niedziela, 9 marca 2014

,,Biały człowiek poczuł tchnienie Czarnego Lądu"*

Pamięci dostojnej Doroty Tennant lady Stanley
z głęboką czcią
książkę tę poświęca
Autor*

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, aby książka została uznana za wartościową, jej autor musiał posługiwać się pięknym, charakterystycznym tylko dla jego jedynego językiem. Obecnie język większości pisarzy możemy scharakteryzować jako prosty, wulgarny lub stylizowany. To niewiele. Znaczenie warstwy językowej książek zostało sprowadzone do tego, by czytany tekst nie był zbyt trudny w odbiorze. Każde słowo odmienione w nietypowy (choć jak najbardziej poprawny) sposób wybija większość czytelników z rytmu lektury. Zdarza się, że pisarz przenosi akcję swojego utworu do przeszłości i aby uwiarygodnić tę podróż w czasie ,,wciska" w usta bohaterów kilka archaizmów i wydaje mu się, że wypełnił swoje zadanie. Niestety, zazwyczaj ten zabieg jest zwyczajnie nieudany i, przynajmniej w moim mniemaniu, niezwykle irytujący. Jedynym dla mnie ratunkiem jest sięganie po książki pisarzy, którzy nie wydadzą już nic nowego, co zmusza mnie do ostrożnego dawkowania sobie ich dzieł. Jednym z takich artystów jest Antoni Ferdynand Ossendowski, obecnie niemalże zapomniany polski podróżnik, pisarz, biolog, chemik, etnolog, szpieg... Ciekawy człowiek.

Ossendowski żył w latach 1876-1945. Pochodził ze szlacheckiej rodziny o tatarskich korzeniach. Studiował chemię i fizykę jednak całe swoje życie poświęcił swej największej pasji - podróżom, które potrafił fantastycznie opisać. Uważa się, że stworzył on nowy gatunek literacki zwany ,,romansem podróżniczym". Światową (tak, tak - światową) sławę przyniosła mu książka Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów opisująca jego ucieczkę przed bolszewikami, której trasa prowadziła przez Syberię, Mongolię i Chiny. W  czasie dwudziestolecia międzywojennego Ossendowski był drugim, tuż po Henryku Sienkiewiczu, najpopularniejszym polskim pisarzem, jego książki przetłumaczono na 19 języków. Dlaczego tak dużo miejsca poświęcam jego biografii? Ponieważ Ossendowski jest obecnie całkowicie zapomniany. trzydziestych wydał beletryzowaną biografię Lenina, w której bezpardonowo wyraził swoje zdanie dotyczące bolszewików. Lenin stał się książką-legendą, a Ossendowski na zawsze trafił na czarną listę komunistów. Do 1989 roku wydawanie jego książek było nielegalne, a propaganda skutecznie wymazała tę niezwykłą postać z głów Polaków.

Ja zapoznałam się z twórczością Ossendowskiego dzięki dzięki Podróżom Retro - serii wydawniczej wydawnictwa Zysk i S-ka. Nie licząc wartościowych tytułów, seria ta wyróżnia się dopracowanymi okładkami, pięknymi ilustracjami, porządną czcionką oraz świetnym papierem. Z pewnością można powiedzieć, że jest to szlagier tej oficyny. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś zgromadzić wszystkie książki z tej serii na swojej półce. Jako pierwsza trafiła na nią książka zatytułowana Niewolnicy słońca.

Źródło
Niewolnicy słońca to zapis podróży, a właściwie ekspedycji państwa Ossendowskich i ich towarzyszy, która odbyła się w latach 1925-1926. Podróżnicy odwiedzili niemalże wszystkie kolonie francuskie w Afryce. Pomimo tego, że ich ekspedycja zatrzymywała się głównie w posiadłościach Europejczyków, nie oni są głównymi bohaterami tej książki. Są nimi zazwyczaj bezimienni Afrykanie, członkowie różnych szczepów budzących szczere zainteresowanie Ossendowskiego, który był szczególnie wyczulony na plemienne mity i opowieści przekazywane z pokolenia na pokolenie. Co najciekawsze, w olbrzymiej większości, pisarz w nie wierzy. Pomimo swojego przywiązania do religii chrześcijańskiej, do wierzeń afrykańskich podchodzi z szacunkiem. Stara się analizować zachowania Afrykanów i porównywać je ze zwyczajami ludów, które spotkał w czasie innych swoich podróży, zwłaszcza po Syberii. Lektura Niewolników słońca jest świetną okazją do porównania tego, jak wyglądał kolonializm na początku wieku XX z tym z wieku XVIII i stuleci wcześniejszych. Informacje podane przez Ossendowskiego są jak najbardziej wiarygodne, choć nie da się ukryć, że do wszystkiego, co francuskie pisarz odczuwał co najmniej sentyment.

Tym, co jest w tej książce szczerze piękne są opisy. Bez względu na to, co właśnie jest opisywane: dom europejskich kolonistów, dźwięki wytwarzane przez soko i karenderu, twarze mniej lub bardziej urodziwych Afrykanek, są to opisy bardzo plastyczne. Ossendowski potrafił oddać jednocześnie nie tylko dokładną deskrypcję czegoś, ale też swoje odnośnie do niego odczucia. To niesamowite, że ten pisarz potrafił zachować wobec swoich przygód zdrowy dystans zarazem ekscytując się nimi jak dziecko. To wszystko oddane jest w języku za pomocą bogatego słownictwa i swobody, z jaką Ossendowski się nim posługuje. Magia!

W książkach podróżniczych najczęściej szwankuje narracja. Pisarz-podróżnik w czasie swoich wojaży zobaczył tak wiele, że nie do końca wie, w jakiej kolejności ma to opisać, by jego dzieło nie zniknęło wśród dziesiątek podobnych książek. Antoni Ferdynand Ossendowski tka swoją opowieść za pomocą mnóstwa epizodycznych historii, które łączy pewna nić fabularna przez co nie gubimy się w tej wielowątkowej historii. 

Nieco rozkoszne jest zafascynowanie pisarza szczepem Fulanów, królewskich pasterzy, którzy co kilkanaście stron pojawiają się na kartach tej książki. Ze względu na upływ czasu i przeprowadzone badania, niektóre informacje dotyczące pewnych kwestii zawarte w tym tekście są nieaktualne, ale w żaden sposób nie wpływa to na odbiór tej książki. 

Niewolnicy słońca to utwór iście magiczny. Każde słowo jest w nim istotne, każdy przecinek jest ważny. Erudycja pisarza przebija z każdego zdania tej książki nie czyniąc jej jednak trudną w odbiorze. Szczerze? To jeden z najlepszych (i najpiękniejszych!) tytułów jakie kiedykolwiek miałam w rękach i na półce.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca


*Ossendowski A.F., Niewolnicy słońca, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, 2011, s.11.
*Ossendowski A.F., Niewolnicy słońca, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, 2011, s.5.

19 komentarzy:

  1. A to mnie zainteresowałaś, wcześniej nie słyszałam o tej książce.. Koniecznie muszę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja i książka, która wydaje się być niezwykle interesująca. Chętnie przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kojarzę okładkę tej książki, ale nie wiedziałam, że za jej autorem kryje się tak ciekawa historia! Bardzo chętnie wybrałabym się w taką retro podróż z Ossendowskim.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja właśnie czytam "Wyspę kochających lemurów" Arkadego Fiedlera. Czemu teraz nie ma więcej takich pisarzy - podróżników? (Zanim jeszcze skończę czytać i wrażenia opiszę - od razu mówię, że patrząc po tym poście, i ta lekturka by ci się spodobała. Miodzio po prostu!)

    Twoja też brzmi dobrze, więc sobie tytuł zanotuję i jak się przedrę przez to, co mam na mieszkaniu, to poszukam gdzieś i tej książki :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam na recenzję ,,Wyspy kochających lemurów". Na pewną przeczytam zarówno Twoją opinię jak i jej tekst źródłowy.

      Usuń
  5. Nawet nie wiedziałam, że mam w domu taką perełkę.
    ps. okładki tej serii są urzekające!

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś ciekawego, choć w pierwszej chwili tak o tym nie pomyślałam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlatego właśnie lubię od czasu do czasu sięgnąć po klasykę. Wtedy mam pewność, że poobcuję sobie z pięknym językiem, pozachwycam się opisami przyrody lub przedmiotów...
    Wstyd przyznać, ale o tym autorze pierwszy raz słyszę/czytam - dzięki za wskazanie nowych kierunków ;) zanotuję nazwisko i kiedyś z pewnością sięgnę po jego książki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak Ty pięknie napisałaś o tej książce. Jestem pod wielkim wrażeniem. Twój tekst zachęcił mnie bardzo do sięgnięcia po ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całego serca dziękuję i bardzo się cieszę, że przekonałam Cię do lektury tej książki.

      Usuń
  9. Nie znam tego autora, ale dzieki Tobie mam nadzieje, ze poznam jego tworczosc:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Taka antropologiczna książka :) Na temat kolonializmu chętnie poczytam. A może zainteresuje Cię pewien dokument, który kiedyś oglądałam na zajęciach. Bronisław Malinowski badał Trobriandczyków, spędził z nimi blisko dwa lata i w filmie "Szlachetny dzikus" jest to pokazane. Jest ciekawy, mnie się podobał; jeśli intryguje Cię życie takiego plemienia, to koniecznie obejrzyj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, to bardzo antropologiczno-etnologiczna książka. Na Malinowskiego ,,czaję się" już dawna. Koniecznie muszę przeczytać ,,Życie seksualne dzikich" i listy, które ten badacz wymieniał z żoną, które całkiem niedawno zostały wydane. Zapamiętam sobie tytuł filmu, który mi polecasz i postaram się jak najszybciej go obejrzeć. Może już w najbliższy weekend?
      Serdecznie dziękuję za rekomendację:)

      Usuń
  11. Pięknie to wszystko opisałaś. Jestem pod wrażaniem tego, jak znakomicie potrafisz operować słowami. Co do samej książki, ja raczej się na nią nie skuszę, ale polecę mojej siostrze, która jest wielką miłośniczką literatury podróżniczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za komplementy dotyczące mojego stylu pisania - staram się to robić najlepiej jak potrafię, więc każda pochwała jest dla mnie niezwykle ważna.

      Mam nadzieję, że ,,Niewolnicy słońca" przypadną Twojej siostrze do gustu. To naprawdę wartościowa książka.

      Usuń
  12. świetna recenzja i książka, która wydaje się być niezwykle interesująca ;) chętnie przeczytam ;) pooozdrawiam! =)

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam książki podróżnicze, chętnie poznam i tą. Tyle razy Cię chwalono, że nie omieszkam także przyłączyć się do reszty i pochwalić recenzję bo naprawdę jest udana.

    OdpowiedzUsuń

Hej, jeśli przeczytałeś tę recenzję i chociaż odrobinę Ci się spodobała, daj mi o tym znać. Gdy tylko widzę chociaż jeden nowy komentarz naprawdę wierzę, że warto pisać dalej, a uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Znasz to uczucie, prawda?