Lara — była aktorka z Groznego wychowana w zapomnianej gruzińskiej dolinie Pankisi, matka dwóch mudżahedinów, spotkała się w McDonaldzie z Wojciechem Jagielskim, by opowiedzieć mu historię swojego życia. Jej zapis został uwieczniony w książce „Wszystkie wojny Lary”, która niedawno ukazała się na rynku, idealnie wstrzeliwując się w okres, kiedy jest najbardziej aktualna, bynajmniej nie ze względu na datę wydania.
Lara jest bowiem pretekstem do opowieści o tym, jak rodzi się fanatyzm, o konflikcie islamu ze światem, islamu z islamem i o nas samych. Lara — kobieta, której nie udało się uciec przeznaczeniu, czy dokładniej — fatum. Odkąd została matką, robiła wszystko, by uchronić swoje dzieci przed koszmarem wojny, przez którą zmuszona była uciekać z Groznego do Pankisi, swojej rodzinnej doliny, spokojnej, jakby zapomnianej przez świat. Tam wojna w swej najbardziej oczywistej postaci nie dotarła, dotarły za to pojedyncze oddziały partyzantów, którzy szybko zaczęli imponować chowanym pod mamusinymi spódnicami chłopcom i nadawać rytmowi życia w dolinie swój własny, jedyny słuszny, porządek. W dolinie udało im się go wprowadzić połowicznie, w głowach chłopców zaprowadzili za to prawdziwe spustoszenie.
Nad Larą i jej rodziną wisi fatum, którego ona nie dostrzega. Czytelnik wręcz przeciwnie - obserwuje zmiany, jakie zachodzą w jej synach, a Lara dostrzega je dopiero po czasie i puka się w czoło, niejako tłumacząc się Jagielskiemu ze swojej naiwności. Nieuchronność zdarzeń przytłacza odbiorcę tego tekstu i każe zastanowić się nad swoim życiem i szczęściem narodzin w odpowiednim miejscu i momencie dziejowym. Synów Lary wojna goniła od Czeczenii, przez Gruzję aż do zachodniej Europy. Jak łatwo się domyślić, w końcu ich dopadła i wysłała do Syrii. Bracia Lary również nie ustrzegli się pokusy wojaczki — gdy tylko spadło z nich brzemię opieki nad rodzicami, wyruszyli walczyć z Rosją. Lara została sama. Swietłana Aleksijewicz ma rację - wojna nie ma w sobie nic z kobiety.
„Wszystkie wojny Lary” to książka nie tylko o tytułowej bohaterce i jej synach, nie o wojnach rosyjsko-czeczeńskich i wojnie w Syrii, ale też o Europie i o miejscu, które zajmują w niej imigranci i uchodźcy. Ojciec Szamila i Raszida robił wszystko, by chłopcy zaaklimatyzowali się w nowym kraju, pracował dniami i nocami, by niczego im nie zabrakło — chciał zrobić z nich pełnoprawnych Europejczyków. Oni wybrali jednak inną drogę. Wojciechowi Jagielskiemu udało się stworzyć reportaż, który może być czytany na wiele sposobów i świetnie nadaje się do tłuczenia po łbach tych, którzy widzą świat w czarno-białych barwach, nie dostrzegając setek jego odcieni.
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca
Za egzemplarz recenzencki tej książki dziękuję Wydawnictwu Znak,