Nie wiadomo czemu, powszechnie uważa się, że humor i dowcip jest domeną współczesnych, a ludzie żyjący kilkaset lat temu potrafili jedynie rozdzierać szaty i ,,cierpieć za miliony". W szkołach uczy się dzieci, że Kochanowski był statecznym mędrcem, dla którego liczyła się jedynie sztuka i rodzina, a Mikołaj Rej zachwycał się pięknem przyrody i lubił język polski. Tymczasem staropolscy ludzie również lubili (i potrafili) się bawić, także literaturą. Doskonałym, choć bardzo jaskrawym tego przykładem, jest literatura sowiźdrzalska. Sowiźrzałowie wykpiwali wszystko to, co im się nie podobało i czynili to w mistrzowski sposób. Mogli oni na wszystko sobie pozwalać, ponieważ byli oni wyrzutkami, z różnych powodów nie uczestniczyli w życiu społeczeństwa, jakie ówcześnie stanowiła jedynie szlachta. Nieco bardziej stonowani musieli być arystokraci, oni nie mogli pozwolić sobie na tak wiele. Za dużo mieli do stracenia. Tym bardziej dziwi publikacja Monachomachii, czyli Wojny mnichów.
Autorem tego tekstu jest Ignacy Krasicki, naczelny klasycysta polskiego oświecenia i... biskup warmiński. Czyżby poeta lubił pluć we własne gniazdo? Niejako tak. Krasicki z pewnością było dobrym obserwatorem, potrafił w swoich bajkach, satyrach i listach wykpić wszystko, co przyciągnęło jego uwagę. Trzeba jednak przyznać, że zawsze robił to klasą. Krasicki był mistrzem inteligentnego humoru. Był on tak pewien swojej sztuki, że nie bał żadnych konsekwencji z wyśmiewania tego, czy owego. Mimo to, Monachomachii nie odważył się opublikować. Zrobili to za niego mu życzliwi. Najprawdopodobniej jeden z jego sekretarzy wykradł ten tekst i przekazał Michałowi Grollowi, który wydał ten tekst w Lipsku w 1778 roku. Nawet w zachłyśniętym libertynizmem oświeceniu tak otwarte wyśmiewanie duchownych było obyczajowym strzałem w stopę.
Fabuła Monachomachii jest bardzo prosta. W jednym z sennych, biednych polskich miasteczek znajduje się dziewięć klasztorów należących do różnych zgromadzeń. Z punku widzenia akcji tej książki najważniejsi są dominikanie i karmelici, którzy wdali się ze sobą w spór wywołany przez Jędzę Niezgodę. Spokojna dyskusja prowadzona przez wyznaczonych mnichów-reprezentantów przeobraziła się jednak w bitwę, w której bronią były sandały, kufle i księgi. Wojowników pogodził dopiero kielich ze szlachetnym trunkiem, który ukoił ich zszargane bitwą nerwy.
Uwielbiam tę książkę. Raczej nie zdarza mi się emocjonalnie (płaczem, śmiechem etc.) reagować na lekturę jakiegokolwiek tekstu, ale czytając Monachomachię niejednokrotnie roześmiałam się jak dziecko. Nie dziwię się, że ten poemat wywołał taki skandal w ówczesnym społeczeństwie.
Krasicki, z oczywistych względów, postanowił odwołać swoje poprzednie dzieło Antymonachomachią wydaną w 1780 roku. W tym tekście autor chwali zakonników, do klasztoru, których Jędza Niezgoda podrzuca egzemplarz Monachomachii, która wywołuje ich oburzenie. Jak na odwołanie poglądu głoszonego w poprzednim tekście, całkiem sporo znajdziemy w Antymonachomachii ironii i sarkazmu, przez co ciężko jest uwierzyć w szczere intencje Krasickiego. Polecam lekturę tych książek wielbicielom komizmu, ironii i lekkich, ciekawie napisanych tekstów. Nie zawiedziecie się.
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca
Powyższa recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi.
*Ignacy Krasicki, Monachomachia i Antymonachomachia, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1969, s. 3.
Fabuła Monachomachii jest bardzo prosta. W jednym z sennych, biednych polskich miasteczek znajduje się dziewięć klasztorów należących do różnych zgromadzeń. Z punku widzenia akcji tej książki najważniejsi są dominikanie i karmelici, którzy wdali się ze sobą w spór wywołany przez Jędzę Niezgodę. Spokojna dyskusja prowadzona przez wyznaczonych mnichów-reprezentantów przeobraziła się jednak w bitwę, w której bronią były sandały, kufle i księgi. Wojowników pogodził dopiero kielich ze szlachetnym trunkiem, który ukoił ich zszargane bitwą nerwy.
Uwielbiam tę książkę. Raczej nie zdarza mi się emocjonalnie (płaczem, śmiechem etc.) reagować na lekturę jakiegokolwiek tekstu, ale czytając Monachomachię niejednokrotnie roześmiałam się jak dziecko. Nie dziwię się, że ten poemat wywołał taki skandal w ówczesnym społeczeństwie.
Krasicki, z oczywistych względów, postanowił odwołać swoje poprzednie dzieło Antymonachomachią wydaną w 1780 roku. W tym tekście autor chwali zakonników, do klasztoru, których Jędza Niezgoda podrzuca egzemplarz Monachomachii, która wywołuje ich oburzenie. Jak na odwołanie poglądu głoszonego w poprzednim tekście, całkiem sporo znajdziemy w Antymonachomachii ironii i sarkazmu, przez co ciężko jest uwierzyć w szczere intencje Krasickiego. Polecam lekturę tych książek wielbicielom komizmu, ironii i lekkich, ciekawie napisanych tekstów. Nie zawiedziecie się.
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca
Powyższa recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi.
*Ignacy Krasicki, Monachomachia i Antymonachomachia, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1969, s. 3.
Trzeba przeczytać, wypadałoby znać tę książkę, ale coś długo się przymierzam do jej przeczytania :) Muszę w końcu kiedyś dorwać :))
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie. Jeśli ją gdzieś przyuważę to pewnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMam większość jego utworów w planach :-) Uwielbiam, gdy w takich wydawać by się moglo już nieaktualnych dziełach, można roześmiać się jak dziecko.
OdpowiedzUsuńto prawda, nic dodac nic ująć :)
UsuńCzytałam kiedyś ,,Monachomachię,,:)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że można się momentami pośmiać, to taka satyra na ówczesnych mnichów.
Czyli można powiedzieć, że to książka ponadczasowa, skoro czytelnik nadal się przy niej śmieje.
OdpowiedzUsuńdokładnie tak :)
UsuńChoć stoi na półce w rodzinnym domu, jednak nigdy jakoś się nie zebrałam, żeby przeczytać, choć słyszłam, że jest niezła rozrywka:) To prawda, że omawia się zazwyczaj stare utwory poważne, klasykę i kanon, a tymczasem na jakies zabawy i igraszki czasu nie ma. Choć taka Żona Modna i Zemsta dają radę, i to jak:)
OdpowiedzUsuń,,Monachomachia" też daje radę :)
UsuńWypadałoby znać tę książkę. Ale to smutne, że współcześnie zapominamy o naszych wielkich pisarzach...
OdpowiedzUsuńRacja, zwłaszcza że naprawdę mamy się kim chwalić.
UsuńLekcje polskiego wciąż mnie bolą. Nie dla mnie takie lektury.
OdpowiedzUsuńZnam "Monachomachię" jeszcze ze szkoły średniej - byłam w klasie humanistycznej i moja polonistka wymagała od nas różnych dziwnych rzeczy. Ale dzięki temu mogę się pochwalić, że polska klasyka nie jest mi obca :D
OdpowiedzUsuńMoże to głupio zabrzmi, ale moim zdaniem publikacja Monachomachii, jest dla mnie zbyt ambitna. Tak po postu intuicyjnie czuje, dlatego obawiam się z nią zmierzyć i chyba nic nie będzie wstanie mnie do tego przekonać, chociaż zdaje sobie sprawę, że to jedna z tych lektur, które nie powinna iść z zapomnienie.
OdpowiedzUsuńLiteratura staropolska ma to do siebie, że trzeba ją czytać powoli, w absolutnej ciszy i spokoju. Pomimo tego, że studiuję polonistykę, mam czasami problemem z wczuciem się w daną książkę jeśli ktoś przerywa mi lekturę. Naprawdę, nie masz się czego bać. Jeśli znajdziesz wolną chwilę, sięgnij po książkę wydaną przynajmniej dwieście lat temu, tak na początek. Potem będzie już tylko lepiej i łatwiej :)
UsuńKochana, nie masz się czym przejmować. Takich lektur na filologii polskiej, które ciężko "wyczuć" jest więcej :P Ale za to potem jaki szeroki ogląd ma się na współczesną literaturę. Musimy doceniać twórczość naszych twórców, niezależnie od tego, w którym wieku tworzyli oni swoje dzieła....
UsuńKlasyka, od dawna jestem zafascynowany dziełami Krasickiego, fenomenalne myśli, można rzec, że ponadczasowe spojrzenie na na wile spraw.
OdpowiedzUsuńGenialnie <3
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam z trzech powodów:
1.Ignacy Krasicki to jeden z tych pisarzy, których sobie bardzo cenię;
2.To warty klasyk
3.Polecasz i uwielbiasz ;)