środa, 28 sierpnia 2013

Perwersja i wyuzdanie


Stało się. Nastała moda na erotyki w różnorakim stylu. Jedne lepsze, drugie (czasami znacznie) gorsze, inne z kolei całkiem przeciętne. Poprzednie dwa zdania to cały wstęp do dzisiejszej recenzji bowiem więcej nie jest potrzebne. Książki, które dla Was dzisiaj recenzuję to powieści, które zawierają w sobie dużą dozę erotyki, ale zdecydowanie (na plus) odstają poziomem od sztandaru gatunku czyli trylogii E.L.James. ,,Pochwała macochy" to zawadiacki tekst laureata Literackiej Nagrody Nobla - Mario Vargasa Llosy. Don Rigoberto to ekscentryczny miłośnik sztuki i agent ubezpieczeniowy. Jego żona, Lukrecja to pełna niewymuszonego seksapilu kobieta, macocha Fonsita, syna don Rigoberta z poprzedniego związku. Rodzina wydaje się wieść naprawdę szczęśliwe życie. Każdy jej członek ma swoje fanaberie (głównie seksualne), ale do pewnego momentu wszystko jest w porządku. Tym przełomowym momentem stało się niezdrowe zainteresowanie Fonsita swą macochą. Czy Lukrecja oprze się rozkosznemu pasierbowi?


Perwersja wypływająca z każdej strony tej książki, niestety, w żaden sposób na mnie nie podziałała. W połowie powieści zaczęła mnie wręcz drażnić. Być może wpływ na to miała ostatnio przeczytana przez mnie książka (,,Kruchy lód" Wojtachy), w której uderzyły mnie dojrzałe opisy wojny oraz tragedia niewinnych ludzi. W ,,Pochwale macochy" cały jeden rozdział poświęcony jest... sraniu. Zawiodłam się na tej publikacji Llosy, choć nie jest to tak zła pozycja, na jaką wskazuje moje recenzja. Mnie akurat ,,nie podeszła".


Kolejną książkę Mario Vargasa Llosy ,,Zeszyty don Rigoberta" udało mi się zdobyć podczas wymiany na IV Warszawskich Targach Książki (z tego też powodu postaram się zdobyć ,,Pochwałę macochy"). Cóż, Lukrecja i don Rigoberto rozstali, a Fonsito postanowił zrobić wszystko, by byli małżonkowie wrócili do siebie. Kontynuacja ,,Pochwały..." jest o wiele lepsza, dojrzalsza od od swojej poprzedniczki (wydania obu książek dzieli 8 lat). Niemalże cała jej fabuła składa się z wydumanych fantazji seksualnych bohaterów, ale opisanych bardziej... smacznie. Świetny język autora nadał książce oryginalność i niebanalność, a zafascynowanie Fonsita Egonem Shiele z części powieści robi prawdziwy wykład na temat sztuki inspirowanej secesją. Z pewnością nie jest to moje ostatnie spotkanie z prozą Llosy.


Polecam Wam czytać te dwie książki w odpowiedniej kolejności. Wiele fabularnych zawiłości staje się dzięki temu jaśniejszymi. Przez ,,Pochwałę macochy" przebrniecie, a potem będzie już tylko lepiej.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Z literą w tleLiteracka Ameryka Południowa oraz Czytam książki wydane przed 1990 rokiem (,,Pochwała macochy" - 1988 rok).

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Jak łatwo można zostać poliglotą.

Niektórzy lubią uczyć się języków obcych, inni wręcz przeciwnie - starają się unikać lekcji języka za wszelką cenę.  Cóż, ja należę raczej do tych pierwszych i cały czas staram się znajdować nowe sposoby by opanowanie kolejnych języków przychodziło mi z łatwością (o skutkach tych starań lepiej nie rozmawiajmy:-)). W związku z tym już jakiś czas temu zwróciłam uwagę na czasopisma wydawane przez wydawnictwo Colorful Media. Magazyny, o których mówię to English Matters, Business English, Français Présent, Ostanowka: Rossija!, ¿Español? Sí, gracias i Deutsch Aktuell.


Artykuły zamieszczone w czasopismach w całości sporządzane są w danym języku obcym, z tym, że trudniejsze lub rzadko spotykane słówka wyjaśnione są na marginesie. Słówek tych jest całkiem sporo choć nie ze względu na trudność tekstów; wszyscy wiemy, że częste zaglądanie do słownika skutecznie opóźnia nam przeczytanie jakiegokolwiek tekstu. Lektura artykułów zamieszczanych w wymienionych wyżej magazynach jest naprawdę szybka i co ważniejsze, ciekawa.

Tematyka artykułów jest zróżnicowana i wspólna dla większości magazynów. Podróże, literatura i najpopularniejsi pisarze, muzyka, film, kulinaria, najciekawsze zagadnienia historyczne... Czyli krótko mówiąc - dla każdego coś dobrego. 

A Wy? Jakich języków obcych się uczycie? Sprawdźcie, które magazyny najbardziej Wam się przydadzą.



Jak sama nazwa wskazuje, jest to czasopismo przeznaczone dla uczących się języka angielskiego. Dwumiesięcznik wydawany jest przez polsko-brytyjski zespół, który redaguje teksty skierowane do osób na średnio zaawansowanym i zaawansowanym poziomie nauki języka. 
Co jakiś czas w ramach tego magazynu pojawiają się wydania specjalne dotyczące kultury krajów anglosaskich, kulinariów, filmów i muzyki.




Tematyka czasopisma Français Présent jest zbliżona do wymagań do większości egzaminów z tego języka. Z doświadczenia wiem, że lektura tego magazynu jest niezwykle pomocna w nauce języka francuskiego. 
Poza tym muszę przyznać, że zdarza się, że kupuję ten magazyn dla wspaniałej okładki;-).








W tym czasopiśmie najczęściej pojawiają się kreatywne zadania takie jak krzyżówki, czy zabawy słowne. Magazyn tworzony jest przez polsko-hiszpański zespół, choć artykuły dotyczą całego świata hiszpańskojęzycznego, nie samej Hiszpanii. Często możemy znaleźć w nim informacje o Polakach zamieszkujących dany zakątek tego rejonu. Dodatkowo, od kilku numerów do wybranego z artykułów dołączany jest kompleks pracy dla nauczyciela. 








Jest to pierwszy magazyn wydawany przez Wydawnictwo Colorful Media. Dwumiesięcznik tworzony jest pod patronatem merytorycznym Wydawnictwa Wagros więc czytelnicy czasopisma mogą liczyć na najwyższą jakość artykułów.
Teksty zawsze dostosowane są do aktualnych wydarzeń oraz pory roku oraz poruszają tematy z różnych dziedzin nauki.






Magazyn przeznaczony dla uczących się języka rosyjskiego ukazuje się co trzy miesiące i podobnie jak pozostałe czasopisma może pochwalić się zróżnicowaną tematyką i artykułami dostosowanych do poziomu zaawansowanego i średnio zaawansowanego nauki języka.











Business English to czasopismo skierowane dla ludzi których interesuje nauka biznesowego języka angielskiego oraz sama tematyka gospodarcza z elementami polityki. Jest to magazyn kreowany przez specjalistów, którzy dzielą się z czytelnikami swoją fachową wiedzą oraz oczywiście nienagannym angielskim.







Dodatkowo do części artykułów w czasopismach nagrywane są pliki mp3, które bezpłatnie możemy ściągnąć ze strony internetowej danego magazynu. 



Życzę Wam powodzenia w nauce języka obcego, który najbardziej Was interesuje i żywię nadzieję, że czasopisma wydawnictwa Colorful Media pomogą Wam w lepszym i szybszym jego opanowaniu.


To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

środa, 21 sierpnia 2013

O stanie wojennym bez martyrologii + ciekawa informacja

Stan wojenny. Dla większości przedstawicieli mojego pokolenia jest to kolejna ,,ciekawostka historyczna", którą nie warto się interesować chociażby przez coroczne awantury i powtarzające się pytania w stylu ,,warto? nie warto?". Nasza wiedza dotycząca tego wydarzenia zaczyna się i kończy na tym, że 13 grudnia 1981 roku na ulice wyjechały czołgi, a w telewizji zamiast Teleranka wystąpił Jaruzelski w niemodnych obecnie okularach. Nie bardzo wiemy, jak to naprawdę było więc raczej nie zdarza nam się sięgać po książki poświęcone stanowi wojennemu. Co innego, gdy setki zapisanych stron nie dotyczą spraw stricte politycznych, lecz pokazują codzienność ludzi, którym te wydarzenia mimowolnie przypadły w udziale.


Z tego samego założenia wyszły trzy licealistki: Natalia Pych, Dominika Szczęsna i Martyna Wrona, które wspólnymi siłami i przy pomocy swojego nauczyciela historii napisały książkę o wdzięcznym tytule: ,,Ballada o stanie wojennym".


Napisały to może niezbyt odpowiednie słowo gdyż książka składa się głównie z dość krótkich (a więc wprost stworzonych do szybkiego przeczytania)  relacji tzw. zwykłych ludzi, dla których stan wojenny był rzeczywistością, z którą należało sobie w jakiś sposób poradzić. Nagle ze sklepów zniknęły towary, które i tak ciężko było dostać, wprowadzono godzinę policyjną, a na ulice wyszli ZOMO-wcy. Nie licząc tego, że należało zaangażować się w działalność opozycyjną trzeba było jeszcze dojeżdżać do pracy/szkoły czy robić zakupy, a przecież Big Brother is watching you. Anegdoty osób, dla których była to codzienność pozwalają nam choć na chwilę cofnąć się w czasie, przejechać się syrenką, zasymulować chorobę w celu uniknięcia służby wojskowej, czy postać chwilę w kolejce po pomarańcze by po kilku godzinach wrócić do domu z nowiuśkim odkurzaczem (autentyczna przygoda mojego wujka).

Cytując napis na tylnej części okładki książki:

,,Autorki oferują świeże spojrzenie na czasy stanu wojennego, nie przez pryzmat martyrologii - choć oczywiście te wątki są obecne - a bardziej z perspektywy człowieka, który prowadzi zwyczajne życie. Patrzymy na tamte czasy oczami kogoś, kto się żeni, studiuje, pracuje i wyjeżdża na wakacje, zmagając się z brakami i absurdalnymi zarządzeniami władz."

 Tekst ,,Ballady..." został świetnie zredagowany, a w dodatku okraszony wspaniałymi ilustracjami i zdjęciami ,,z epoki". Znaczki pocztowe z tamtych lat, dowcipy i karykatury, plakaty, informacje o pogodzie, fragmenty gazet - to wszystko znalazło się w książce, którą właśnie dla Was recenzuję. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, ile pracy te młode dziewczyny musiały włożyć pracy w to, by ta publikacji ujrzała światło dzienne.
Chylę czoła i czekam na więcej.

***

Mam nadzieję, że pamiętacie, jedną z moich ostatnich recenzji, tę dotyczącą najnowszego numeru miesięcznika Znak (dla zapominalskich - klik). Otóż, mam dla Was niespodziankę. Redakcja czasopisma postanowiła przygotować dla Was specjalną akcję promocyjną, dzięki której przy zakupie wakacyjnego wydania gazety, drugi, dowolnie wybrany przez Was numer otrzymacie za darmo! Szczegóły promocji znajdziecie klikając w ten adres.
Gorąco zachęcam Was do wykorzystania tej okazji i zaznaczam, że warto!


To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca



poniedziałek, 19 sierpnia 2013

„Interesuje mnie człowiek w sytuacji ekstremalnej” [Anna Wojtacha „Kruchy lód”]

Ryszard Kapuściński i Wojciech Jagielski to najsłynniejsi polscy reporterzy wojenni. Podziwiamy ich warsztat, ich odwagę, swego rodzaju poświęcenie oraz samoistny mechanizm wyparcia tego, co dzieje się wokół. Nie każdy to potrafi, bo nie każdy nadaje się na reportera. Co zastanawiające, żaden z tych panów (a także ich kolegów i koleżanek po fachu) nie lubi mówić o sobie oraz o praktycznej stronie swojego zawodu, całą swą uwagę poświęcając pracy. Enigmatyczne informacje wyciągane podczas wywiadów nie mówią nam zbyt wiele. Bo czy my, czytelnicy/widzowie/odbiorcy interesujemy się samymi dziennikarzami, czy może wciąż najważniejsza jest informacja?

Anna Wojtacha, korespondentka wojenna początkowo współpracująca z TVN 24 i Polsatem News, obecnie związana z TVP Info postanowiła uchylić rąbka tajemnicy i w swojej książce zatytułowanej „Kruchy lód” bez zbędnej kurtuazji zdaje czytelnikowi relację z kulis pracy jednego z najtrudniejszych zawodów jakie wymyślił sobie człowiek.

Książka podzielona jest na pięć rozdziałów poprzedzonych wstępem. Cztery z nich stanowią relacje z miejsc ogarniętych w określonym czasie piekłem wony. Są to kolejno Gruzja, Indie (atak terrorystyczny na dwa ekskluzywne hotele), Strefa Gazy i Afganistan. Jednak w przeciwieństwie do klasycznych reportaży samo wydarzenie (dajmy na to ostrzał moździerzowy) jest tylko tłem dla opisu specyfiki pracy korespondenta wojennego, który musi nagrać „lajfa” bez względu na to, co dzieje się za jego plecami. Bez zbędnego upiększania i dorabiania do swojej pracy ideologii Wojtacha pisze o uprzedzeniach, o kwadraturze koła wojny, o bezradności, która jej zdaniem jest największym minusem tej pracy. „Wojenne ćpuny” nie mają łatwego życia, codzienność jest dla nich zwyczajnie nudna, a problemy dnia codziennego błahe w porównaniu z tym, co widzieli chociażby w Iraku. Wciąż mówią o wojnie, część z nich cierpi na PTSD (zespół stresu pourazowego), a dla nas - widzów wciąż są tylko marionetkami przekazującymi informacje. 

Wojtacha jest szczera, chwilami aż za bardzo. Jej suchy, żołnierski język i styl wypowiedzi początkowo jest ciężki lecz po kilku stronach staje się tym „jedynym właściwym” - dziennikarsko-wojskowym (zadziwiające, jak te dwa zawody są do siebie podobne). Jedyne, co mnie w tej książce razi to zbyt częste odwołanie do życia osobistego autorki, ale ten jeden negatywny czynnik nie stanowi rysy na ogólnej ocenie tej książki, która w moim mniemaniu jest świetna.

Na jednym z portali internetowych znalazłam filmik zawierający wywiad z Anna Wojtachą, która w rozmowie z Martą Perchuć-Burzyńską opowiada o swojej jedynej jak dotąd książce. Poświęćcie proszę kilka minut na obejrzenie tego filmu - wtedy zdecydujecie, czy powinniście zabrać się i za książkę. Wojtacha pisze dokładnie to samo co i jak mówi. 

Polecam!

***

Po raz kolejny jestem zmuszona przeprosić Was za swoją długą nieobecność w blogosferze. Po raz kolejny wyjechałam na wakacje, gdzie dostęp do internetu jest żaden. Takie już moje szczęście. 

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach Polacy nie gęsiZ półki 2013Z literą w tle oraz  Nie tylko literatura piękna.

środa, 7 sierpnia 2013

,,Niestety w tym, jak i również w innych wypadkach, wstydzą się i rumienią niewinni"

Zbigniew Herbert to jeden z najbardziej znanych polskich poetów. Jego nazwisko wciąż zajmuje miejsce w umysłach szeroko rozumianych mas głównie dzięki temu, że twórczość tego poety jest szczególnie chętnie wykorzystywana na lekcjach języka polskiego. Jan Brzękowski nie miał tyle szczęścia, gdyż w szkołach wspomina się o nim jedynie przy wymienianiu twórców należących do Awangardy Krakowskiej, którzy i tak nikną przy nazwiskach Peipera i Przybosia. Mimo tego, że tylko część polskich artystów współczesnych znalazła miejsce w kanonie lektur, większość z nich prowadziła ze sobą ożywioną korespondencję. Niepublikowane dotąd listy Herberta i Brzękowskiego możecie przeczytać w najnowszym, wakacyjnym numerze czasopisma Znak, do lektury którego serdecznie zapraszam.

Korespondencja tych dwóch poetów przypada na lata 1958-1975, w sumie w czasopiśmie znalazło się 25 listów o zróżnicowanej tematyce. Szczególnie interesujące są wzmianki Herberta o emigracji i potrzebie powrotu do Polski. Pozwolę sobie zamieścić tu jeden, wiele mówiący cytat:

,,Wracam do Polski za kilka miesięcy. Robię to, jakbym miał wejść w wodę brudną i zimną, ale to jest jedyna moja rzeczywistość. Tu żyję na powierzchni bez racji i powodu" 

Podczas swojego pobytu w Paryżu Herbert, jak sam przyznaje, wpadł w ,,turystyczną manię". Zwiedzał wszystko, co tylko się dało, co chwilami było uciążliwe dla jego żony, Katarzyny. Mimo to, zdecydował się powrócić do kraju, który wtedy nie sprzyjał sztuce samej w sobie. Interesującym jest to, że poeta był gotów zaryzykować swą wolność twórczą dla życia w ojczyźnie.

Korespondencja Herberta i Brzękowskiego powinna zainteresować teoretyków sztuki (do których zaliczał się sam Brzękowski) gdyż poeci w większości listów analizują i interpretują swoją sztukę, naturalnie nie szczędząc sobie przy tym pochwał. Artyści ci odnoszą się do siebie z niekłamaną życzliwością przysyłając sobie ,,próbki" swojej twórczości takie jak tomiki poezji czy fragmenty prozy. Z listów tych wyłania się interesujący obraz życia artystycznego zarówno w Polsce, jak i w Paryżu w drugiej połowie XX wieku.

Chciałabym zwrócić uwagę na cytat Herberta, który nieco obdziera go z posągowości, którą naznaczyli go potomni, a której tak bardzo wystrzegał się w swojej poezji.

,,Jutro kończę 35 lat. To istna katastrofa. Już jestem definitywnie wykreślony z kręgu młodych"

To jedno zdanie udowadnia czytelnikom, rzecz wydawałoby się oczywistą, a jednak tak często pomijaną. Mianowicie cytat ten zdaje sprawę z tego, że wszyscy, nawet poeci, którym udało się przejść do historii są, czy też byli tylko ludźmi, którzy podobnie jak my mają swoje lęki. Na przykład obawiają się starości.

Listy Herberta i Brzękowskiego zajmują kilka stron formatu A4. To niewiele. Wprawionemu w czytaniu molowi książkowemu ich lektura zajmie góra 10 minut. Powtórzę się, to niewiele. Natomiast obraz życia artystów, ich spojrzenia na sztukę, w tym tak uwielbianą przez nas ich część - literaturę, jest niepowtarzalny i z pewnością wart uwagi. Polecam Wam zarówno ten tekst jak i pozostałe artykuły w miesięczniku Znak. Przedsmak tego, czego możecie spodziewać się po tym czasopiśmie znajdziecie klikając w link http://www.miesiecznik.znak.com.pl/Tekst/pokaz/8183, pod którym znajdują się teksty, których autorzy debatują nad tym, czy powieść ma w Polsce rację bytu, czy może została już wyparta przez non-fiction. Zapraszam.


Miesięcznik Znak ogłosił konkurs związany z zaprezentowanym artykułem. Zadaniem uczestników jest odpisanie na list Herberta z 3 lutego 1959 roku. Nagrody, których mogą spodziewać się laureaci to:

I miejsce: 3-mies. prenumerata ZNAKU, książka "Imię powietrza" W.S Merwin, 3 e-booki
II miejsce: 3-mies. prenumerata ZNAKU, książka "Imię powietrza" W.S Merwin, 2 e-booki
III miejsce: 1 numer "Znaku", książka "Imię powietrza" W.S Merwin, 1 e-book
Dodatkowo, wszyscy uczestnicy otrzymają zniżki na zakup jubileuszowego numeru Znaku.
Więcej informacji znajdziecie na stronie http://www.miesiecznik.znak.com.pl/Tekst/pokaz/13285.
Z możliwość zrecenzowania korespondencji tych dwóch, wspaniałych poetów dziękuję miesięcznikowi Znak


To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca


niedziela, 4 sierpnia 2013

O ludziach ,,próbujących schwytać Słońce"

W 1941 roku Japonia zaatakowała Stany Zjednoczone bombardując bazę Pearl Harbor na Hawajach. Oczywistym było, że oznacza to dołączenie Stanów do II wojny światowej oraz rozpoczęcie najbardziej intensywnych w historii walk na Pacyfiku. Japonia cesarza Hirohito okazała się trudnym przeciwnikiem, tysiące młodych amerykańskich chłopców straciło życie podczas działań wojennych, a końca wojny nie było widać. Wtedy, w 1942 roku rząd Stanów Zjednoczonych postanowił rozpocząć prace nad Projektem, który miał zapoczątkować nową erę dziejach współczesnych militariów. Postanowiono wykorzystać zjawisko rozszczepienia jądra atomu odkryte przez Otto Hahna do stworzenia najbardziej przerażającej brani, jaką kiedykolwiek widział świat.

Tak powstało Oak Ridge. Miasto zbudowane niemalże od zera, które zasiedlili przyszli pracownicy Zakładu Technicznego Clinton (CEW). Eksperyment naukowy stał się niemalże równie ważny co socjologiczny aspekt całego przedsięwzięcia. Ludzie z zupełnie rożnych części kraju, różnych warstw społecznych oraz, co ważne, o odmiennych kolorach skóry niejako zostali zmuszeni do tego by od podstaw zbudować oparte na tajemnicach i niedomówieniach społeczeństwo. Oba te doświadczenia stały się kanwą książki Kiernan.

,,Dziewczyny atomowe" to kolejna książka z serii ,,o tym nie dowiecie się na lekcjach historii". I to udana książka. Autorka pracowała nad nią ponad siedem lat i efekty tej pracy są naprawdę wspaniałe. Być może słyszeliście kiedyś o Oak Ridge, ale czy wiecie, w jaki sposób werbowano do nich pracowników?
 Jane Greer to matematyczka z dyplomem w walizce, Toni to córka skromnego farmera, Helen przed tym jak została operatorką kalutronu pracowała w kawiarni połączonej z apteką. Wojna zmieniła życie wszystkich, nawet tych, którzy z bezpośrednią walką nigdy nie mieli nic do czynienia, a Kiernan doskonale udało się to uchwycić. Wydawałoby się, skomplikowane procesy chemiczne zostały w książce przedstawione jako banalne zagadnienia. Dzięki nim nawet chemiczny laik jako tako orientuje się w zasadzie działania bomby atomowej. Całość czyta się niczym dobrą powieść, a samą lekturę dodatkowo uprzyjemnia piękna okładka.

Od momentu, gdy tylko usłyszałam o tej książce, zastanawiałam się, po której stronie stanie Kiernan. Zwolenników, czy przeciwników bomby atomowej. Zazwyczaj, pomimo najszczerszych chęci pisarzowi non-fiction nie udaje się być bezstronnym. Cóż, Kiernan jest wyjątkiem.  Autorka nie zawahała się wspomnieć o zniszczeniach i tragedii ludzkiej spowodowanej przez Little Boy'a i Fat Mana. W podobny sposób uchwyciła nastroje mieszkańców Oak Ridge, którzy, gdy już dowiedzieli się nad czym pracowali przez całe trzy lata. Z jednej strony radość z zakończenia wojny i rychłego powrotu z frontu członków rodziny  mieszała się z grozą i poczuciem winy związanym z moralną odpowiedzialnością za tragedię mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki.

,,Dziewczyny atomowe" powinny trafić w gusta odbiorców o zróżnicowanych wymaganiach dotyczących lektury. Czytelnicy zainteresowani fizyką, socjologią, a nawet feminizmem(!) powinni znaleźć w tej pozycji coś dla siebie. Książka Kiernan niedługo po publikacji stała się w Stanach bestsellerem, u nas również znajduje się wysoko w słupkach sprzedaży. Jeśli zdecydujecie się przeczytać tę pozycję, z pewnością zrozumiecie fenomen ,,Dziewczyn..." Polecam.

Za możliwość zrecenzowania tej książki dziękuję firmie:


To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytamy książki historyczneWojna i literatura oraz Nie tylko literatura piękna.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać!*

Wszyscy wiemy, co wydarzyło się 69 lat temu w stolicy naszego kraju. Chciałabym w jakiś sposób uczcić pamięć powstańców, którzy dla Polski (czyli też dla nas) ryzykowali życiem swoim i swoich bliskich stając w szranki z o wiele liczniejszym i lepiej uzbrojonym wrogiem. Nie chodzi mi o zabawę w politykę, ważny jest szacunek i pamięć. Oprócz modlitwy oraz minuty ciszy o godzinie W postanowiłam oddać powstańcom hołd w sposób najbardziej oczywisty dla mola książkowego. Poniżej znajdziecie skromny spis książek, których tematyka w jakiś sposób powiązana jest z powstaniem.



Aleksander Kamiński ,,Kamienie na szaniec"

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że książka nie opowiada o powstaniu warszawskim (,,Zośka" jako ostatni z przyjaciół zmarł 20 sierpnia 1943 roku). Myślę jednak, że to, w jaki sposób autor przedstawił głównych bohaterów jak najbardziej pasuje do opisu młodych warszawskich powstańców, którzy podobnie jak członkowie Szarych Szeregów przez bezsens II wojny światowej stracili swoje rodziny, przyjaciół, swoje życie.





Miron Białoszewski ,,Pamiętnik z powstania warszawskiego"
Za rekomendację niech posłuży mi cytat ze strony lubimyczytać.pl:

,,Jest to książka, po przeczytaniu której chyba z tydzień śniło mi się, że ukrywam się w ruinach przed Niemcami, że przenoszę granty kanałami i przeczekuję bombardowanie w piwnicy...Taki plecak z granatami to jest bardzo ciężka rzecz..."





Krzysztof Kamil Baczyński ,,Wybór poezji"
Nie chodzi o tę konkretną książkę lecz o jakikolwiek wiersz tego poety. Każdy z nich wspaniale oddaje uczucia bohaterów najbardziej tragicznego jak dotąd konfliktu. Pozycja obowiązkowa nie tylko dla osób, których wciąż dotyczy obowiązek szkolny.




Norman Davies ,,Powstanie '44"
Oto pozycja dla osób, które pragną poszerzyć swoją praktyczną wiedzę na temat powstania warszawskiego. Mnóstwo informacji podanych w prosty, przystępny sposób. A autor to marka sama w sobie.







Marcin Ciszewski ,,WWW.1944.WAW.PL"
A to gratka dla osób, które historią niekoniecznie się interesują, ale jednak chcą w pewien sposób złożyć hołd powstańcom. Batalion świetnie uzbrojonych, współczesnych nam żołnierzy przeniósł się w czasie do roku 1944. Czy wpłynie to na losy powstania?







Melchior Wańkowicz ,,Ziele na kraterze''
Wańkowicz nie wziął udziału w powstaniu lecz napisał świetną książkę o tym, w jaki sposób wojna wpłynęła na losy zwyczajnej polskiej rodziny. Pisał o tym przez pryzmat swojego domu. Świetna opowieść o tym, co powstańcy musieli poświęcić, aby iść walczyć o Polskę.






Tadeusz Bór-Komorowski ,,Powstanie warszawskie"
Pośmiertnie wydana książka człowieka, który miał decydujący wpływ na to, że powstanie w ogóle doszło do skutku. Pozycja kluczowa dla dyskutantów rozwodzących się nad zasadnością tego zrywu.









Władysław Bartoszewski ,,1859 dni Warszawy"
Tytułowe 1859 dni to trzydzieści dni września 1939 roku, tysiąc siedemset sześćdziesiąt trzy dni okupacji i sześćdziesiąt sześć dni powstania warszawskiego.
Najważniejsze dla naszego kraju momenty II wojny światowej opisane przez wyjątkowo kontrowersyjną, ale jakże ważną dla najnowszej historii Polski postać.






Roman Bratny ,,Kolumbowie. Rocznik 20"
Książka Bratnego to powieść, która jeszcze kilkadziesiąt lat temu była lekturą szkolną. Książka opowiada historię członków pokolenia kolumbów właśnie, którzy nagle stanęli przed dramatyczną decyzją, co robić w obliczu tragedii, jaką jest wojna. 







Kolejność zaprezentowanych książek jest przypadkowa. Zdaję sobie sprawę z tego, że to jedynie ułamek tekstów, które traktują o powstaniu warszawskim, ale myślę, że przynajmniej na początek to wystarczy. Postanowiłam napisać tego posta po to, aby powstawało jak najmniej artykułów takich ja ten, który znajdziecie pod adresem: http://natemat.pl/69989,tez-masz-dosc-powstania-warszawskiego-cala-polska-nie-musi-przezywac-rocznicy-tak-jak-warszawa. A tymczasem czekajmy na godzinę W by choć na chwilę zatrzymać się i pomyśleć o tych, którzy nie mieli szczęścia żyć w czasach takich, jak my.

To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam,
Franca



PS: Znacie jakieś inne, warte przeczytania książki dotyczące powstania warszawskiego? Przygotowując tę notkę najprawdopodobniej przeoczyłam mnóstwo wartych przeczytania publikacji. Będę wdzięczna za informacje.

*Jan Stanisław Jankowski