Po wojnie Edward Popielski ukrywa się w rządzonym przez Armię Czerwoną i Urząd Bezpieczeństwa Darłowie. Niespodziewanie w mieście pojawia się zwyrodnialec, który gwałci i gryzie kobiety, zarażając je przy tym śmiertelną chorobą. Popielski, chcąc nie chcąc, musi odnaleźć sprawcę tych zbrodni. Nie spodziewa się jednak tego, że budzący grozę morderca jest tylko trybikiem w machinie zła, które przyczaiło się w pozornie spokojnym nadmorskim miasteczku.
Marek Krajewski, „Arena szczurów”, Wydawnictwo Znak, 300 stron. |
Wbrew pozorom „Arena szczurów” nie jest typowym kryminałem. Zbrodnia kryminalna to drugo-, może nawet trzeciorzędny wątek, który został stworzony po to, by doprowadzić Popielskiego do tytułowej areny szczurów i wyprowadzić kluczowe dla tej powieści zagadnienie: czy można dla ocalenia własnego życia zabić niewinnych ludzi? Z odpowiedzią na to pytanie mierzył się nie tylko główny bohater, ale też, wiele lat po swoim ojcu, jego syn — Wacław Remus. Współczesność, przez którą prowadzi nas Remus jest drugorzędnym planem fabularnym w stosunku do przeszłości, a konkretnie roku 1948. Mimo to zagadka, którą próbuje rozwikłać syn detektywa, jest nie mniej ważna niż to, co dzieje się z Popielskim.
Krajewski zaznaczył, że dołożył wszelkich starań, by wiernie odwzorować powojenną darłowską rzeczywistość. Nietrudno jest dostrzec efekty jego wysiłków, ale nie są one wystarczające. Co prawda w lasach ukrywają się konkretne ugrupowania Żołnierzy Wyklętych, a Popielski spaceruje po rzeczywistych ulicach Darłowa, lecz są to jedynie przejawy poprawności faktograficznej. To za mało, by poczuć atmosferę powojennego nadmorskiego miasta. Kiepsko wypadają próby stylizowania wypowiedzi postaci na język przedwojennych inteligentów lub wręcz przeciwnie — chłopów ledwie oderwanych od pługa, którzy dostali od czerwonoarmistów trochę władzy. Stylizacja powinna być albo dokładna i skończona, albo wcale nie powinno jej być. W „Arenie szczurów” raz jest, a raz jej nie ma: tylko wybrane postacie posługują się jakąkolwiek gwarą lub odmianą języka, która zdradza ich pochodzenie lub stan społeczny, przez co ten zabieg wydaje się zbędny, a już na pewno niedopracowany.
Po lekturze tej książki wnioskuję, że Krajewski lubuje się w soczystych opisach przejawów okrucieństwa. W „Arenie szczurów” jest ich pod dostatkiem, a pewnym momencie jest ich tak dużo, że stają się one groteskowe, a nie przerażające. Pożegnanie Popielskiego przypomina raczej thriller, a nie klasyczny kryminał. Jest to typowy przykład literatury rozrywkowej bez drugiego dna, ale stosunkowo przyjemnej w odbiorze.
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca
Za egzemplarz recenzencki tej książki dziękuję Wydawnictwu Znak.
Kryminały jakoś mi nie idą więc nawet nie próbuje ich czytać. Tak więc pozycja nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPlanuję przeczytać w końcu coś Krajewskiego:)
OdpowiedzUsuńZanim ja sięgnęłam po jakąkolwiek książkę Krajewskiego, planowałam to zrobić przez... ho, ho, ho i jeszcze dłużej :). Na pewno nie będę szukać kolejnych jego powieści na gwałt, ale kiedyś być może przeczytam jakąś z nich dla czystej rozrywki i odetchnięcia od ciekawszych, bardziej wymagających lektur.
UsuńRaczej się nie pokuszę, skoro książka jest tak niedopracowana :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie książki Krajewskiego z serii o Edwardzie Popielskim, więc przeczytam i "Arenę szczurów". A czy żal mi będzie zakończonej serii - to się okaże ;-) Jedno jest pewne-bardziej podobały mi się powieści z Popielskim w roli głównego bohatera, niż z Eberhardem Mockiem.
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko "Liczby Charona" Krajewskiego i jakoś nie do końca mi ta książka leżała i przez to nie ciągnie mnie do twórczości tego autora. Pewnie dam mu jeszcze szansę, ale opisywana przez Ciebie książka raczej nie będzie następna w kolejce. :)
OdpowiedzUsuńTą recenzją przypomniałaś mi, że na półce czeka na mnie jedna z książek tego autora. Miałam już do niej jedno podejście, ale wtedy coś nie poszło. Chyba po raz drugi muszę dać mu szansę, tym bardziej że lubię kryminały i muszę w końcu poznać twórczość Krajewskiego.
OdpowiedzUsuńW moim przypadku też coś „nie poszło”, ale będę pamiętać o tym pisarzu i chętnie wrócę do jego cyklu o Popielskim, gdy będę miała ochotę na kryminał, w którym ważniejsze jest podążanie za akcją, niż gorączkowy wysiłek umysłowy.
UsuńNie słyszałam o tym tytule, ale przyznam, że tematyka grasującego po mieście mordercy, może mnie zaciekawić. Dawno nie czytałam powieści grozy więc muszę zajrzeć do książek autora.
OdpowiedzUsuń