niczym wzrok orła bielika. Nawet teraz wydawało jej się, że wdzierają się one w głąb jej duszy."*
Na szczęście po dotarciu na miejsce zakochani nieco przystopowali ze swoją miłością (choć orzeł bielik pojawił się w tej historii jeszcze raz) i prym w prowadzeniu akcji zaczęła wieść Ivonne, która jest zdecydowanie najlepiej zarysowaną postacią całej tej powieści. Została ona zestawiona z Madeilne na zasadzie kontrastu. Ivonne to kobieta z krwi i kości, mająca swoje dobre i złe strony, błyskotliwa, choć i wyrachowana oraz przebiegła. Dzięki niej pojawiły się w tej książce dwa wątki kryminalne, które stanowiły dwa najważniejsze zwroty akcji całej książki. Wiecznie blada (ale i lubiąca się rumienić!) Madeleine jest za to spokojną, rozsądną dziewczyną, gotową na poświęcenie w imię wyższych wartości, jest też zwyczajnie nudna. Bardzo dobrze, że pisarze nobilitują pożądane wzorce osobowe, ale nie istnieją ludzie bez wad, a Lakotta bardzo chciała udowodnić swoim czytelnikom, że jednak tak.

Muszę przyznać, że pomimo kilku typowo romansowych chwytów fabularnych, za którymi nie przepadam, od pewnego momentu ,,Madeleine" zwyczajnie mnie wciągnęła. Zakończenie tej powieści nie jest zbyt zaskakujące, ale droga do niego nastręczyła bohaterom wielu problemów. Nie wszyscy wszyli z niej cało. Lekturę umilał mi ładny, obecnie raczej już niespotykany styl Lakotty pełen kwiecistych porównań i wzniosłych słów (z kilkoma wyjątkami). Drażnił mnie za to w żaden sposób nieokreślony czas rozgrywania się akcji tej powieści. Język postaci oraz rządzące nimi obyczaje wskazywałyby na XIX wiek, ale podróże Madeleine i jej koleżanki metrem oraz kilka innych szczegółów już nie. 

,,Madeleine" to bardzo nierówna książka. Tragiczno-śmieszny początek wskazywał na to, że nie warto kontynuować lektury, jednak wraz z upływem stron, akcja stawała się coraz ciekawsza. Moim zdaniem jest to idealna ,,powieść odprężająca", która uatrakcyjni nam kilka wolnych godzin, ale w żaden sposób nie wpłynie na nasze życie. Polecam wielbicielkom (i wielbicielom, a jakże!) gatunku.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Za egzemplarz tej książki dziękuję Wydawnictwu M.

*Consilia Maria Lakotta, Madeleine, Kraków 2014, s.8.
Consilia Maria Lakotta, Madeleine, Wydawnictwo M, Kraków 2014, stron 259.

20 komentarzy:

  1. Mimo minusów chętnie się z nią zmierzę

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja lubię obyczajówki i romanse, a tym bardziej Mariska mi się spodobała, więc "Madeleine" czeka już na swoją kolej. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto wie, może akurat latem dla odprężenia przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też nie jestem fanką typowych romansideł - paranormal tak :) Cóż może kiedyś się przełamie i skusze na powieść :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm jednak chyba z rezygnuję z lektury...Węgry chyba aż tak mnie nie fascynują, by męczyć się z romansem :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też nie przepadam za romansami, unikam nawet obszerniejszych wątków miłosnych w książkach o innej tematyce. Ale recenzję czytałam z przyjemnością i "wzrok orła bielika" naprawdę mnie rozbawił. ;)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ zaintrygowałaś mnie tym nieokreślonym czasem akcji! Jeśli sięgnę po tę powieść, a bardzo możliwe, że sięgnę, będę wypatrywała fragmentów, które pomogłyby określić czas akcji :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Być może to jest wcześniejsza książka Lakotty. "Mariska" była napisana dobrym stylem i w zasadzie nie była romansem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zabawny tytuł posta:)
    Może książkę przeczytam w jakieś letnie popołudnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dużo się dzieje w tej powieści, a bohaterka ma piękne... imię :) Chętnie przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam już dwie książki tej autorki. Na pewno więc przeczytam i tę, jej proza do mnie trafia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ojjj. No to zdecydowanie nie dla mnie teraz ;) Niestety czasu ostatnio mam mniej niż mało. :(

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja nie odniosłam takiego wrażenia po pierwszej części książki, jeśli można ją tak nazwać :) Dobrze jednak, że ostatecznie książka Ci się spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam ją u siebie na półce i dobrze czytać, że koniec końców wypadła całkiem nieźle :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja mam mieszane uczucia, ale czemu nie. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Książkę mam na półce, ale podchodzę do niej dość sceptycznie. Zabiorę się za nią jakoś bliżej końca tygodnia. Mam jednak nadzieję, że mi się nieco bardziej spodoba. Czytałam inną jej powieść, "Nocną rozmowę", która niezbyt mnie do siebie przekonała.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam podobnie z romansami: nie znoszę kiedy historia miłosna jest zbyt słodka i oczywista. Jednak niektóre z romansów, lub powieści z pobocznym wątkiem romantycznym okazują się być nadzwyczaj dobre. Myślę, że mogłabym dać szansę tej pozycji :)
    Pozdrawiam,
    Oli z zaczytanablondynka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie mój gatunek, ale nie brzmi źle. Pomijając ten nadmiar lukru na początku ;).

    OdpowiedzUsuń
  19. Czyli słaby początek niekoniecznie musi oznaczać, że całość także taka będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Książką jestem zainteresowana, ale z braku czasu chyba odłożę ją na później :)
    Cytowany przez Ciebie fragment rozbroił mnie jeszcze dodatkowo, bo....bielik nie jest orłem tylko jastrzębiem :D

    OdpowiedzUsuń

Hej, jeśli przeczytałeś tę recenzję i chociaż odrobinę Ci się spodobała, daj mi o tym znać. Gdy tylko widzę chociaż jeden nowy komentarz naprawdę wierzę, że warto pisać dalej, a uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Znasz to uczucie, prawda?