piątek, 30 maja 2014

Wpis wielofunkcyjny

Z racji braku czasu wolnego nie mogę ostatnio poświęcać blogowi tyle czasu, ile bym chciała, dlatego jestem zmuszona tym jednym wpisem objąć co najmniej trzy tematy:
- V Warszawskie Targi Książki,
- podsumowanie miesiąca,
- kilka wyjaśnień.

Źródło
Zacznę od tego, na co czekałam przez cały ostatni rok. V Warszawskie Targi Książki nadeszły w momencie, gdy miałam na ich zwiedzanie bardzo mało czasu. Mój ambitny plan obejścia Stadionu Narodowego kilka razy, porozmawiania z wybranymi pisarzami i kupienia wszystkich książek, na jakie poluję już od dawna uległ zmianie i skurczył się do udziału w wymianie książek i pospiesznego odwiedzenia kilku stoisk. Na szczęście, udało mi się odpowiednio spożytkować czas spędzony na Targach (całe trzy i pół godziny!) i wyniosłam z nich mniej więcej tyle, ile chciałam. Oto moje nowe nabytki:

Jak zwykle muszę przeprosić Was za jakość moich zdjęć.
Mój aparat nadaje się jedynie do wyrzucenia :)
A oto książki, które upolował mój młodszy brat:


I jeszcze książki, które w różny sposób trafiły do mnie w tym miesiącu:


Wpadła Wam w oko któraś z powyższych pozycji?

Najbardziej żałuję tego, że zapomniałam wziąć na Targi aparat fotograficzny i telefon, przez co nie mogłam zrobić podczas tej imprezy żadnych zdjęć. Najwięcej czasu spędziłam na wymianie książek, dzięki której udało mi się zdobyć sporo książek z powyższych stosików. Dzięki niej mogłam obserwować atrakcje przygotowane dla dzieci, głównie przebieranie się za Pipi Pończoszankę. Maluchy bawiły się niesamowicie i w ogóle nie były skrępowane sporą widownią. Coś czuję, że wyrosną z nich małe gwiazdy :)

Wielką zaletą wszelkich targów książek jest możliwość spotkania na nich swoich ulubionych pisarzy. Ja wypisałam sobie długą listę osób, z którymi chciałabym porozmawiać, ale brak czasu zrobił swoje. Nie zdążyłam porozmawiać z żadnym z nich, za to w biegu udało mi się spotkać Iwonę Kienzler, Macieja Stuhra, Grzegorza Miecugowa, Sylwię Chutnik i Annę Dymną, która wzbudziła wśród gości największe emocje. Kolejka do niej była tak długa, że przysłoniła kilka okolicznych stoisk.

Ale dość już o targach, czas na podsumowanie maja, który zaczął się dla mnie bardzo dobrze (oczywiście pod względem czytelniczym), a skończył wielką przedsesyjną harówą. W ostatnim miesiącu udało mi się przeczytać następujące książki:

1. Anna Stanisławska Transakcyja,
2. Tiziano Terzani Dobranoc, panie Lenin,
3. Remigiusz Mróz Prędkość zdarzeń,
4. Stanisław Dziedzic Romantyk Boży,
5. Arystoteles Poetyka,
6 i 7. Ignacy Krasicki Monachomachia i Antymonachomachia. 

Recenzje dwóch ostatnich pozycji pojawią się na Strofkach w ciągu najbliższych kilkunastu dni w ramach cyklu Klasyka Zapomniana. W najbliższym czasie opublikuję również recenzje kilku egzemplarzy recenzenckich, które dotarły do mnie w ostatnim czasie. Dziękuję ich nadawcom za cierpliwość i wyrozumiałość. Wam również za to dziękuję. Mam nadzieję, że w ten weekend uda mi się nadrobić zaległości w odwiedzaniu Waszych blogów, które od kilku miesięcy jest moim hobby. W połowie czerwca wszystko powinno wrócić do normy. Trzymajcie za mnie kciuki!

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

czwartek, 22 maja 2014

O romantyku Bożym i jego twórczości

Karol Wojtyła został wybrany na papieża w 1978 roku, dokładnie czterdzieści lat po swoim debiucie poetyckim. Ciężko stwierdzić, czy ta okrągła rocznica ma jakiekolwiek znaczenie, ale faktem jest, że jego próby poetyckie przełożyły się na jego niezwykłe sukcesy, gdy był już znany jako Jan Paweł II. Zapewne nikt z nas nie potrafi przeczytać ot, tak słów: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi! Każdy z nas przeczyta to naśladując charakterystyczną intonację ,,naszego papieża". Recytacji młody Karol nauczył się... O tym, gdzie się jej nauczył przeczytałam w książce Stanisława Dziedzica o wdzięcznym tytule Romantyk Boży.

Wszyscy wiemy, że Jan Paweł II kochał poezję i że sam popełnił kilka utworów. Na tym jednak kończy się nasza wiedza dotycząca jego twórczości. Zdecydowałam się sięgnąć po Romantyka Bożego, by czegoś się o niej dowiedzieć. Książka dzieli się na cztery części. Pierwsza z nich poświęcona jest Wadowicom - ,,miejscu, w którym wszystko się zaczęło", druga - teatralnym próbom przyszłego papieża, trzecia jego twórczości poetyckiej i dramaturgicznej, czwarta część jest podsumowaniem całej jego twórczości. Dodatkowo, wraz z ewolucją talentu pisarskiego Karola Wojtyły, zapoznajemy się w tej książce z elementami jego biografii. Z racji niewielkich rozmiarów tej publikacji wszystkie te tematy nie zostały omówione zbyt wnikliwie, ponieważ jest to tekst w ogromnej mierze popularnonaukowy, skierowany do czytelnika, którzy nie ma za sobą skończonych studiów polonistycznych, a chce zapoznać się z twórczością kogoś, kogo dajmy na to podziwia. 

Jak na książkę, która traktuje o czyjejś twórczości, zaskakująco mało w niej tekstów źródłowych. W większości nie jest to jednak minusem tej publikacji, ponieważ Dziedzic skupia się raczej na inspiracjach Karola Wojtyły, na ludziach, których podziwiał i którzy mieli na niego największy wpływ oraz na relacjach osób, które dobrze go znały. Da się zauważyć, że autor naprawdę interesuje się tematem, o którym napisał książkę. Większość zdjęć w niej zamieszczonych jest jego autorstwa, spotkał się on też z większością ludzi, o których chociażby wspomniał, imponująca jest również baza źródłowa, na której się opierał. Niestety, chwilami jego pasja była aż za bardzo widoczna, ponieważ Dziedzicowi zdarza się powtarzać kilka razy to samo lub odchodzić od tematu. Na szczęście, na dłuższą metę nie jest to zbyt drażniące, ponieważ ilość materiału, który porusza ta książka jest tak duża, że czasami aż prosi się o powrót do pewnych informacji, które są niezbędne niepogubienia się w gąszczu kolejnych wiadomości. Całość jest jednak podana w wyjątkowo lekkostrawnej, jak na taką tematykę, wersji.

Na mojej półce już od dawna znajduje się książka zawierająca niemalże wszystkie dzieła świętego już Jana Pawła II. Żałuję tego, że jeszcze się z nią nie zapomniałam, choć cieszę się, że przeczytałam wcześniej Romantyka Bożego. Dzięki niemu wiele rzeczy w twórczości Wojtyły stało się dla mnie jaśniejsze. Wspaniale śledziło się również ewolucję jego zmagań z literaturą. Uwielbiam obserwować zmiany zachodzące w twórczości oraz poglądach poetów i pisarzy, więc sięgnięcie po książkę Stanisława Dziedzica było dla mnie oczywistością. Wydaje mi się jednak, że dla osób niezainteresowanych tematem miejscami może być ona nużąca. Mimo to - polecam. 

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Za egzemplarz tej książki dziękuję Wydawnictwu M.

Powyższa recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi i Nie tylko literatura piękna

poniedziałek, 19 maja 2014

Warszawskie Targi Książki - zapowiedź

Wielkimi krokami nadchodzi dzień, który sprawi, że moje półki znowu zaczną uginać się pod naporem niezliczonych ilości nowych tomiszcz. Warszawskie Targi Książki to święto dla każdego mola książkowego mieszkającego w obrębie do kilkudziesięciu kilometrów od naszej stolicy. Będą one miały miejsce w dniach 22-25 maja na Stadionie Narodowym

Zeszłoroczna edycja przyciągnęła na Stadion ponad 60 tys. odwiedzających, którzy mogli odwiedzić stoiska pięciuset wystawców z osiemnastu krajów. Jako skromna czytelniczka muszę przyznać, że było niesamowicie. Moją ,,relację" z ostatnich targów możecie przeczytać tutaj.

W tym roku odwiedzający również nie powinni narzekać na brak atrakcji. Bogaty program imprez towarzyszących powinien zapewnić rozrywkę nawet największej marudzie. Mnie najbardziej zainteresowało wydarzenie nazwane Tytus na Stadionie, które polega na wspólnym pokolorowaniu największej ilustracji, jaką kiedykolwiek przygotował Papcio Chmiel. Wszyscy miłośnicy komiksów, nie tylko autorstwa niejakiego Henryka Jerzego Chmielewskiego, będą mieli niezwykłą okazję przebrać się za ulubioną postać z dowolnego komiksu lub filmu. Cosplay dopiero debiutuje na Warszawskich Targach Książki, ale jego efekty z pewnością będą znakomite (mam taką nadzieję i czekam na postacie z Gwiezdnych Wojen). Nas, zatwardziałych moli książkowych, najbardziej powinna zainteresować atrakcja przygotowana przez dobrze nam znany portal LubimyCzytać.pl. W niedzielę, 25 maja, na płycie Stadionu odbędzie wielka wymiana książek, w której będzie mógł wziąć udział każdy posiadający bilet na targi. Maksymalnie będzie można wymienić pięć książek. Polecam Wam tę zabawę, ponieważ z doświadczenia wiem, że większość osób przynosi na nią książki, które rzeczywiście nadają się do czytania, a nie dodatki do gazet lub rozpadające się romansidła. Zainteresowanym mogę zdradzić również fakt, że wezmę w tej wymianie udział nie tylko jako uczestniczka, ale i jako wolontariuszka, więc wszystkim Wam będę mogła służyć pomocą :)

Amatorów spotkań autorskich z pewnością ucieszy fakt, że organizatorzy Targów przewidzieli mnóstwo spotkań z pisarzami. Figurują w niej nazwiska, np. Wojciecha Jagielskiego, prof. Jerzego Bralczyka, Joanny M. Chmielewskiej, Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, Iwony Kienzler, Zygmunta Miłoszewskiego i wielu innych osobistości znanych w środowisku wielbicieli literatury.

Odwiedzicie Stadion Narodowy pod koniec maja? Spotkamy się na Targach?

***

Nawiasem mówiąc, proszę, nie zwracajcie uwagi na zmiany wystroju na moim blogu. Od kilku miesięcy cierpię na brak czasu wolnego, co uwidocznia się między innymi potrzebą nicnierobienia i chronicznymi napadami konieczności zmiany szablonu. Zastany efekt najprawdopodobniej nie jest ostateczny. 

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

czwartek, 15 maja 2014

Kein problem?

Wojna niesie ze sobą śmierć, cierpienie i zniszczenie, jest okrutna i brutalna. Nie można jej jednak odmówić tego, że jest, o zgrozo, świetnym i chętnie wykorzystywanym motywem literackim. Najciekawsze opracowania i powieści historyczne praktycznie zawsze w pewien sposób nawiązują do określonego konfliktu zbrojnego. W ostatnich kilkudziesięciu latach, z oczywistych względów, najwięcej emocji zbudza II wojna światowa. Sporo tekstów napisanych przez świadków wojny widnieje już w kanonie lektur szkolnych, a te napisane przez ludzi, którzy szczęśliwie jej nie doświadczyli, cieszą wielką, choć już pozaszkolną popularnością.

Przykładem tego typu utworu jest cykl powieściowy Parabellum stworzony przez Remigiusza Mroza. Pierwsza część tej serii, Prędkość ucieczki, podbiła serca większości bloggerów, którzy postanowili po nią sięgnąć. Muszę przyznać, że ja również jestem wielbicielką tego tomu, a to oznacza, że od jego kontynuacji wymagam naprawdę sporo. Horyzont zdarzeń na szczęście szybko trafił w moje ręce i... równie bystro wrócił na półkę. Dlaczego?

Co tu dużo mówić, wszystkie części Parabellum czyta się błyskawicznie. Druga część tego cyklu  jest o sto stron krótsza od swojej poprzedniczki, ale jej akcja nie zwalnia nawet na chwilę. Bracia Zaniewscy podróżują po całej Europie, jeden wraz ze swoją żydowską narzeczoną ucieka przed nazistami do Francji, drugi musi zmagać się z nieludzkimi czerwonoarmistami. Dokładny opis fabuły znajdziecie w recenzji Prędkości ucieczki. To dobry moment na to, żeby wspomnieć o tym, że powinno czytać się te powieści w odpowiedniej kolejności. Jeśli zaczniecie od drugiej części, ominie Was sporo informacji i rozwiązań, których efekty są bardzo ważne dla rozwoju fabuły w Horyzoncie zdarzeń

Akcję tej książki poznajemy z czterech perspektyw: Obelta, polskiego kapitana, który trafił do niemieckiego obozu jenieckiego; Bronisława i jego towarzyszy, którzy walczą na Wschodzie; Stanisława uciekającego wraz z narzeczoną do Francji oraz niemieckich żołnierzy tropiących Staszka i Marię z charyzmatycznym Christianem Leitnerem na czele. W tej części poznaliśmy kilku nowych bohaterów takich jak Wiektor Iwanowicz Sidorenko, mały Lucas czy państwo Boiss. Część z nich odegrała w tej historii niebagatelne znaczenie, inni zniknęli równie szybko, co się pojawili. Niestety, jak to na wojnie, z pewnymi bohaterami, znanymi jeszcze z Prędkości ucieczki, musieliśmy się pożegnać. Bardzo się cieszę, że pod koniec tej tej książki przynajmniej jeden z braci przypomniał sobie o swoich rodzicach. Nieco niepokoiło mnie to, że Staszek wędrował z ukochaną przez Niemcy ani razu nie wspominając swoich rodziców, którzy pozostali w okupowanej Warszawie. Poczynaniami Bronisława również nie kierowała troska o matkę i ojca, ale o Anielę, dziewczynę, którą zostawił w Baranowiczach. Mam nadzieję, że wątek losu rodziców, a właściwie już samej matki braci, zostanie przedstawiony w kolejnych częściach.

Tym, co jest najbardziej charakterystyczne dla prozy Remigiusza Mroza są niesamowite zwroty akcji. Czytelnik nie jest w stanie przewidzieć, co wydarzy się na następnej stronie, a jeśli ma jakieś przewidywania, z pewnością są one błędne. To zwodzenie czytelnika jest ważnym elementem ekspresowo rozwijającej się akcji oraz fabuły Horyzontu zdarzeń. Bez niego Parabellum nie byłoby tym samym, czym jest.

Na pochwałę w tej książce zasługuje również to, co jest bardzo ważne dla każdego bibliofila - oprawa graficzna. Wszystkie części Parabellum rzeczywiście wyglądają na półce jak cykl i to porządnie wydany. Oto kolejny powód przemawiający za tym, że warto sięgnąć po Horyzont zdarzeń zwłaszcza jeśli lubicie podejrzane zbiegi okoliczności oraz wartką akcję. Drugą część tego wielowątkowego cyklu można nazwać zarówno powieścią historyczną, jak i sensacyjną, więc każdy powinien znaleźć w niej coś dla siebie. Polecam i życzę miłej, choć niestety bardzo krótkiej, lektury.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Powyższa recenzja bierze udział w wyzwaniu Polacy nie gęsi.

Za możliwość otrzymania tej książki dziękuję jej autorowi Remigiuszowi Mrozowi

piątek, 9 maja 2014

,,Pamięci mojego ojca, który marzył"*

Komunizm ostatecznie upadł... w którym roku? Podczas Jesieni Narodów w 1989 roku, a może trzy lata później, gdy rozpadł się największy nowotwór wszech czasów - ZSRR? A może to ustrojstwo trwa nadal? Korea Północna i Chiny są tego najlepszym przykładem. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, kiedy i czy w ogóle, ta ideologia przeszła do historii. Pewnym jest jednak, że największym ciosem wymierzonym komunizmowi jest właśnie upadek ZSRR, kolebki sprawdzania tej teorii w praktyce. Upadek tego zlepku narodów zaczął się o wiele wcześniej, niż się powszechnie uważa. Efektem wieloletnich starań opozycji radzieckiej był pucz Janajewa, który wprawił w popłoch ówczesne władze Związku Radzieckiego. Przełomowe wydarzenie było niezwykłą szansą dla tysięcy dziennikarzy, którzy akurat wtedy byli w Moskwie, lub którym udało im się na czas do niej dotrzeć. W takim razie co powinien zrobić dziennikarz, który w tym czasie żeglował na statku Propagandista wzdłuż rosyjsko-chińskiej granicy?  Za wszelką cenę próbować dostać się do Moskwy, czy wykorzystać sytuację i opisać to, w jaki sposób ludzie mieszkający na radzieckiej prowincji przyjęli upadek ZSRR i koniec komunizmu. Czy to przełomowe wydarzenie miało dla nich jakiekolwiek znaczenie?

Tiziano Terzani to znany włoski dziennikarz, reporter i publicysta. Jestem wielką wielbicielką jego talentu pisarskiego, zmysłu obserwacji i inteligencji odkąd przeczytałam jego Listy przeciwko wojnie, za pomocą których wdał się w polemikę z Orianą Falacci . Dobranoc, panie Lenin kupiłam sobie jako nagrodę za świeżo zakończony maraton i maturalny i... Boże, dlaczego jak tak późno zaczęłam ją czytać?!

Ta książka może pochwalić się wszystkim tym, czym powinien charakteryzować się rewelacyjny reportaż. Zacznijmy od tego, że Terzani rzeczywiście miał o czym pisać. Na początku lat 90. wszyscy wiedzieli, że coś się w ZSRR szykuje, ale nikt nie przepuszczał, że kryzys wybuchnie tak nagle. Terzani również. Dlatego właśnie, zamiast rezydować w Moskwie i czekać na rozwój wydarzeń, wybrał się w podróż na drugi koniec Związku Radzieckiego. Wiadomość o puczu zaskoczyła go 16 sierpnia 1991 roku w Chabarowsku. Reporter postanowił nie dołączać do zgrai dziennikarzy, których w Moskwie było już na pęczki, ale opisać upadek kolosa od tej najmniej docenianej jego strony. Z Chabarowska Terzani udał się na Syberię, do Kazachstanu, Kirgizji, Uzbekistanu, Tadżykistanu, Turkmenii, Azerbejdżanu, Gruzji oraz Armenii, aby podróż swą zakończyć w symbolicznym miejscu - w Mauzoleum Lenina.

Terzaniego nie interesują rozgrywki na górze, przedmiotem jego opisu jest reakcja maluczkich na wieść o puczu i jego konsekwencjach. Okazuje się jednak, że większość z nich nie wykazuje ani rozpaczy, ani radości, ani zaskoczenia tą informacją. W ich życiu bowiem nie zmieni się zbyt wiele. Komuniści zaczną nazywać się socjaldemokratami, ot cała zmiana. Problem pojawia się jedynie w momencie, gdy trzeba określić swoją narodowość. ZSRR rozpadł się na kilkanaście mniejszych lub większych republik, które dotąd, pomimo czasami olbrzymich, choć nieco już zatartych różnic kulturowych, były jednym państwem.

Problem narodowościowy to tylko jeden z wielu wątków poruszanych w tej książce. Składają się na nią notatki prowadzone przez włoskiego dziennikarza w czasie jego podróży po rubieżach ZSRR. Dzięki temu obok uwag o kondycji Związku Radzieckiego, znajdziemy fragmenty o urodzinach autora w Samarkandzie, użeraniu się z hotelowymi portierkami czy  kłopotliwym towarzystwie komunistycznych dygnitarzy. Mnogość miejsc odwiedzanych przez Terzaniego sprawia, że nie powiela on raz poruszonych tematów, a książkę czyta się dzięki temu dosłownie w kilka chwil.


Wielkie brawa należą się również wydawnictwu Zysk i S-ka, które wydało tę książkę na rynku polskim. Oprawa graficzna jest fenomenalna i doskonale oddaje treść tego reportażu. Dodatkowo zachwyciła mnie grzbiet tej książki, który nawet nie zagiął się nawet wtedy, gdy to ponad pięciuset stronicowe tomisko musiałam otwierać w taki sposób, że większość wydań bardzo straciłoby przez to na urodzie.

Czytam tę recenzję i czytam i jestem coraz bardziej pewna, że kompletnie nie udało mi się oddać piękna tej książki. Dobranoc, panie Lenin to książka rewelacyjna, doskonała i ponadczasowa. Od niedawna również jedna z moich absolutnie ulubionych. Polecam Wam ją z całego serca!

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Powyższa recenzja bierze udział w wyzwaniach: Odkrywamy białe plamy i Nie tylko literatura piękna
*Terzani Tiziano, Dobranoc, panie Lenin, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, 2011, s. 5.

poniedziałek, 5 maja 2014

,,Klasyka zapomniana" - nowy cykl na Strofkach

Bardzo się cieszę, że moja propozycja cyklu przypadła Wam do gustu. Przyznam szczerze, że wymyśliłam go podczas pisania podsumowania kwietnia, na szybko i bez jakichkolwiek konkretów dotyczących jego funkcjonowania. Słowo się jednak rzekło i musiałam zabrać się do pracy, czy mi się to spodobało, czy nie. Najpierw, w pocie i bólu powstała nazwa cyklu - Klasyka Zapomniana. Postanowiłam, że oprócz literatury staropolskiej będę promowała na swoim blogu również utwory powstałe w nieco ,,młodszych" epokach, warte przeczytania, ale nieco już zapomniane i przede wszystkim niedoceniane. Oprócz tekstów źródłowych, postaram się recenzować również książki opisowe, skupiające się na różnych aspektach życia oraz pozycji i cech charakterystycznych literatury w dawnych czasach. Przykładem tego typu tekstu są Wizerunki niepospolitych niewiast staropolskich XVI-XVIII wieku.  

To już wszystko, co chciałam napisać o Klasyce Zapomnianej. Czas na recenzję pierwszej należącej do tego cyklu książki.  

***

Anna Stanisławska uważana jest za pierwszą polską pełnoprawną poetkę. Cały jej dorobek literacki stanowi tylko jeden tekst Transakcyja, której pełny tytuł to Transakcyja albo Opisanie całego życia jednej sieroty przez żałosne treny od tejże samej pisane roku 1685. Jak sama nazwa tego dzieła wskazuje tekst ten powstał w 1685 roku, czyli w czasie dojrzałego baroku, trzysta dwadzieścia dziewięć lat temu. Całość składa się z siedemdziesięciu siedmiu różnej długości i tematyki trenów. 

Transakcyja opowiada o życiu Stanisławskiej, które nie należało do najłatwiejszych. Na autorce i jej zmarłym w dzieciństwie bratem wygasł bowiem ród Stanisławskich. Między innymi z tego powodu tekst ten jest utrzymany w pesymistycznym tonie. Pierwszym mężem Anny był upośledzony umysłowo Jan Warszycki zwany przez swą żonę wymownie - Ezopem, kolejne małżeństwa, szczęśliwe, zakończyły się wraz z rychłą śmiercią obu mężów. Pomimo licznych przeciwności losu poetka nie ustawała w dążeniach o szczęśliwy żywot. Pod koniec życia zajmowała się głównie dbaniem o swój rozległy majątek oraz pomaganiem Kościołowi i ubogim. 

Treny, za sprawą niejakiego Jana Kochanowskiego kojarzą nam się głównie z liryką funeralną, smutną i przepełnioną żalem. Część utworów Stanisławskiej również nie należy do najweselszych, ale część, najprawdopodobniej nieświadomie, poetka uczyniła komicznymi. Do takich należą zwłaszcza treny opisujące jej pożycie z Ezopem. Jan Warszycki najprawdopodobniej był psychicznie chory, choć jego schorzenie pozwoliło mu na względną samodzielność. Czasami jednak czyniło z niego, cytuję teraz Zbigniewa Kuchowicza, kompletnego debila. Rankiem, tuż po nocy poślubnej, którą małżonkowie spędzili osobno, gdy już wepchnięto go do sypialni Anny, ten zaczął... łapać muchy:
A nazajutrz po śniadaniu,
a przy mojem ubieraniu,
Ledwo w Ezopa wmówili, 
czyli go też już wtrącili
Do pokoju, gdzie poziera,
a palcem prochy ociera.
Coś mu szepcą - on jak głuchy, 
a po oknie łapa muchy.*
Choroba psychiczna to jednak tylko jeden z wielu problemów młodego Warszyckiego. Kolejnym był jego despotyczny ojciec - typowy napuszony magnat, a do tego furiat którego przywary Stanisławska opisała rewelacyjnie. Słynny na cały kraj kasztelan Warszycki nie zadbał o wychowanie i ogładę syna, wierząc w to, że jego pieniądze pomogą mu znaleźć odpowiednią kandydatkę na żonę. Niestety, trafił na niejaką Annę Stanisławską, która nie zaliczała się do pokornych niewiast i umiała zadbać o siebie. Po śmierci swojego ojca, przyszła poetka doprowadziła do rozwodu (!) z Ezopem i związała się z Janem Zbigniewem Oleśnickim, który niedługo po ślubie zmarł na cholerę, a następnie z Janem Bogusławem Zbąskim (Stanisławska wybitnie upodobała sobie to imię), który podczas odsieczy wiedeńskiej został postrzelony w nogę i zmarł na skutek zakażenia krwi. Resztę życia Anna spędziła jako wdowa.

Wszystkie te wydarzenia zostały w Transakcyi skrupulatnie opisane. Poetka miała to szczęście, że większość słów jakich użyła do konstruowania swojego tekstu nie wyszły z użycia do dzisiaj, lub są łatwe do odczytania dla współczesnego czytelnika. Wszelkie niejasności związane z korektą oraz redakcją tego tekstu zostały wyjaśnione przez Idę Kotową, polską filolog, która w 1935 roku wydała krytyczne wydanie tego tekstu. Jedyne, co przeszkadzało mi podczas lektury tej książki to rymy gramatyczne, typu wiosna-radosna, które nie irytują jedynie w wierszykach stworzonych przez maluchy, a które upodobała sobie Stanisławska. Jest to jednak jedyny znaczący mankament tego utworu. 

Polecam tę książkę czytelnikom, którzy są zainteresowani zarysem obyczajowości polskiej w XVII wieku oraz opisem przeżyć kobiety, która w tych trudnych czasach nie mogła cieszyć się nawet szczęściem rodzinnym. Tego typu problemy są aktualne bez względu na to, w jakiej epoce żyjemy, zaś jeśli chodzi o obyczajowość to wydaje mi się, że czytanie opracowań historycznych warto uzupełnić czytaniem tekstów źródłowych. W takim układzie odkrywanie przeszłości staje się fascynującą przygodą, przeżycia której serdecznie Wam życzę. 

To wszystko na dziś, dziękuję za przeżycie i pozdrawiam,
Franca

Powyższa recenzja bierze udział w wyzwaniach: Polacy nie gęsi i Czytam książki wydane przed 1990 rokiem.
*Stanisławska Anna, Transakcyja, Wydawnictwo Universitas, Kraków, 2003, s.21. 

czwartek, 1 maja 2014

Podsumowanie kwietnia, kilka informacji, kilka nowości

Nie mam pojęcia jak to się stało, że kwiecień skończył się jeszcze szybciej niż się pojawił. Bardzo mnie to martwi ponieważ każdy kolejny upływający miesiąc nieubłaganie zbliża mnie do sesji letniej, która nie będzie należała do najłatwiejszych. Na razie jednak staram się o niej nie myśleć, a pogoda jest po mojej stronie. 

Przechodząc do konkretów, muszę z przykrością stwierdzić, że w kwietniu przeczytałam tylko sześć książek. Oto one:
Michael Hasemann Ciemne postaci w historii Kościoła. Mity, kłamstwa i legendy,
Radek Bieliński Good morning korporacjo,
Jenő Szentiványi Orlęta lwowskie,
Kamil Janicki Upadłe damy II Rzeczpospolitej,
Philippa Gregory Krucjata,
Zbigniew Kuchowicz Wizerunki  niepospolitych niewiast staropolskich XVI-XVIII wieku.

Cóż, jeśli chodzi o liczbę przeczytanych książek, nie był to dla mnie najbardziej intensywny miesiąc. Jestem jednak bardzo zadowolona z jakości tych, po które udało mi się sięgnąć. Zdecydowanie najlepiej czytało mi się Wizerunki niepospolitych niewiast staropolskich XVI-XVIII wieku i Upadłe damy II Rzeczpospolitej. Tegoroczny kwiecień śmiało mogę ogłosić miesiącem czytania książek historycznych, co mnie bardzo, ale to bardzo cieszy.

Oprócz sześciu przeczytanych przeze mnie książek, zaczęłam czytać trzy inne, których recenzje opublikuję już za kilka dni. Niestety, nie udało mi się skończyć lektury zapowiadanej książki japońskiego pisarza, którym jest Haruki Murakami. Jego Kronikę ptaka nakrętacza czytam od kilku miesięcy i nie mogę przez nią przebrnąć. Dziwię się temu, ponieważ jestem z niej całkiem zadowolona , ale ewidentnie coś zdecydowanie między nami ,,nie gra". Na razie więc odłożę tę powieść na półkę, odczekam chwilę i ponownie się za nią zabiorę, gdy będę miała dużo wolnego czasu.

Mam nadzieję, że maj będzie dla mnie bardzo udany pod względem czytelniczym. Postaram się przeczytać co najmniej kilka książek ze stosiku, który niedawno Wam prezentowałam i kilka powieści, na które ,,czaję się" już od jakiegoś czasu. W związku z moim czytelniczymi planami na maj, chciałabym się Was o coś zapytać. Uwielbiam czytać szeroko rozumianą klasykę literatury, także tą już dawno zapomnianą, albo uważaną za przestarzałą i stworzoną do czytania jedynie w trakcie lekcji języka polskiego. Zauważyłam również, że bardzo zaciekawiła Was książka Zbigniewa Kuchowicza, dotycząca staropolskich pań i panien. Codziennie mam do czynienia z literaturą staropolską, która wcale nie jest tak nudna i niezrozumiała, jak się powszechnie uważa. Postanowiłam, że będę na moim blogu publikować recenzje tych publikacji i stworzyć z nich swego rodzaju cykl. Moje pytanie do Was brzmi: ,,Jesteście zainteresowani recenzjami tego typu książek?". Mam nadzieję, że tak, ponieważ przygotowałam już kilka z nich, które bardzo chciałabym Wam zaprezentować. Na zachętę dodam, że część z nich napisana została przez kobiety, o których możecie przeczytać w Wizerunkach... Kuchowicza.

Skoro jesteśmy już przy miłych rzeczach, to nie wypada mi nie wspomnieć o V Warszawskich Targach Książki, które odbędą się w dniach 22-25 maja na Stadionie Narodowym. Nie ukrywam, że czekałam na nie przez cały rok (o odkładaniu pieniędzy nie wspomnę). Zeszłoroczne Targi okazały się wielkim sukcesem, w tym roku najprawdopodobniej będzie tak samo. Gdy na stronie tego wydarzenia pojawi się więcej informacji, stworzę o nich notkę, abyście wiedzieli, dlaczego warto się na nim pojawić (bo naprawdę warto!).

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam (majowo!),
Franca